Rozdział dwudziesty: Bardzo specjalny pomysł Lockharta

5K 569 412
                                    

- Connor, posłuchaj mnie... - zaczął Harry kojącym głosem, mając nadzieję, że to powstrzyma wymykającą się spod kontroli manię, którą jego brat zdawał się w sobie rozwijać.

- Nie! - wrzasnął Connor i wybiegł z gabinetu Syriusza. Żeby podkreślić swoją złość, trzasnął drzwiami za sobą tak mocno, że jeden z wiszących na ścianie sztandarów rozbujał się, po czym opadł na stojące pod nim krzesło.

Harry usiadł w wolnym fotelu i skupił się na swoim oddechu, żeby się uspokoić, podczas gdy Syriusz wstał, żeby poprawić sztandar. Żaden z nich się nie odezwał. Harry po prostu nie był w stanie, a Syriusz prawdopodobnie obwiniał siebie za to, że w ogóle zaproponował to spotkanie. Jego gabinet, z nim nadzorującym przebieg rozmowy, wydawał się dość bezpieczną opcją dla Harry'ego. Musiał bardzo stanowczo powiedzieć Draconowi i Puchonom, że sobie ich tam nie życzy. Byli przy trzech spotkaniach w styczniu i ich obecność zdawała się tylko pogarszać sprawę.

Tym razem sytuacja wyrwała się spod kontroli w chwili, w której Harry wspomniał o meczu quidditcha. Connor zaczął wrzeszczeć tak, że jego twarz przybrała barwę zepsutego mięsa. Po przemyśleniu sprawy, Harry pomyślał, że Connor pewnie się martwi nadchodzącym meczem Gryffindor-Hufflepuff, ale to i tak nie tłumaczyło aż tak wielkiego wybuchu.

Nie, właściwie to może tłumaczyć, jego umysł podrzucił szybką myśl. Ty się nigdy nie denerwowałeś przed meczem, ale z drugiej strony masz więcej talentu od niego.

Harry zatrzymał tor myśli. Wydawało mu się, że jego myśli były jak należy, we właściwym tonie, ale jakoś... coś było z nimi nie w porządku.

Od grudnia i opętania Riddle'a miał takich myśli coraz więcej. Mógł myśleć, wierzyć i zachowywać się normalnie, a potem nagle wślizgnęłaby się jakaś myśl, podejrzenie względem Connora, ironiczny komentarz kiedy powinien podziwiać swojego brata bezwarunkowo, gorycz kiedy nie powinno być żadnej. Harry był pewny, że te myśli znikną jak tylko zapełni dziury w swoim umyśle mgłą oklumencyjną, ale póki co zaczynały go naprawdę niepokoić.

A w międzyczasie, wina za to, że te spotkania nie idą jak należy, spada po równo na mnie jak i Connora.

Och, oczywiście. Bo powinienem przewidzieć każdy jego ruch i wiedzieć, że zaperzy się jak dziecko w chwili, w której wspomnę o quidditchu.

Harry wstał z irytacją i zaczął chodzić wokół pokoju. Syriusz zerknął na niego poważnie przez ramię. Harry miał wrażenie, że jego ojciec chrzestny wciąż jest zbyt zszokowany zachowaniem Connora, żeby jakoś go pocieszyć. Od świąt ich stosunki się polepszyły, nawet jeśli wciąż bez namysłu drwił ze Snape'a, Ślizgonów czy Malfoyów, to przynajmniej ostatnio momentalnie się orientował i przepraszał.

Ogólnie rzecz biorąc, życie Harry'ego prezentowało się w tej chwili naprawdę przyjemnie, gdyby nie liczyć Connora i jego nieustannego dąsania się.

Ktoś zapukał do gabinetu. Harry ruszył do drzwi, domyślając się, że to pewnie pani Hooch przyszła, porozmawiać na temat quidditcha, albo jeden z kapitanów drużyn przyszedł do Syriusza po wskazówki.

Za drzwiami stał Ron Weasley, jego twarz była równie czerwona co jego uszy. Minął Harry'ego jakby go nawet nie zauważył, podszedł do Syriusza i stał przed nim, po prostu się gapiąc.

- Co się stało, Ron? - zapytał Syriusz, usiłując się nie uśmiechnąć.

- Dzięki tobie mój tata odzyskał pracę - powiedział Ron głosem płytkim od szoku. - Dzięki tobie mój tata odzyskał pracę! - Wyciągnął nagle ręce i przytulił mocno Syriusza, chowając twarz w jego szatach. Syriusz zaśmiał się i pogłaskał go po głowie. Harry uśmiechnął się w środku, patrząc jak szczęście sprawia, że oczy jego ojca chrzestnego zaczynają błyszczeć. Syriusz znowu się nie wysypiał, chociaż nie chciał się do tego przyznać i upierał się, że to po prostu kilka koszmarów o Daphne Marchbanks. Harry, odnosząc wrażenie, że to nie jego miejsce by się wtrącać, po prostu go obserwował i słał go do łóżka kiedy tylko mógł.

Żadne usta poza wężowymiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz