VIII : Min Yoongi na dystans?

2.1K 246 15
                                    

  Nie chciał. Nie chciał tego nawet kończyć, co dopiero zapominać. Lecz wyglądało na to, że musiał. Propozycja Jungkooka brzmiała jak odrzucenie, którym najprawdopodobniej była. To dziwne, ale... bolało...

- Hyung, głupio mi teraz – szepnął chłopiec, śledząc spojrzeniem długie palce Taehyunga sprawnie wiążące białe sznurówki jego starych trampek. – Nie potrzeb...

- Jungkook, w porządku – przerwał mu tamten. – To ja... Powinienem się domyślać, że najwyraźniej kogoś masz... Nie masz czasu, ten samochód... Przepraszam, to mi jest głupio.

  A raczej powinno. Bo choć wyszedł z tego straszny kwas, Taehyung nie żałował ani trochę. Przynajmniej nie teraz, kiedy jeszcze czuł na wargach słodycz ust Jungkooka.

- Nie, hyung, to nie tak! – wykrzyknął Kook. Jednak zaraz ułożył dłoń na ustach i ze zdenerwowania wbił palce w policzek.

  Starszy skrzywił się niewyraźnie i popatrzywszy na stojącego pod wieszakiem na kurtki bruneta, uniósł jedną brew, tak, żeby ten na pewno to zobaczył i odebrał jako sygnał do rozwinięcia swojej niezrozumiałej myśli. Ale odpowiedziała mu jedynie głucha cisza.

- A jak? I w ogóle, to co to? Chodzi o to "to", które miałeś mi wytłumaczyć? Jungkook?

  Zaczęło się odliczanie, niczym przy odbezpieczonej bombie, którą dzielą sekundy przed zmieceniem kawałka czyjegoś świata. Za chwilę miała wybuchnąć bomba, a jej celem była przyjaźń tej oto dwójki. Bomba przepełniona pięknem, pieniędzmi i drogą pychą. Jungkook dałby się teraz pokroić Min Yoongiemu, byleby to wszystko się teraz nie działo.

- Nie... Nie, to nie... – Przez myśli Kooka przelatywały same przekleństwa, a i on sam nie potrafił sklecić żadnej sensownej wypowiedzi. Zdenerwowanie, jakie roztrząsało mu umysł od środka, dewastując wszystko co pozytywne i miłe, sprawiało, że od płaczu dzieliło go niewiele, a to z kolei wzmacniało jego pragnienie rzucenia się pod pociąg, autobus, samochód, czy choćby rower, bo chociaż ryzyko śmierci nie jest tak wysokie jak przy pociągu, to i tak wylądowałby na ostrym dyżurze i uniknął tej niezręcznej sytuacji i tłumaczenia. – Ech, nie zrozumiesz...

  Tae zagryzł wnętrze policzka i podszedłszy do Kooka, objął go ramieniem, prowadząc do stojącej przy przeciwległej ścianie skrzyni, a następnie zasygnalizował lekkim pchnięciem, by na niej usiadł, co po chwili również uczynił. Widział, że chłopiec się stresuje, a nie chciał tego. Nie chciał, żeby takie były emocje Jungkooka, kiedy jest w jego towarzystwie. Nawet jeśli miał zaraz powiedzieć coś, co na ten stres w pełni zasługiwało.

- Czy kiedykolwiek nie pomogłem ci, jak miałeś jakiś problem? Jungkookie, mów, zrozumiem wszystko.

Jungkookie...

  Jungkooka nikt nie zdrabniał od kiedy skończył podstawówkę i poszedł do liceum. No, nikt po za Park Jiminem. A Tae... Tae nie zdrabniał go nigdy, bo na początku ich znajomości Kook zbyt mocno dawał mu czasem do zrozumienia, że nie jest dzieciakiem, przez to, że uwierała go nieco różnica wieku pomiędzy nimi. A teraz uwierało go to, że Taehyung zdrabnia go w takiej sytuacji. Po raz... może drugi, albo trzeci...

- B-bo... Będziesz... Będziesz na mnie zły – wydusił, przybierając wizerunek odpowiedni do scenariusza, jaki ułożył w głowie, by powiedzieć Taehyungowi wszystko-ale-jednak-nie-do-końca. Tak, żeby się wytłumaczyć bez niszczenia ich relacji. – Bo to nierozsądne.

  Nadal się bał, no bo jakże by nie, gdy Taehyung w każdej chwili mógł go nakryć na zmyślaniu i zawieść się na nim bardziej, niż gdyby powiedział mu prawdziwą prawdę, ale w głębi serca ufał, że przyjaciel naprawdę go zrozumie. W sensie zrozumie przypadek taki, w jaki miał zamiar obrócić kwestię domniemanej p r o s t y t u c j i.

- Bardziej się zdenerwuję, jeśli nie zaczniesz mówić do rzeczy. Dawaj, wal prosto z mostu.

Jungkook westchnął ciężko, zaczesując swoją gęstą grzywkę lekko do tyłu.

- Możesz to odebrać tak, jakbyś ty mi... Nie wiem... Nie wystarczył? Bo, jesteś moim przyjacielem i w ogóle, no ale, czy to coś złego, jeśli chciałbym mieć kogoś jeszcze?

- Nie. Ale... to są osoby... Kto to?

  Generalnie to Taehyung nie miał zielonego pojęcia o czym chce mu powiedzieć Jungkook. Chce poznawać ludzi – w porządku, no i co w tym niezwykłego? Dlaczego więc zachowuje się tak, jakby mówił co najmniej o dilowaniu?

- No, są stąd. Może nie dokładnie z tej miejscowości, ale z okolicy. I nie są niebezpieczni, ani nic...

Po upływie najwyżej dwóch minut wpatrywania się w powietrze nad udem Kooka, Taehyung przeniósł wzrok na nos chłopca, udając, że patrzy mu w oczy i powiedział cicho:

- Tego nie wiesz... Ale po prostu uważaj.

tokki. expensive bedbunny || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz