Rozdział czternasty: Opłacenie flecisty

5.2K 570 751
                                    

Kiedy w gabinecie Snape'a rozległo się pukanie, Harry wmawiał sobie, że jest gotów.

Nie był, nie tak naprawdę. Czuł, że poprawiająca akurat uchwyt na pudełku Sylarana się z nim zgadza, podobnie jak dwóch schowanych z tyłu jego umysłu strażników. Draco i Snape wbili w drzwi intensywne spojrzenie. Harry był nieco zaskoczony faktem, że nie widział większej różnicy w odczuwanych przez nich emocjach. Domyślał się, że Draco będzie poniekąd zirytowany, ale Snape czuł równie silną irytację. Harry nie sądził jednak żeby te uczucia pochodziły z tego samego źródła.

Odetchnął głęboko, czując w gardle łaskotanie eliksiru, który chwilę wcześniej wypił, a który połączył go z Draconem. Podszedł do drzwi i otworzył je.

Za nimi stała profesor McGonagall z ustami otwartymi by coś powiedzieć i oczami wbitymi w punkt znacznie powyżej jego głowy. Zawahała się i spuściła wzrok, a na jej twarzy pojawiło się przelotne zaskoczenie, które szybko zostało zastąpione obojętnością. Harry obserwował ją i czekał.

Żal zadudnił mu w głowie. McGonagall była dla niego miła kiedy cały jej dom podejrzewał go o najgorsze. Teraz to się zmieni. Teraz jeden z jej Gryfonów został spetryfikowany.

McGonagall jednak nie nazwała z miejsca Harry'ego ucieleśnieniem zła.

- Pan Potter - powiedziała po prostu. - To mi oszczędza szukania pana. Miałam zamiar zapytać Severusa, czy pana nie widział. - Zerknęła na Snape'a, za szybko, żeby Harry mógł zrozumieć znaczenie tego spojrzenia. - Dyrektor chce się z panem w tej chwili zobaczyć.

Harry kiwnął głową.

- Tam myślałem, że będzie chciał, profesor McGonagall.

Skrzywił się jak usłyszał swój głos. Naprawdę musiał mieć ton skarconego zwierzęcia, jakby się faktycznie bał tego co Dumbledore może mu zrobić?

Nie musisz się niczego bać z jego strony, powiedział Draco, którego głos zdawał się dochodzić z lewej strony czaszki Harry'ego. Mój ojciec wszystkim się zajmie.

Jego głos był tak bardzo przepełniony niezłomną wiarą, że Harry musiał się uśmiechnąć.

Profesor McGonagall zerknęła na niego osobliwie kiedy prowadziła go korytarzem. Draco i Snape zostali w gabinecie. Harry podejrzewał, że to spojrzenie było efektem niecodziennego przebłysku naturalnych emocji na jego twarzy.

No co? Aż tak się dziwi, że nawet ja mam jakieś emocje?

Zdusił irytację. Okazało się to znacznie cięższe teraz, kiedy nie mógł już korzystać z pudełka, w dodatku została zaraz pod powierzchnią jego umysłu, jakby jeden cięty komentarz mógł ją wyciągnąć z powrotem na wierzch.

Czy inni ludzie czują się tak cały czas?

Na samą myśl zrobiło mu się niedobrze i przez dłuższą chwilę nie słyszał tego, co mówiła do niego profesor McGonagall.

- ...muszę cię zapytać, gdzie byłeś przez ostatnią godzinę, Harry. Z profesorem Snape'em? - zapytała w końcu.

Harry odkaszlnął i skupił się na jej twarzy. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem doświadczał tylu emocji na raz i w dodatku teraz nie wiedział jak je ukryć, więc wszystkie były widoczne na jego twarzy, łącznie z żalem. Zmusił się do uspokojenia się. Nie mógł sobie pozwolić na coś takiego przed Dumbledore'em, mimo że dyrektor obiecał mu, że będą w szkole bezpieczni i nie dotrzymał słowa.

- Tak, proszę pani. Byłem.

Profesor McGonagall rozejrzała się szybko. Byli w korytarzu, który prowadził do gabinetu dyrektora, ale Harry nie zauważył tam nikogo poza nimi. Profesor McGonagall westchnęła i uklęknęła przed nim na jedno kolano. Harry spiął się, gotując się do uniku jeśli jednak spróbuje go przeklnąć.

Żadne usta poza wężowymiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz