Rozdział siedemnasty: Czas na test

4.7K 563 291
                                    

Harry stał po raz kolejny w swoim koszmarze o czarnych figurach, jednej wrzeszczącej w niewielkiej, zamkniętej przestrzeni i jednej jęczącej w większej, starając się ustalić, co one znaczą, kiedy Riddle zaatakował.

W pierwszej chwili dowiedział się o tym z syku Sylarany, roznoszącym się wokół niego niczym syk Nagini, węża Voldemorta, kiedy nią rzucił w Zakazanym Lesie. Harry obrócił się szybko. Tarcze Snape'a się smażyły. Czuł, jak Riddle obija się w pudełko, podczas gdy Sylarana z całych sił zaciskała się wokół niego. Wieko pudełka zaczynało się unosić, łańcuchy i kłódki Harry'ego topniały.

Obudź się!, rozkazała mu Sylarana. Nie znasz swoich snów jeszcze wystarczająco dobrze, żeby móc mu się tutaj postawić.

Harry otworzył oczy i ból uderzył w niego obuchem. Jęknął cicho i dotknął czoła. Jego blizna paliła, cała nabrzmiała już od krwi.
Zasłony otworzyły się gwałtownie po jego prawej stronie i Draco już był przy nim, zaciskając ręce na nadgarstkach Harry'ego, zabierając jego dłoń od blizny. Harry próbował wyrazić wzrokiem jak bardzo jest za to wdzięczny. Draco odpowiedział uśmiechem, ale był to raczej ponury uśmiech, a jego twarz była równie blada co wtedy, kiedy musiał stawić czoła swojemu ojcu.

- Jestem tutaj, Harry - powiedział Draco, a jego głos odbił się echem w głowie Harry'ego. Jestem tutaj. Wszystko będzie dobrze.

Harry poczuł jak Snape się budzi, martwi tylko przez chwilę, zanim ukrył to uczucie za ścianą mrozu i poleciał bronić przed atakiem. Tarcze się wzmocniły. Snape mógł je trzymać dowolnie długo, gdyby Harry tylko poprosił.

Harry tego nie chciał. Atak mógł potencjalnie przejść na profesora. Do tego chciał skorzystać z okazji i sprawdzić, czy jego plan zadziała.

Wypuść go odrobinę, Sylarano.

Nie powinnam...

Tylko kawałek, nalegał Harry. Wiem, że może zrobić mi krzywdę, ale jeśli nie spróbujemy, to nigdy nie dowiemy się, czy to w ogóle działa.

Sylarana poluźniła nacisk na pudełko, a Snape odsunął swoje tarcze jak zasłony. Riddle najwyraźniej nabrał podejrzeń na tak nagły brak oporu. Wieko pudełka uchyliło się lekko i wysunął się z niego niewielki, czarny kosmyk.

Sylarana zatrzasnęła wieko z powrotem i kosmyk, niespodziewanie odcięty i odizolowany w umyśle Harry'ego, wyślizgnął się, szukając jakichś myśli Harry'ego, żeby je przejąć i kontrolować.

Harry unosił się przy nim, podczas ostatnich dwóch miesięcy treningów ze Snape'em nauczył się między innymi jak ukrywać się we własnych myślach, wyglądając niepozornie, jak przelotna myśl. Czuł rosnącą w nim furię, co nadało jego ukryciu lekko czerwonej poświaty. Za nim leciał Draco. Często czuł się w głowie Harry'ego jak u siebie, zupełnie jak Sylarana czy sam Harry, a Harry nie martwił się, że coś się może mu stać, chyba że kosmyk zrobi niespodziewany zwrot.

A próbował.

Harry podniósł swoją magię, tylko jej kawałek - nie chciał, żeby ukryty w pudełku Riddle wyczuł, co się tu dzieje - i owinął nią kosmyk. Magia momentalnie nabrała kształtu, kiedy o niej pomyślał, wyglądając jak tornado, ale zrobione z noży, a nie z wiatru. Ostrza cięły bezlitośnie, krojąc i siekając.

Kiedy Harry rozwiał swoją magię, kosmyk Riddle'a zniknął, jeden jego fragment przepadł na zawsze. Harry odkrył, że nie jest mu go żal. Riddle skrzywdził go znacznie bardziej. Przynajmniej większość jego osobowości przeżyła w pudełku. Harry wątpił, żeby cokolwiek z niego zostało, kiedy Voldemort opęta jego umysł.

Żadne usta poza wężowymiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz