Rozdział dziewiętnasty: Koteria

5.1K 577 773
                                    

Harry'emu nie podobało się to, co musiał zrobić.

Ale wiedział, że nie było innego wyjścia.

Od pół godziny mielisz te dwie myśli w głowie, zauważyła Sylarana, sunąc w stronę jego karku. Pomyśl o czymś innym. To się już robi nudne.

Harry sięgnął do niej i pogłaskał jej grzbiet. Przepraszam. Ja po prostu... naprawdę nie chcę tego robić.

To tylko niewielka odmiana, temat dalej ten sam, powiedziała Sylarana. Zróżnicuj to trochę. Chcę zobaczyć większą różnorodność myśli w twojej głowie. Pomyśl o jedzeniu. Uczta zaraz się zacznie. Brzmiała, jakby ślinka jej ciekła, gdyby węże mogły się ślinić.

Harry kiwnął głową. Siedzieli już w Wielkiej Sali. Niebawem otworzą się drzwi, jedzenie pojawi się na talerzach, a do środka wejdą uczniowie, którzy wyjechali na święta do domu...

Jego myśli się zacięły, po czym wróciły do poprzedniego koła.

Harry.

Zamrugał i spojrzał w dół, na Sylaranę, która wysunęła łeb spod krawędzi jego szaty. Prawie nigdy nie mówiła mu po imieniu, jakby uważała, że odkąd splotła się wokół jego myśli, to dobrze będzie wiedział, do kogo mówi. Tak, Sylarano? zapytał, bo miał wrażenie, że właśnie na to czeka.

Wszystko będzie dobrze, powiedziała, po czym musnęła jego szyję. Odpręż się. Jestem w twojej głowie, jeśli spróbujesz zrobić coś głupiego, to cię przed tym ostrzegę. Zawróciła i schowała się znowu w jego rękawie.

Harry odetchnął nerwowo i odwrócił się, patrząc na otwierające się drzwi. Siedzący obok niego Draco, jedyny uczeń, jaki poza Harrym siedział przy stole Slytherinu, ścisnął jego ramię.

- Będę zaraz za tobą - szepnął.

- Tylko jeśli obiecasz, że nic nie powiesz - wymamrotał Harry kątem ust.

- Ja miałbym powiedzieć coś, co mogłoby wszystko popsuć? - zapytał Draco. Kiedy Harry się na niego obejrzał, jego mina była pełna urażonej niewinności.

- Dokładnie tak - powiedział Harry ponuro. - Ale dobrze. Możesz ze mną pójść, ale jeśli go w jakikolwiek sposób zirytujesz, to nie dostaniesz swojego świątecznego prezentu.

Draco się podekscytował.

- Masz dla mnie prezent? - zapytał na tyle głośno, że ludzie zaczęli się obracać w jego kierunku - łącznie, jak Harry zauważył, kilku z Gryffindoru. Skrzywił się. Chciał, żeby wszystko się zdarzyło wtedy, kiedy to sobie zaplanował. Chciał porozmawiać z Connorem i zmusić swojego brata do zauważenia go, ale tylko na własnych warunkach.

- Tak! - syknął. - Wydaje ci się, że czemu wyganiałem cię ze skrzydła szpitalnego, ilekroć Hedwiga przynosiła moją pocztę? A teraz zamknij się. Albo nie dostaniesz prezentu.

- A co z moimi rodzicami? - zapytał Draco, wyraźnie walcząc ze sobą żeby nie jęczeć. - Karanie ich za coś, co ja zrobiłem, nie byłoby sprawiedliwe.

- Niby od kiedy cię obchodzi co jest, a co nie jest sprawiedliwe?

Harry wreszcie dojrzał Connora, zmierzwione ciemne włosy odcinające go na tle rudych czupryn Weasleyów. Nawet nie spojrzał w stronę stołu Slytherinu. Ze sposobu, w jaki szedł i śmiał się, i rozmawiał, stół Harry'ego dla niego mógł w ogóle nie istnieć. Harry przełknął gulę, która piekła go przez całą drogę w dół. Nie tym razem, bracie. Tym razem mnie zauważysz.

- Obchodzi mnie sprawiedliwość - upierał się Draco. - Przynajmniej wtedy, kiedy chodzi o moją rodzinę. I czemu teraz musisz patrzeć na tego palanta? Przecież rozmawiasz ze mną.

Żadne usta poza wężowymiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz