Boże, skąd to w ogóle przyszło mu do głowy? Jaka miłość? Niemożliwym jest się zakochać. Można się z a u r o c z y ć. A jak się już ma tę osobę, to się stwierdza, że lepsza była walka o nią. Miłość to jedna z największych ściem na świecie, którą stworzyli jacyś chorzy psychicznie napaleńcy, żeby tłumaczyć swoje niepohamowane zapędy jakimś głębokim uczuciem. Po co wciąż zawracał sobie głowę tą bzdetą?
Jungkook podążał chodnikiem z różowej kostki na wschód od centrum. Powietrze przesycone było ciężką wilgotnością i pachniało sauną. I spalinami. Zdawało się, że świat nie żyje, bo nawet na nagiej skórze nie wyczuwało się choćby maleńkiego ruchu powietrza. To wszystko zapowiadało nocną ulewę, która pewnie nie da żadnej ochłody, czy ulgi od tej wszechobecnej suchości, tylko pozostawi wrażenie, że na ziemię zlały się kaskady potu. Mdli na samą myśl.
Bar koktajlowy Subak Technology był bardzo popularnym miejscem, już nawet wiosną. Serwowali tam najlepsze owocowe soki i koktajle, lecz fakt faktem – te arbuzowe były najlepsze. Co prawda do znacznej części dolewane były różnorakie, wymyślne alkoholowe mieszanki, co by piękny parkiet z jasnobrązowego drewna nie był pusty. Ludzie chętnie tu zaglądali, tłumnie przesiadywali na otoczonym mnóstwem wonnych kwiatów tarasie, zamawiając oczywiście koktajl po koktajlu.
Nie był to wielki lokal o luksusowym wyposażeniu. Może dlatego miał on swój klimat. Właścicielami byli mężczyzna, przedstawiający się wyłącznie nazwiskiem, wraz z pogodną, osobowością kolorową jak to miejsce małżonką. Jednak w Subak najczęściej pojawiał się ich syn. Odwiedzające ten bar towarzystwo bardzo go szanowało, a dziewczyny wręcz za nim szalały. Mądry, wysoki, dobrze zbudowany. Jungkook widział go może z dwa razy, podczas gdy Subak Technology odwiedzał od ósmej klasy. Nawet nie wiedział jak ma na imię, a słyszał wiele wersji.
W czasie swojej tułaczki, pachnącej parą z czajnika i kurzem, Jungkook rozmyślał o swoich beznadziejnych wizjach sprzed paru godzin, słodkim i zimnym koktajlu z arbuza i tym z pitahayi i granatu, no i oczywiście o Park Jiminie. Ciekawiło go, co ten dziwak dzisiaj wymyśli. I czy da mu wrócić na wpół do dwunastej, jak obiecał matce.
Jak się okazało Park Jimin stał na tarasie z prawie pustą szklanką w swojej dłoni. Uśmiechał się w przestrzeń (a może do Jungkooka), bujając się w przód i w tył na stopach. Wyglądał nazbyt dobrze w podziurawionych, ciasnych spodniach z jasnego jeansu i czarnej koszulce, subtelnie opinającej jego rozwinięte – najpewniej nadmiernymi wizytami na siłowni – ramiona. Zaczesane do tyłu czarne włosy odsłaniały mu prawe ucho, w którego płatku i chrząstce połyskiwały drobniutkie kolczyki. Gdyby nie pucołowata twarz, Jungkook mógłby pomyśleć, że ma przed sobą jakiegoś idola.
- Chyba nie jesteś dzisiaj w humorze, co? – Park Jimin wyciągnął wolną rękę kieszeni i podał Jungkookowi stojącą do tej pory na drewnianej poręczy, szklankę. – Nie wiedziałem co lubisz, więc wziąłem ten klasyczny.
No i trafił.
- Dziękuję.
- Wiesz, że niedługo się stąd zmywamy?
Czyżby wreszcie zrozumiał, że w tej relacji nie ma czasu na wspólne spędzanie czasu w barach z sokami?
- Dokąd, jeśli można wiedzieć? – wymamrotał, przełknąwszy arbuzową papkę, lekko zgorzkniałą od alkoholu, lecz wciąż niesamowicie słodką i orzeźwiającą.
- Dokąd chcesz. Dzisiaj nie ma z nami pana Ha, możemy pojechać dokądkolwiek.
Jungkook mimowolnie uniósł jedną brew, chwilę później już mając nadzieję, że Jimin tego nie widział. Swoją drogą mówił jak niejeden szaleniec, co mogło oznaczać, że troszkę już sobie tu posiedział. A co za tym szło, to wszelkie koktajle i niedzielne martini w przecenie.
CZYTASZ
tokki. expensive bedbunny || taekook
FanfictionO Jeon Jungkooku, który chciał uwagi, komplementów, pieniędzy i... miłości... [토끼] tokki (kor.) - króliczek [ang. bunny] #792 w FF - 17.03.2018 #792 w FF - 6.04.2018