XXXII : Cichy zabójca

1.1K 126 56
                                    

Gdy tylko za Taehyungiem zamknęły się drzwi, Jungkook wydarł się płaczliwie, jak gdyby ten żałosny wrzask był w stanie sprowadzić go z powrotem. Powtórzył to jeszcze parę razy, próbując przy tym wypowiedzieć jego imię, jednak Taehyung nie wrócił, a chłopca jedynie opuściły siły i wstrząsany szaleńczym szlochem, osunął się kolanami na pokryty kałużami chodnik. Nawet uderzanie w drewniane paliki płotka nic nie dały. Dostał tylko jednego esemesa.

태태 형
Powiedziałem, żebyś szedł do domu. Zmokniesz.

Sam nie wiedział dlaczego się posłuchał. Może wydało mu się to iskierką troski, uczucia, którego nie wolno było zmarnować. Matka Jungkooka zobaczywszy go w tej istnie marnej prezentacji, jaką sobą przedstawiał, oczywiście chciała wyjaśnień, ale buzia jej syna niczym zamknięta na trzy spusty i kłódkę ani drgnęła. Gdy pomagała chłopcu się przebrać i wycierała jego włosy ręcznikiem, ten wlepiał puste spojrzenie w jasne panele. Czuł się tak samo pusto, jak pusto się patrzył. Jakby ktoś wyrwał mu serce z piersi i emocje z duszy. Taehyunga z życia.

~*~

Marzył o tym, by w tej chwili stać razem z całym rocznikiem na środku, trzymać w dłoni list gratulacyjny, a żeby z trybuny spoglądać mógł w oczy szczerzącego się do granic możliwości Tae. Później na podwyższeniu odebrałby świadectwo ukończenia liceum i kartę potwierdzającą zaliczenie egzaminów, i wszystko byłoby tak świetnie, jak ze snu.

Tymczasem zaraz po pomijającej go przemowie dyrektora i wychowawców czwartych klas, wstał i ściągnąwszy przyciasną, żółtą marynarkę, zignorował Yugyeoma, wołającego go do klasy na pożegnanie z nauczycielem i powolnym krokiem wymaszerował z budynku, na koniec elegancko i z klasą spluwając na schodki. Złość to mało powiedziane, na określenie tego co czuł.

Taehyung milczał, a nawet ten debilny Park Jimin, który grał takiego wspaniałego ostatnim razem. Niech go diabli wezmą.

Chłopiec przeszedł przez furtkę, lecz wtedy dotarło do niego, że w zasadzie nie miał co robić, ani dokąd iść, poza domem, czego póki co chciał uniknąć, chociaż takie rozwiązanie oszczędziłoby mu tułania się po miasteczku. Oczywiście, jak na zezłoszczonego dzieciaka przystało ruszył prosto przed siebie.

Słońce grzało jak szalone, a fakt, iż niebo od rana trwało czyściutkie, bez ani jednej chmurki, tylko mu pomagał. Idąc chodnikiem, znajdującym się zaraz przy ciemnym i cuchnącym asfalcie, miało się wrażenie, że skóra jest wypalana żywym ogniem przez wszelkie warstwy ubrań. Jungkookowi ubranemu w zwykłą białą koszulę z podwiniętymi rękawami i czarne spodnie od  garnituru, przez myśli przelatywały coraz to nowsze narzekania i przeklinane prawdopodobieństwa rozpuszczenia się w skwarze. Po wczorajszej ulewie dosłownie nie było śladu.

Tak, czy było coś lepszego niż pogoda, nad czym mógł skupiać się smutny Kook? Nie. Problem polegał na tym, że ta przeklęta pogoda także przywodziła do jego umysłu Taehyunga. Nieważne jak bardzo starałby się znaleźć temat, który był odległy od niego niewyobrażalnie, tak zawsze okazywało się, że tak naprawdę Tae był tego głównym przedmiotem.

Przeklinając w potwierdzeniu samemu sobie po podjęciu decyzji o porzuceniu jakichkolwiek rozmyślań, przysiadł na jednym z fundamentów ogrodzenia jakiegoś budynku. Bezczynne siedzenie w dość odosobnionej części podseulskiej wioski wbrew pozorom miało więcej sensu niż łażenie po samym centrum, gdzie było więcej do roboty. Dlatego, że niemalże każdy zakamarek centralnego Seulu łączył się z mnóstwem wspomnień.

- Nareszcie wakacje, co? - usłyszał przed sobą czyjś miły, melodyjny głos.

Uniósł głowę, a jego oczom ukazał się wychylający z samochodu brunet. Obracał się w połowie w stronę chłopca, opierając się jednym łokciem o kierownicę, a drugą ręką podtrzymując o zagłówek fotela. Miał przyjazny wyraz twarzy, duże, wesołe oczy i pełne usta, wykrzywione w zachęcającym uśmiechu.

tokki. expensive bedbunny || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz