Rozdział 13

14.5K 596 19
                                    

Niecałe pół godziny później dotarliśmy na miejsce. Paul wysiadł jako pierwszy, po czym obszedł samochód i pomógł mi wysiąść, wyciągając ku mnie dłoń.

W pierwszym odruchu miałam ochotę odtrącić jego rękę, ale stwierdziłam, że to jednak byłaby przesada, więc niechętnie przyjęłam jego pomoc.

Kiedy weszliśmy do sali, muzyka już grała, a większość gości dotarła i teraz wszyscy siedzieli przy stolikach, rozmawiając ze sobą i się śmiejąc.

- Chodź, znajdziemy nasze miejsca. – powiedział Paul, nie czekając na moją reakcję i ciągnąc mnie w stronę wolnych miejsc.

Jak można było się domyślić, zostaliśmy usadzeni obok siebie. Wygląda na to, że jestem skazana na jego towarzystwo przez cały wieczór.

- Przepraszam, chciałam prosić wszystkich o uwagę. – na scenie pojawili się Scarlett i Will. Mąż obejmował ją opiekuńczo w pasie, a ona aż promieniowała ze szczęścia. – Chcieliśmy bardzo wszystkim podziękować za to, że są z nami w tym jakże ważnym dla nas dniu. Bez was nie było by całej tej uroczystości. Jesteście naszą rodziną i przyjaciółmi i odgrywacie ważną rolę w naszym życiu. – wzięła głęboki oddech, po czym dodała – No, żeby już nie przedłużać. Życzę wam wszystkim wspaniałej zabawy do białego rana.

Kiedy młoda para zeszła ze sceny, muzyka rozbrzmiała na nowo.

- Zatańczysz ? – spytał nagle Paul.

- Chętnie. – odparłam i podałam mu dłoń. Jako że był to dopiero początek, byliśmy jedną z niewielu par, która zdecydowała się wejść na parkiet.

Paul objął mnie mocno w pasie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję, co wcale nie było łatwe, bo mężczyzna był sporo wyższy ode mnie.

- Przepraszam. – szepnął nagle, przyciągając mnie mocniej do siebie tak, że wtuliłam się w jego pierś, a sam oparł podbródek na czubku mojej głowy.

- Nie musisz mnie już przepraszać. – nagle poczułam się winna. Może rzeczywiście przesadziłam z tym strzelaniem fochów – Nie gniewam się.

- Naprawdę. – odciągnął mnie od siebie i spojrzał prosto w oczy.

- Naprawdę. – westchnęłam – Chyba trochę przesadziłam. W końcu nie jesteśmy razem, nie musimy wiedzieć o sobie wszystkiego. To, że ja powiedziałam ci o wszystkim nie znaczy, że ty musisz robić to samo.

- Ale chcę. – rzucił nagle z determinacją w oczach – Zachowałem się nie fair. Masz prawo wiedzieć, zwłaszcza, że dotyczy to Jacksona. Chodź na zewnątrz, tam jest ciszej, więc wszystko ci opowiem na spokojnie.

Pokiwałam tylko głową i wyszliśmy razem na taras. Odeszliśmy kawałek, żeby nie słyszeć muzyki ani gwaru rozmów.

Na tarasie została ustawiona mała, drewniana ławeczka, na której usiedliśmy.

- Ile powiedziała ci moja siostra ? – spytał szeptem Paul, patrząc mi prosto w oczy.

- Powiedziała, że poznałeś Margaret tuż po studiach i zakochałeś się w niej, a kilka miesięcy później się pobraliście. Rodzina ostrzegała cię przed Jacksonem, ale nie wierzyłeś, że byłby zdolny odbić ci żonę. Jednak dwa miesiące później to się stało. – wyjaśniłam.

Paul zaśmiał się niewesoło i stwierdził:

- Z grubsza wyjawiła ci wszystko. W tamtym czasie sądziłem, że jestem na zabój zakochany w Margaret. Jednak gdy nakryłem ją w łóżku z Jacksonem, to nie jej zdrada zabolała mnie najbardziej, tylko jego. Do tej pory uważałem go za swojego brata, a on zrobił mi coś takiego. Nie potrafiłem mu tego wybaczyć. I chociaż od tamtego wydarzenia minęło osiem lat, wciąż nie potrafię. Po prostu nie jestem w stanie.

- Rozumiem cię. – uśmiechnęłam się niewesoło, spuszczając wzrok na swoje złączone dłonie na kolanach – Nie wiem, które z nas bardziej przejechało się na Jacksonie: czy ja przez to, że zostawił mnie, gdy go najbardziej potrzebowałam, czy ty przez to, że zdradził twoje zaufanie.

- Taaa...- mruknął mężczyzna.

- Dziękuję, że mi się zwierzyłeś, chociaż wcale nie musiałeś. – powiedziałam, wstając. Objęłam go rękoma w pasie i przytuliłam się do jego piersi.

Paul chyba się na początku zdziwił, ale po chwili objął mnie mocno i oparł podbródek na czubku mojej głowy.

- Oooo...- usłyszeliśmy nagle męski głos – Widzę, że miłość kwitnie.

Pospiesznie oderwałam się od Paula i spojrzałam na nieproszonego gościa.

Przed nami stał Jackson z drwiącym uśmieszkiem na twarzy.

- Czego tutaj chcesz ? – warknął na niego mój przyjaciel.

- Niczego. – wzruszył ramionami – Wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza, a tu taka niespodzianka.

- Chodźmy stąd. – poprosiłam Paula, łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę wejścia do sali.

- Czekaj. – krzyknął za nami Jackson. Podszedł do mnie i nachylił się w moją stronę – Chciałem ci tylko powiedzieć, że się nie poddam. Ja też mam prawa do Meghan. W końcu jestem jej ojcem.

- Co masz na myśli ? – zapytałam, nagle przestraszona.

- Wkrótce się przekonasz. – Jackson puścił do mnie oczko, po czym zniknął w ciemnościach.

- Paul, ja się zaczynam go bać. – powiedziałam, wtulając się w mężczyznę – Boję się, do czego on jest zdolny.

- Hej, nie bój się. – szepnął, biorąc moją twarz w swoje dłonie – Nie pozwolę, żeby skrzywdził ciebie czy Meghan. Jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu.

Zaparło mi dech w piersi.

Wiem, Paul już nie raz mówił, że ja i moja córka jesteśmy dla niego ważne, ale dzisiaj zabrzmiało to inaczej...jakby był gotów zrobić dla nas wszystko.

Nim zdążyłam się zorientować, co się dzieje albo w jakikolwiek sposób zareagować, usta Paula znalazły się na moich.


----------------------------------------------------------


Co kombinuje Jackson ? 

I jak Bella zareaguje na pocałunek Paula ?

Piszcie w komentarzach i gwiazdkujcie ;-).

Kolejny rozdział pojawi się prawdopodobnie jutro wieczorem :-D. 

Zawalczę o ciebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz