Rozdział dwudziesty trzeci: Dwa węże w legowisku lwa

5.8K 536 414
                                    

Notka od autorki: ...No i teraz mamy ten rozdział. Nie wpłynie on specjalnie na fabułę jako taką, ale zupełnie inaczej go sobie wyobrażałam, jak siadałam do pisania. No doprawdy, fanfiku.

* * *

- Chyba nie myślisz, że pójdziesz do wieży Gryffindoru beze mnie? - zapytał Draco z miną, jakby Harry właśnie oświadczył, że idzie skoczyć na główkę z wieży astronomicznej.

- Oczywiście, że nie - powiedział Harry, zerkając na niego ponad książką o transmutacji, którą pożyczył z biblioteki. Zawierała ciekawe informacje na temat tego jak rozpoznać kogoś w formie animaga. Harry nie wiedział, czy Voldemort miał w swoich szeregach jakichś niezarejestrowanych animagów, ale przecież mógł mieć, a nawet jeśli nie, to ta wiedza może mu się kiedyś przydać. Wszystko mogło się kiedyś przydać. - Nawet nie przyszło mi to do głowy.

To tak zaskoczyło Dracona, że ten po prostu siedział przez chwilę z opadniętą szczęką i szeroko otwartymi oczami, jakby był myszą zagonioną w kąt przez McGonagall. Harry często miał wrażenie, że głowa domu Gryffindoru musiała być bardziej przerażająca jako kot, niż jako kobieta, zwłaszcza wobec wszystkiego, co było od niej mniejsze.

Przez chwilę siedzieli w ciszy i Harry zdążył się nauczyć, że jedną z pewnych technik rozpoznawania animagów w ich formie zwierzęcej było spojrzenie na kolor ich aury. Oczywiście, Harry jeszcze nie widział aur. Przygryzł wnętrze policzka, zastanawiając się, czy może nie powinien się tego nauczyć.

Na pewno nie teraz, powiedziała szorstko Sylarana. Harry drgnął. Był przekonany, że w pokoju było na tyle ciepło, że poszła spać. Myślę, że możesz mieć do tego zdolności, ale będziesz potrzebował znacznie więcej koncentracji niż masz teraz. I skupionego umysłu, dodała. Wciąż używasz oklumencji, żeby w ogóle funkcjonować z dnia na dzień.

Harry przymrużył oczy. Myślę, że radzę sobie całkiem nieźle, biorąc pod uwagę...

Sylarana otarła się brzegiem łba o jego policzek. Radzisz sobie całkiem nieźle, biorąc pod uwagę. To chciałeś usłyszeć? Ale nie dość dobrze, żeby już widzieć aury.

Harry poczuł narastającą irytację, ale złapał ją i cisnął nią w jedną ze swoich tarcz oklumencyjnych, posyłając w cichy i mroczny kąt swojego umysłu. Sylarana syknęła coś o tym, że to się powoli staje drugim pudełkiem i że Harry powinien wreszcie z tym skończyć. Harry ją zignorował. Prawda, wciąż potrzebował oklumencji, żeby funkcjonować z dnia na dzień, ale Snape zapewnił go, że dziury w sieciach powoli wypełniają się mgłą i niektóre się już w pełni zaleczyły. Wyglądało na to, że nie stracił żadnych wspomnień poza paroma ze swojego dzieciństwa.

- Co? - skrzeknął wreszcie Draco.

Harry zerknął na niego.

- Moim zdaniem powinniśmy razem odwiedzić wieżę - powiedział. - Jeśli pójdę tam sam, to nie wywołam odpowiedniego wrażenia. Gryfoni teraz nie są pewni, co się dzieje, kogo powinni słuchać. Nie wiedzą, co sami powinni o tym myśleć. Myślę, że jeśli zabiorę ze sobą kogoś, kogo jednoznacznie utożsamiają ze Slytherinem, to pozbędą się wszelkich wątpliwości na temat tego, kto ich odwiedził.

- A co, jeśli powiem, że wcale nie chcę tam iść i nie chcę, żebyś ty też tam szedł? - Draco skrzyżował ręce na piersi w buntowniczej pozie.

- Pójdziesz - powiedział Harry.

- Niby czemu?

- Ponieważ inaczej mogę się zdenerwować za to, że mnie zmusiłeś do tego głupiego wyścigu z Connorem w zeszły weekend - powiedział Harry. - Jeszcze się nie zdenerwowałem o to. Dobrze wiesz, że mogę.

Żadne usta poza wężowymiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz