Rozdział 1

4K 131 59
                                    

Blask księżyca został przykryty przez deszczowe chmury, chociaż jeszcze kilka sekund temu sklepienie było nieskazitelnie czyste. Mimo zapalonych latarni nikłe ich światło oświetlało wąską uliczkę Nowego Jorku. Po obu jej stronach piętrzyły się stare budynki mieszkalne z podrapaną cegłą i zniszczonymi schodkami. Większość domowników już dawno spała, tylko w pojedynczych okienkach paliło się światło. O tej porze sen nie zmorzył tylko maniaków gier, wlepiających przekrwione oczy w ekran komputera lub osoby cierpiące na bezsenność, pospolitą przypadłość dotykającą zapracowanych i zabieganych ludzi biznesu. Na witrynie pobliskiej piekarni migał się neon z nazwą sklepiku. Jego wygląd nie odzwierciedlał smaku sprzedawanych tu wypieków.

Po szklanej gablocie przesunął się ogromny cień. Uliczką sunęła niezidentyfikowana postać. Miała ponad dwa metry wysokości oraz umięśnioną i owłosioną klatę. Jej głowę, zakończoną długim pyskiem, wieńczyły ostre, czarno-białe rogi. Z jej nozdrzy buchała para, a czarne oczy były przepełnione okrucieństwem i nienawiścią. Potwór zatrzymał się obok drzwi prowadzących do mieszkania oznaczonego numerem siedem, obwąchując jego schody i najbliższe otoczenie. Miał słaby wzrok i słuch, dlatego posługiwał się węchem. Bestia przeraźliwie zaryczała, lecz hałas, który zrobiła, zdawał się nikogo nie zaniepokoić. Potwór pognał przed siebie, machając głową niczym rozjuszony byk. Był już blisko, czuł to i ta wiedza napędzała go jeszcze bardziej.

***

— To był tylko sen — wymamrotała niewyraźnie Arianna, leniwie otwierając oczy. Niebieskie tęczówki utkwiła w skąpanym w słonecznym blasku suficie. — Bardzo realistyczny, ale wciąż tylko sen.

Przez chwilę leżała nieruchomo, nasłuchając. Nie mogła się skupić, gdy walące serce w piersi zagłuszało jej nawet myśli. Musiała jednak się upewnić, że monstrum z koszmaru nadal było jedynie... koszmarem. Arianna nie znosiła swoich snów. Były takie... prawdziwe, choć występujący w nich bohaterzy —  dziwaczne, niewystępujące w realnym świecie stwory — niewiele mieli wspólnego z rzeczywistością.

Dziewczyna niepewnie postawiła stopy na ziemi. Wlatujący przez otwarte okno wiatr przyjemnie chłodził jej rozgrzane ciało i koił zszargane nerwy. Czujnym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu, lecz wszystko wyglądało zwyczajnie — tak jak zapamiętała. Wyprostowała się, wciąż drżącą dłonią odgarniając ciemnoblond kosmyki ze spoconego czoła. Ostrożnie podeszła do okna i dopiero widok spokojnego Lake Avenue, porażającego swą normalnością, pozwolił całkowicie jej się rozluźnić. Głęboko wciągnęła i uśmiechnęła się do siebie, ubolewającą nad swoją dobijającą głupotą.

— Co ja myślałam? — Parsknęła śmiechem. — Że ten potwór będzie stał pod moimi drzwiami?

Z pożałowaniem pokręciła głową, choć jakaś cząstka jej umysłu natrętnie powtarzała, że to właśnie ona była celem poszukiwań bestii. Arianna zepchnęła tę niedorzeczną myśl na dalszy plan i skoncentrowała się na dojściu do łazienki. Co wcale nie było takie proste. Na drodze jedenastoletniej dziewczyny leżało królestwo jej brata, przybranego brata, Dave'a. Chłopakowi obce było pojęcie porządku i czystości. Nie cierpiał sprzątania równie mocno jak kąpieli i mydła. Każdy skrawek ich wspólnego pokoju był przesiąknięty jego odorem, lecz wszelkie prośby Arianny o przeniesienie do wolnego pomieszczenia były ignorowane przez rodzicielkę. Na posłaniu Dave'a walały się zmięte ubrania, potargane kartki, papierki po cukierkach i batonikach, komiksy, które jej brat nałogowo czytał, a nawet resztki po wczorajszej kolacji. Wkoło jego łóżka podłoga przypominała istny tor przeszkód.

— Arianno! Pośpiesz się, bo spóźnisz się do szkoły.

Po mieszkaniu rozległ się głos Bethany Mason, matki dziewczyny, która od rana krzątała się po kuchni, przygotowując śniadanie dla rodziny. Kobieta była wybitną kucharką. Jej marzeniem było otwarcie własnej restauracji, lecz z niewyjaśnionych przyczyn odkładała realizację swoich planów na daleką przyszłość.

Heros z Nowego JorkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz