Prolog

30.2K 829 87
                                    

Czekałam w naszym mieszkaniu aż Jackson wróci z pracy. Byłam bardzo podekscytowana, ponieważ dwie godziny temu zrobiłam test ciążowy i okazało się, że jestem w ciąży !

Nigdy nie rozmawialiśmy z Jacksonem o tym, czy chcemy mieć dzieci – ja miałam dopiero dwadzieścia cztery lata, a on dwadzieścia sześć. Ale byliśmy ze sobą od trzech lat, więc myślę, że to nie jest zła pora i że dojrzeliśmy już do założenia rodziny.

Patrząc prawdzie w oczy, zawsze znajdzie się wymówka, żeby nie mieć dziecka – a to praca, wiek, albo po prostu najstarsza odpowiedź na świecie: ,,bo nie".

Muszę przyznać, że w pierwszej chwili, gdy zobaczyłam dwie kreski, byłam przerażona. Przecież dziecko to ogromna odpowiedzialność ! Ale po rozmyślaniach doszłam do wniosku, że chcę tego dziecka. Postaram się i będę najlepszą matką na świecie.

Z rozmyślań wyrwał mnie odgłos klucza przekręcanego w zamku, a po chwili do mieszkania wszedł mój chłopak.

- Kochanie, już jestem ! – krzyknął od progu.

- Cześć, skarbie. – uśmiechnęłam się do niego, po czym pocałowałam w usta – Jak w pracy ?

Jackson był z wykształcenia informatykiem i pracował w jednej z najlepszych firm informatycznych w Nowym Jorku. Harował jak wół od świtu do nocy, ale pomimo to kochał swoją pracę.

- To był ciężki dzień. – sapnął, siadając na sofie – Całe szczęście, że jutro sobota.

- Mam ci coś do powiedzenia. – uśmiechnęłam się półgębkiem.

- Co takiego ? – zainteresował się.

Wyjęłam test ciążowy z torebki i podałam mu go. Przez chwilę patrzył na niego, po czym zacisnął szczęki i zapytał śmiertelnie poważnym głosem:

- Co to ma znaczyć ?

Okej, nie takiej reakcji oczekiwałam. Może był po prostu w szoku i tyle ?

- Będziemy mieć dziecko. – wydusiłam z siebie.

- Jak to dziecko ? – wstał i spojrzał na mnie, teraz już na maksa wkurzony.

- Tak to. – postanowiłam, że nie dam się zastraszyć i stanęłam naprzeciwko niego, krzyżując ręce na piersi.

- Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, czy chcemy mieć dzieci. – zaatakował.

- Wiem, ale jesteśmy razem od trzech lat, więc pomyślałam, że dojrzeliśmy do założenia rodziny. – wyjaśniłam.

- Więc źle pomyślałaś. – warknął – Nie lubię dzieci i nie chcę ich mieć ani teraz, ani nigdy.

Każde jego słowo było dla mnie jak cios prosto w serce.

- J-jak to nie chcesz ? – spytałam, jąkając się – Błagam cię, powiedz, że to nieprawda.

- To najszczersza prawda. Nie chcę tego dziecka, nigdy się do niego nie przyznam. Musisz wybrać, albo ja, albo ten bachor.

W moich oczach zebrały się łzy. To nie był Jackson, którego znałam i którego kochałam.

Postanowiłam, że nie dam mu tej satysfakcji i nie rozpłaczę się przy nim. Wiedziałam od początku, kogo wybiorę.

Bez słowa skierowałam się do naszej sypialni i zaczęłam pakować swoje rzeczy do walizki.

Jackson nie zrobił nic, by mnie powstrzymać. Czy on w ogóle kiedykolwiek mnie kochał ? Przecież jeśli kogoś kochasz, to nie pozwalasz mu ot tak odejść.

- Po resztę rzeczy wrócę za kilka dni. – powiedziałam, stając w drzwiach frontowych.

Mój chłopak nic nie powiedział, tylko kiwnął głową, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.

Przełykając łzy upokorzenia, wyszłam z mieszkania, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Poczułam, że moje serce rozpada się na kawałki.

Gdzie mam teraz iść ? Poza Jacksonem, nie miałam nikogo.

Przez chwilę stałam przed blokiem, aż w końcu wpadłam na pewien pomysł. Jedyną osobą, która przyszła mi do głowy był Paul, kuzyn Jacksona. Poznałam go rok temu, przy okazji obiadu z rodzicami mojego chłopaka, ale od tamtej pory go nie widziałam. On i Jackson się nie znosili.

Miałam nadzieję, że nie zmienił adresu i że zastanę go w domu, a co więcej – zgodzi mi się pomóc.

Zatrzymałam taksówkę, po czym podałam kierowcy adres. Jakiś czas później dojechaliśmy na miejsce.

Paul miał mieszkanie na Manhattanie, w jednych z nowoczesnych apartamentowców. Zapłaciłam taksówkarzowi, po czym wysiadłam i weszłam do holu.

- Pani do kogo ? – zatrzymał mnie portier.

- Przyszłam do pana Paula Millera. – powiedziałam niepewnie – Może mi pan powiedzieć, pod którym numerem mieszka ?

- Pan Miller mieszka pod numerem 58 C, to dziesiąte piętro. – usłyszałam.

- Dziękuję. – uśmiechnęłam się do niego i skierowałam się do windy. Chwilę potem stałam przed drzwiami jego apartamentowca. Niepewnie zapukałam i czekałam, aż ktoś mi otworzy.

Całe szczęście, doczekałam się – w drzwiach stanął mierzący około metra dziewięćdziesięciu wzrostu, mocno zbudowany mężczyzna o ciemnobrązowych oczach i kasztanowych włosach.

- Bella ? – zapytał, zdziwiony na mój widok. Mówiąc szczerze, musiałam wyglądać okropnie – rozmazany makijaż, niedbale upięte włosy i twarz opuchnięta od płaczu.

- Cześć, Paul. – posłałam mu słaby uśmiech – Mogę na chwilę wejść ?


_______________________________________________


Cześć ;-),

Mam nadzieję, że moje nowe opowiadanie się Wam spodoba i zostaniecie tutaj na dłużej :-).

Rozdziały będą pojawiały się średnio co 2 - 3 dni (pod każdym rozdziałem będę pisać, kiedy wstawię kolejny), bo teraz doszły mi nowe obowiązki, przez co nie będę miała czasu publikować częściej :-(.

Jednak żeby wynagrodzić Wam czekanie, postaram się, żeby rozdziały były jak najdłuższe :-D. 


Zawalczę o ciebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz