Rozdział dwudziesty drugi: Gryfon między Ślizgonami

5.5K 542 448
                                    

Notka od autorki: Harry bawi się w politykę i próbuje przekonać Connora do przyłączenia się.

* * *

- Nie - powiedział Justin.

Harry zamarł i przez chwilę tylko się na niego patrzył. Czekali w szklarni na rozpoczęcie zielarstwa; był ciepły dzień i będą musieli założyć nauszniki ochronne przed mandragorami, więc Harry uznał, że najlepiej będzie porozmawiać z nim przed zajęciami. Myślał, że pójdzie bez problemów. Powie Justinowi, że Connor zmienił zdanie i chce się pogodzić z domami, Justin pewnie będzie sceptyczny, a reszta Puchonów pewnie tym bardziej, ale na pewno nie sprawią mu więcej kłopotów niż Ślizgoni. Harry następnie przeniósłby się na Krukonów, pewnie zaczynając od Penelopy Clearwater, prefekta, którą dyrektor przydzielił do obserwowania Harry'ego, a potem spróbowałby ponownie porozmawiać ze Ślizgonami, żeby przygotować ich na wizytę Connora. Pierwsza rozmowa... nie poszła najlepiej. Ale Harry spodziewał się, że najwięcej problemów będzie miał właśnie z przekonaniem własnego domu do dobrych intencji swojego brata.

Tymczasem Justin okazał się być nieoczekiwanie uparty.

- Nie - powtórzył, kręcąc głową. - Przykro mi, Harry. Nie wierzę, że tak nagle stał się innym człowiekiem.

- Nie stał się - powiedział Harry, przełykając narastającą złość. Coraz lepiej wychodziło mu kontrolowanie własnego temperamentu, ostatecznie musiał funkcjonować bez pudełka już od dwóch miesięcy. Poza tym pewnie po prostu coś źle ujął, źle się wysłowił, dlatego Justin zareagował w ten sposób - Ale naprawdę jest mu przykro. Po prostu zaczął się martwić o to, czy ja przypadkiem nie jestem Chłopcem, Który Przeżył i to wpłynęło na jego osąd. - Nie miał zamiaru nikomu mówić o zdolności przymuszania Connora, póki ten nie będzie gotów ogłosić tego wszystkim sam. - Naprawdę, Justin, obiecuję, że nie będzie się tak więcej wydurniał. Naprawdę nie dasz rady mu wybaczyć?

- Nie rozumiesz - powiedział cicho Justin.

- No najwyraźniej - Harry prychnął zanim zdążył się powstrzymać.

Drugi czarodziej uśmiechnął się do niego słabo.

- Moglibyśmy mu wybaczyć to, że, jak sam to ująłeś, zachowywał się jak dureń - powiedział. - Gdyby chodziło tylko o to, że powiedział coś złego o naszym domu czy o którymś z nas, a tego nie było wiele. Ale on skrzywdził ciebie, Harry. Dużo ciężej przychodzi wybaczenie wobec kogoś, kto skrzywdził naszego przyjaciela.

Harry zamrugał. Ten argument nawet nie przyszedł mu do głowy.

- Ale ja mu wybaczyłem, Justin. - Może nie wyraził się wystarczająco jasno w tym temacie. - Powiedziałem ci już, zrozumiałem, czemu mnie krzywdził, a on obiecał, że więcej tego nie zrobi. Rozmawialiśmy o tym

Justin przymrużył oczy.

- I wydaje ci się, że to naprawdę wyjaśnia cztery miesiące unikania cię i siania plotek, żeby wszyscy źle o tobie myśleli? Myślisz, że to usprawiedliwia okłamywanie jego własnych przyjaciół, że przyszedł cię odwiedzić w skrzydle szpitalnym?

- Nie usprawiedliwia - powiedział Harry. - Po prostu... zrozumiałem, czemu to zrobił. - Wzruszył ramionami - I skoro ja mu wybaczyłem, a mnie to wszystko dotyczyło, to będzie to dziwnie wyglądało jak go dalej nie będziesz lubił, prawda?

- Niekoniecznie.

Harry podskoczył i obejrzał się przez ramię. Nawet nie usłyszał, kiedy Zachariasz do niego podszedł. Zaczął się zastanawiać, gdzie jest profesor Sprout. Czy nie mogłaby się pojawić akurat teraz i wybawić go od rozmowy z najbystrzejszym z drugorocznych Puchonów?

Żadne usta poza wężowymiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz