Epilog

22.1K 710 82
                                    

Trzy lata później

- Mama, patś ! – krzyknęła Meghan, pokazując mi rysunek, który cierpliwie tworzyła od godziny. Narysowała mnie, Paula, siebie i swoją nienarodzoną siostrę lub brata, trzymających się za ręce i wielkie serce po środku.

- Pięknie, kochanie. – powiedziałam, całując ją w czoło – Pochwalisz się tacie jak przyjdzie, dobrze ?

Mała pokiwała głową, a w tym samym momencie usłyszałam przekręcanie klucza w zamku, a po chwili w drzwiach stanął Paul.

- Jestem ! – krzyknął, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi.

- Tata ! – wrzasnęła Meg i pobiegła prosto w otwarte ramiona ojca. Nie trzeba być geniuszem, żeby domyśleć się, że Meghan jest oczkiem w głowie mojego męża.

Ja i Paul wzięliśmy ślub dwa prawie dwa lata temu, a ja jestem teraz w siódmym miesiącu ciąży i czekamy na narodziny naszego drugiego dziecka. Nie chcieliśmy znać płci, będzie to dla nas niespodzianka.

Wszystko między nami układa się wspaniale, chyba nie może być lepiej. Dzięki Bogu Jackson zapadł się pod ziemię i dał nam spokój raz na zawsze. Co do Margaret, zaprzyjaźniłyśmy się. Paul z początku był sceptyczny i nie chciał, żebym się z nią zadawała, ale w końcu udało mi się go przekonać, by dał swojej byłej żonie drugą szansę.

- Jest moja księżniczka ! – z rozmyślań wyrwał mnie głos mojego męża, który porwał Meghan na ręce i okręcił się z nią dookoła, na co mała zaczęła chichotać jak szalona. – Cześć, kochanie. – mruknął, podchodząc do mnie z córką wciąż na rękach i pocałował mnie w usta.

- Blee... - powiedziała Meg, krzywiąc śmiesznie twarz. Zawsze tak reagowała, gdy Paul całował mnie na jej oczach.

- Zrozumiesz za kilka ładnych lat i wtedy to już nie będzie ,,ble". – zaśmiałam się, całując ją w policzek.

- Wieczorem odbieram Scar z lotniska. – powiedział Paul, siadając na kanapie.

- Cały czas nie rozumiem, dlaczego Will puścił ją samą z Benem. I to jeszcze w takim stanie. Nie powinna teraz podróżować. – oburzyłam się. Ben był dwuletnim synem Scarlett i Willa, a na dodatek dziewczyna była w czwartym miesiącu ciąży z ich drugim dzieckiem.

- Wiesz, jaka jest moja siostra. – Paul spojrzał na mnie wymownie – Jak sobie coś wbije do głowy, to nie ma zmiłuj. A Will nie może wziąć teraz wolnego, ma w pracy gorący okres. Nawet mama chciała z nią przylecieć, ale Scarlett uparła się, że nie jest dzieckiem i może podróżować sama.

- Tak właściwie to dlaczego ona się tak zawzięła na ten przyjazd ? –spytałam – Nie żeby coś, ja kocham twoją siostrę jak własną, ale jest początek lutego. Rozumiem gdyby chciała przyjechać na święta, wakacje czy coś takiego, ale teraz ?

- Nie wiem. – wzruszył ramionami – Powiedziała, że się za nami stęskniła i koniecznie musi nas zobaczyć. I że powoli nie wytrzymuje już w domu, a przyjazd do nas to okazja, żeby wyrwać się z tego wariatkowa.

- No dobrze. – roześmiałam się – Skoro to takie ważne, to ją uratujemy.


********


- Bella ! – pisnęła Scarlett, wbiegając do mieszkania. Zamknęła mnie w szczelnym uścisku, odcinając mi dostęp tlenu.

- Scar ! – ofuknął ją Paul, który prowadził za rękę Bena – Zaraz udusisz moją żonę i zgnieciesz nasze nienarodzone dziecko.

- Sorka. – powiedziała dziewczyna, rozluźniając uścisk i patrząc na mnie przepraszająco.

- Nic się nie stało. – zapewniłam ją – Też się cieszę, że cię widzę. Napijecie się czegoś ?

- Ja poproszę herbatę, a dla Bena może jakiś sok. – odparła, siadając na kanapie.

- To czemu zawdzięczamy twoją nagłą wizytę ? – zapytałam, biorąc Meghan na kolana i siadając na fotelu.

- Nie mogłam już wytrzymać z Willem. – wyjawiła – Doszło do tego, że zakazał mi wychodzenia z domu. Powiedział, że jestem w ciąży i nie mogę się przemęczać. Parę razy nawet skarcił Bena, że ciągle mnie męczy. Serio, ciąża to nie choroba ! Ale do mojego męża to najwyraźniej nie dociera. Dlatego się zbuntowałam, spakowałam walizkę swoją i mojego syna, po czym przyleciałam do was.

Byłam w stanie zrozumieć Scarlett, bo Paul momentami też był nie do zniesienia. A fakt, że siostra mojego męża nie jest potulną kobietką, w niczym nie pomaga.

- Możesz u nas zostać jak długo chcesz. – zapewniłam ją – Chociaż muszę cię uprzedzić, że twój brat też czasami jest nie do wytrzymania.

- Ej ! – zaprotestował, patrząc na mnie z urazą.

- Oj, przepraszam skarbie, ale taka jest prawda. – powiedziałam, gładząc go po policzku.

- To dlatego, że cię kocham. – wzruszył ramionami – Ty, Meghan i nasze nienarodzone dziecko jesteście całym moim światem. Bez was nic nie miałby sensu.

- Kocham cię. – szepnęłam, czując że w moich oczach zbierają się łzy – Najbardziej na świecie.

I to prawda. Paul był moim całym życiem. On i nasze dzieci. W końcu jestem szczęśliwa i mam to, czego zawsze pragnęłam – rodzinę.


---------------------------------------------------


Dotarliśmy do końca historii Paula i Belli :-(. Chcę mi się płakać, serio. Jak zawsze przywiązałam się do bohaterów mojego opowiadania i teraz ciężko mi się z nimi rozstać. 

Ale jak pisałam już wcześniej, nie ma co przeciągać; dajmy im wreszcie zasłużony happy end ;-).

Chciałam bardzo podziękować wszystkim, którzy głosowali i komentowali to opowiadanie - Wasze wsparcie dodawało mi siły do pisania, dziękuję wszystkim jeszcze raz :-*. 

Mam nadzieję, że to nie jest ostatni raz, kiedy się widzimy i niedługo spotkamy się w kolejnym opowiadaniu mojego autorstwa :-D. 

Na koniec chciałam Wam życzyć Wesołych i Spokojnych Świąt :-).

Do zobaczenia ;-).  

Zawalczę o ciebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz