Rozdział XXIX

414 41 22
                                    

Notka nietypowo na wstępie? Czemu nie.
Kochani, najwspanialsi czytelnicy💗Tym razem chcę Wam coś przekazać, nim zacznę pisać rozdział.

Jak niektórzy wiedzą, od soboty mam nową serialową miłość💟
Chciałabym się do Was zwrócić z proźbą (nie zmuszam nikogo, jednak miło mi będzie, jeśli to zrobicie) o przeczytanie tego, rozkręcającego się opowiadania, autorstwa Skorpion_fan pisanego na podstawie amerykańskiego serialu. Link:  http://my.w.tt/UiNb/cuBwakaQsF

Jako czytelniczka tego opowiadania, serdecznie go polecam💗💗 i liczę na Wasze zaangażowanie w jego rozwoju, nawet jeśli nie lubicie amerykańskich seriali (sama ich nie lubię, ale ten serial jest wyjątkiem)😘
Tak, wiem. To dziwna proźba, która bierze się prosto z serca😉💖
Dobra, kochani liczę, że mnie nie zawiedziecie, a ja już przechodzę do rozdziału, na który pewnie już wszyscy czekają😂💟

Teraz klęczał już sam, na zimych płytkach szpitalnej podłogi. Nie mógł się pogodzić z myślą, że ona to zrobiła, że odeszła od życia by innym było lepiej. Dla niego to był obłęd, nie chciał dopuścić do siebie tej myśli.
Zacisnął dłoń w pięść i niczym opętany zaczął nią uderzać o podłogę, wołając z niebogłosy "Czemu to zrobiłaś?!". Aż w końcu i po jego policzkach zaczęły spływać słone łzy, a jego zielone oczy zrobiły się szklane. Nic nie widział i nie czuł, tylko samotnie pogrążył się w żałobie oraz wylewaniu łez. Nadal odpychał od siebie tą okropną myśl, że ją stracił.
Stracił swoją bezcenną różę, rozkwitający miłością kwiat, swój diament, swój azyl, swoją ambrę, swój spokój, swoją duszę, swoją miłość, swojego aniołka o prześlicznych oczach, swoją żonę, powiernicę, przyjaciółkę oraz matkę swojego dziecka.

Wtem poczuł, jak ktoś dotyka go za ramię, jakby delikatna i kobieca dłoń. Nie miał ochoty się odwracać, jednak serce mu mówiło, żeby to uczynił. Zrobił to, przełamał się i tego nie pożałował. Gdy się odwrócił, ujrzał stojącą kobiecą sylwetkę.
Jej włosy były delikatnie jaśniejsze od jego włosów, a oczy barwy niebieskiej. Odrazu w tej kobiecie rozpoznał swoją matkę- Ayten Kozan.
Tą, którą bezprawnie zamordował jego ojciec.
Delikatnie podniósł się z kolan i stanął na równi z mamą. Jej niebieskie oczy patrzyły na syna z czułością i miłością, tak jak na niego patrzyła każdego dnia.
-Mamo, moja wspaniała rodzicielko- rzekł, a jego oczy jeszcze bardziej się wypełniły łzami.
Nie zwarzając na reguły, po chwili rzucił się w objęcia Ayten, nie chciał jej stracić ponownie jak wiele lat temu.
-Mój cudowny synku, mój Yiğitcie- odezwała się po niedługim czasie matka- Nie wylewaj na próżno łez mój lwie. Wszystko się ułoży skarbie.
-Najpierw straciłem Ciebie, potem ojca, następnie Twoją wnuczkę, zaś moją córkę, a teraz odeszła moja żona- odezwał się niespokojnym głosem mężczyzna i mocniej objął rodzicielkę.
-Wiem o wszystkim słonko, dlatego też tutaj przybyłam. Synku, jest Ci ciężko, ale się nie poddawaj. Ja jako Twoja matka, również odczuwam ból swojego dziecka. Jestem tu by Ci pomóc, mój lwie- odezwała się brunetka, gładząc czoło syna.
-Jak Ty mi możesz pomóc mamo, skoro straciłem wszystko, co mnie najlepsze spotkało w życiu?
-Najdroższy, przestań wylewać łzy i jedź do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Jako Twoja mama, będę Cię wspierać na każdym kroku- odpowiedziała i po tym jak złożyła pocałunek na czole dziecka, rozpłynęła się w powietrzu.

Rozmowa z matką, dała mu do myślenia. Wrócił dawny on, mimo bólu którego doznał przy ostatnich chwilach z Nur.
Nagle poczuł jak wraca do życia. Jego powieki się unoszą, a oczy poczynają dostrzegać wszystko wokół niego. Był pewien jednego, wrócił do normalności.
Wtem obok siebie ujrzał starszego brata, który spał na krzesełku.
Niechcąc obudzić brata, po cichu wstał z łóżka i wymkął się z pokoju.
Czuł, jakby doznał nowego życia, kolejną szansę od losu. Migiem minął salę żony, nawet nie pytając siebie, co z nią i niezauważony wybiegł ze szpitala.

-Tam gdzie wszystko się zaczęło? Co mama miała na myśli? Pierwszy dom, czy może co innego?- zadawał sobie te pytania jadąc nie wiadomo gdzie.
Wtem go olśniło! Rezydencja Kozan, tam był początek jego miłości do Nur, kolejny początek wszystkiego.
Nie zważając na jakiekolwiek znaki drogowe, zawrócił w stronę spalonego domu. Pędził w tamtym kierunku jak wariat, aż w końcu dotarł.
Z daleka wyłaniał się widok pozostałości po jego pierwszym, własnym domu. Miał wiele mieszanych uczuć, co do tego miejsca. Tu jego życie odwróciło się o 180°.
Zostawił samochód przed bramą i skierował się w stronę zabudowań.

Idąc myślał, co go może tam czekać. Z ocalałych pomieszczeń została tylko oficyna. Rozmyślał tak, aż w końcu w zasięgu jego wzroku znalazło się granatowe auto. Teraz tylko jedna osoba przychodziła mu na myśl- Fatih. Dorwał go. Sprawie, a za razem cicho skontaktował się z policją.
Chcąc nie chcąc, ruszył w stronę oficyny. Gdy tylko wszedł, pierwszą osobą która rzuciła mu się w oczy była maleńka istota, jego córeczka. Natychmiast podbiegł do dziecka i je utulił. Był w niebo wzięty, że jego maleństwo się znalazło. Nagle oprzytomniał. Nie był tu przecież sam, jest tu jeszcze Fatih. Nim mrugnął oczami, przed spalonym domem stanęły radiowozy. Lekko pochwycił malutką dłoń maleństwa, a kruszynka odwzajemniła mu to uśmiechem. Ukradkiem zauważył, że policjat nakazuje mu wyjść, więc szybko, ale i po cichu wyszedł z oficyny, a następnie rzucił się w stronę samochodu.

-------------------------------------------------
Kolejna notka? Czemu nie xD.
No więc, przyznam, że dziwnie mi to wyszło. Chyba wrócę do pisania z perspektywy bohaterów, bo tak mi nie wychodzi :/ Rozdział krótki, bo już nie chciałam go bardziej psuć.
Na Waszą opinię czekam w komach 💗
Selamlar,
hurrem_kozan_17

Asla Vazgeçmem- ciąg dalszy [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz