Rozdział 3

18.5K 654 27
                                    

- Hej, już jestem ! – krzyknęłam, wchodząc do mieszkania.

- Ciii, przed chwilą położyłem małą spać. – powiedział Paul, wychodząc z pokoju mojej córki.

- A, sorry. – skrzywiłam się. Modliłam się, żeby mój krzyk jej nie obudził, bo wiem, jak ciężko uśpić tego potwora. – Jak sobie poradziłeś ?

- Nie było źle. – odparł i razem usiedliśmy na sofie w salonie – Na początku trochę płakała, ale sobie poradziłem.

- Trzeba było do mnie zadzwonić. – teraz poczułam się winna. Ja się świetnie bawiłam, a on męczył się z moją płaczącą córką. – Wróciłabym do domu wcześniej.

- Oj, daj spokój. – prychnął – Nic nie robisz, tylko zajmujesz się Meg i całymi dniami siedzisz w domu. W końcu miałaś wieczór dla siebie.

- Dzięki. – uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.

Na chwilę zapadła między nami cisza, gdy zauważyłam, że Paul wygląda tak, jakby chciał mi o czymś powiedzieć, ale nie wie, jak się do tego zabrać.

- Stało się coś ? – spytałam, chcąc nakłonić go do zwierzeń.

- Scarlett bierze ślub za dwa tygodnie, w Los Angeles. – powiedział mężczyzna, patrząc na mnie uważnie. Scralett była młodszą siostrą Paula – on miał trzydzieści dwa lata, a ona dwadzieścia cztery: była rok młodsza ode mnie. – Zadzwoniła i dzisiaj mnie zaprosiła. Powiedziała, że powinna zrobić to wcześniej, ale zdecydowali w ostatniej chwili. Podobno ona i Jack nie chcą czekać.

- To chyba dobrze, nie ? – zapytałam, uśmiechając się lekko – Twoja siostra jest szczęśliwa. Powinieneś się cieszyć.

- Cieszę się. – zapewnił szybko – Ale mam do ciebie prośbę. Pojedziesz ze mną ?

Teraz to mnie zatkało. Nie spodziewałam się takiej propozycji.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. – mruknęłam – To twoja rodzina, nie moja. Poza tym, co z Meghan ?

- Zabierzemy ją ze sobą. – powiedział – I proszę cię, zgódź się. Nie chcę jechać tam sam. Będę się czuł jak piąte koło u wozu.

Przez chwilę nic nie mówiłam, myśląc o jego prośbie. Z jednej strony zawsze chciałam zobaczyć LA, ale nie wiem, czy akurat ślub siostry Paula, to dobra okazja.

- Nie daj się prosić. – błagał, widząc że się waham – Chcę mieć ciebie i małą przy sobie. Znając życie, zjazd rodzinny nie obędzie się bez większej awantury.

- No dobrze. – rzuciłam.

- Dziękuję. – uśmiechnął się od ucha do ucha i pocałował mnie w czoło – Tylko, że jest jeszcze coś. – dodał, nagle poważny.

- Co takiego ? – zapytałam zaniepokojona.

- Jackson też tam będzie. – wyjaśnił, a ja poczułam, że krew odpływa mi z twarzy. 

Jeśli jeszcze parę minut temu miałam jakąkolwiek ochotę jechać na ten ślub, teraz całkowicie mi przeszło.

Na samą myśl, że miałabym chociaż zobaczyć Jacksona, a tym bardziej spędzić w jego towarzystwie kilka dni, robiło mi się niedobrze.

Jeśli myślicie, że go jeszcze kocham, to nie możecie bardziej mylić się z prawdą.

Jakiekolwiek uczucia żywiłam do tego mężczyzny, magicznie wyparowały, gdy wykrzyczał, że nigdy nie chciał, nie chce i nie będzie chciał być ojcem, po czym kazał mi wybierać pomiędzy sobą a naszym nienarodzonym dzieckiem.

Od tamtego feralnego dnia Jackson nie próbował w żaden sposób się ze mną skontaktować. Na początku łudziłam się, że w końcu pójdzie po rozum do głowy i zawalczy o mnie i nasze dziecko, błagając na kolanach o wybaczenia, ale ta nadzieja szybko wyparowała.

Wychodzi na to, że zmarnowałam trzy lata życia na związek z facetem, którego tak naprawdę nie znałam.

- Nie mogę z tobą pojechać. – szepnęłam, patrząc mu prosto w oczy.

- Dlaczego nie ? – zapytał, biorąc mnie za rękę.

- Jeszcze pytasz ? – popatrzyłam na niego tak, jakby wyrosła mu druga głowa – Sam powiedziałeś, że będzie tam Jackson. Ja nie chcę mieć nic do czynienia z tym mężczyzną.

- Dlatego chcę, żebyś ze mną pojechała. – przekonywał – Pokazałabyś mu, że dałaś sobie radę, że się nie załamałaś i mimo tego, jak cię potraktował, przeżyłaś i nie potrzebujesz go do szczęścia.

- Taaa, przecież bez ciebie nie byłoby tak kolorowo. – prychnęłam – Od roku utrzymujesz mnie i moją córkę. I mam z tego powodu wyrzuty sumienia.

- Ile razy mam ci powtarzać, że cieszę się, że ty i Meg jesteście ze mną ? – zapytał, wzdychając głośno – Bez was moje życie byłoby szaro – bure. A tak przynajmniej nie wracam do pustego mieszkania. Pojedź tam ze mną, proszę cię. Utrzemy im wszystkim nosa.

Nagle sobie o czymś przypomniałam:

- A twoi rodzice wiedzą, że z tobą mieszkam ?

- Tak. – odparł, uśmiechając się do mnie – I uważają, że słusznie postąpiłem. Nie mogą się doczekać, żeby poznać małą.

- Muszę się nad tym zastanowić. – stwierdziłam, wstając z kanapy i kierując się do swojej sypialni – Rano dam ci odpowiedź.

- Jasne. – zgodził się Paul, trochę zawiedziony – W takim razie dobranoc.

- Dobranoc. – szepnęłam jeszcze i zostawiłam go samego.


-----------------------------------------------------


Kolejny rozdział pojawi się we wtorek wieczorem :-). 

Zawalczę o ciebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz