Rozdział XXVI

371 37 32
                                    

*Yiğit

-Ale co ja mam powiedzieć Nur? Że przywożę jej swojego syna by ukoić ból po naszej córce?- pytałem nieco zdenerwowany Iclal.
-Nie o to mi chodzi Yiğit. Chcę, by Nur
chociaż na chwilę przestała się zamartwiać. Weź Merta ode mnie i zabierz go do Was na jakiś czas. Uwierz mi, to dobrze jej zrobi- odpowiedziała nieco spokojniej kobieta.
-Dobrze, może masz rację....Będę po niego za pół godziny- odparłem jednoznacznie i rozłączyłem się.

Niestety, ani śladu mojej kruszynki, ani Fatiha. Przysięgam, że jeśli go spotkam to uduszę go własnymi rękami bez wachania. Daję słowo sobie, Nur i Bogu, że ten człowiek zostanie słono ukarany. Jeśli tak się nie stanie, to ja nie nazywam się Yiğit Kozan. Wtem na niebie pojawiły się czarne jak noc burzowe chmury
"Jeszcze tego brakowało"- rzuciłem do siebie na głos i wsiadłem do samochodu.
Jako, że aktualnie panująca pogoda nie sprzyjała warunkom do jazdy, musiałem jechać wolniej niż zwykle.
Wszędzie wokół ogromne krople wody, porywisty wiat, a do tego utrudniony ruch na drodze. Oparłem rękę na drzwiach od samochodu, a na niej głowę. Nagle poczułem, iż te wszystkie zdarzenia dnia dziejszego, to wstęp do koszmaru.

Wreszcie dojechałem do domu Iclal. Drzwi otworzył mi Ferat, po czym zaprosił do środka.
-Tata!- krzyknął uradowany na mój widok Mert- Tak się cieszę, że zawieziesz mnie do Nur.
-A co? Z mamą Ci źle?- spytałem lekko unosząc przy tym kąciki ust.
-Tak trochę, bo ciągle karze mi czytać książki- odpowiedział ciut zawstydzony.

Nagle za Mertem stanęła moja była żona i dała mi palcem znak, bym nie informował chłopca o jej przybyciu.
-Ale synku, musisz umieć czytać- powiedziałem i pogłaskałem go po głowie.
Chłopiec nic nie odpowiedział, a jego reakcją było tylko ruszenie ramionami.
-Ferat, pomożesz Mertowi znieść jego rzeczy z góry?- spytała Iclal
-Jasne, że pomogę. Chodź Mert, pokażesz mi co chcesz zabrać- odparł Ferat, wziął chłopca za rękę i poszli na górę.
Wiedziałem, że Iclal celowo chciała zostać sam na sam ze mną by nie poruszać tematu porwania Szeherezady przy synu.
-Wiadomo coś- zapytała ciemnowłosa kobieta z nadzieją w głosie.
-Nie, ani śladu dziecka, ani Fatiha- odpowiedziałem nie okazując żadnych uczuć.
-Słuchaj Yiğit, wszystko będzie dobrze. Przejdziecie przez to- powiedziała i ścisnęła moją rękę.

Wtedy coś we mnie pękło. Poczułem jak serce pęka na tysiąc drobnych kawałów, a po moim policzku spływa łza.
-Nie dam rady Iclal. Czemu wszystkie kataklizmy przytrafiają się akurat nam?- rzekłem zrozpaczony i złapałem kobietę mocniej za dłoń.

Kątem oka widziałem, że po policzku matki mojego syna również spływają kolejne łzy. Choć nie jest matką dla mojej córki, ona też to przeżywała. Cierpiała razem z nami.
Ciemnowłosa otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale natychmiast się powstrzymała.
Do pokoju akurat wszedł zadowolony Mert, a jego pierwszym pytaniem na nasz widok było "Dlaczego płaczecie?"
Dopiero wtedy do mnie dotarło, że patrzy na nas dziecko.
-Nie ważne synku. Chodź tu do Nas- powiedziałem do chłopca, a on natychmiastowo wtulił się między Nas.

Tak trwaliśmy dłuższą chwilę, dopóki nie przypomniałem sobie, że Nur czeka na mnie w domu. Lekko się poderwałem z kanapy i trzymając za rękę syna ruszyliśmy w stronę wyjścia. Mert pomachał mamie i Feratowi na pożegnanie, a następnie wrzucił do auta swój bagaż oraz wsiadł do samochodu.
Od chwili, gdy ruszyłem z synem w stronę domu, praktycznie tylko chwilami skupiałem się na jeździe. Moje myśli skupiały się wokół żony.
Miałem dziwne przeczucie, że coś się dzieje, ale za nic nie mogłem ustalić o co chodzi.
"Za dużo tego wszystkiego. Najpierw choroba Szeherezady, następnie moja kłótnia z ukochaną i wiele nie przespanych nocy, podczas których chodziłem od baru do baru, a teraz jeszcze uprowadzenie córeczki. Dłużej nie wytrzymam"- ciągle te słowa zaprzątały mi głowę.

Asla Vazgeçmem- ciąg dalszy [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz