Hol hotelu Plaza prezentował się niezwykle imponująco — przestronny, pełen kryształowych kandelabrów i żyrandoli oraz z błyszczącą jak nagrzana maska słonecznego rydwanu boazerią. Z zewnątrz także prezentował się okazale. Był to staroświecki budynek z białego kamienia z ozdobnymi szczytami dachu. Hotel znajdował się w południowo-wschodnim rogu Central Parku. Taktycznie nie był szczególnie dobrze usytuowany, nie stanowił również wyśmienitego punktu obserwacyjnego przez swoją wysokość, ale wyróżniał się wśród otaczających go budowli i pewnie właśnie z tego powodu herosi wybrali Plaze na swoją kwaterę. Bo innego rozsądnego uzasadnienia to ja tu nie widzę.
Wewnątrz trwała przedszkolna drzemka — wszędzie pochrapywali nadęci burżuje. Ich grube portfele i wypchane złotem sejfy nie dały rady uchronić ich przed zaklęciem Morfeusza. Bogaci czy biedni, mężczyźni czy kobiety — wszyscy, bez wyjątków, pogrążyli się w spokojnym śnie. Padli tam, gdzie akurat stali, co nie dla każdego skończyło się pomyślnie. Recepcjonistka usnęła z głową na blacie, w dłoni wciąż trzymając telefon z nadal trwającym połączeniem. Odźwierny w odrażającym hotelowym uniformie spał wsparty plecami o ścianę. Damulka w szykowanej, kosztownej sukience leżała na posadzce w niezbyt eleganckiej pozie, a jej roztarty makijaż straszył każdego, kto przekroczył próg budynku.
Pomiędzy śpiącymi krążyli herosi, wchodzili, zabierali, co potrzebowali i wychodzili, ale każdy z nich — niezależnie z jakim dziwactwem spotkał się tej nocy — przystawał, by choć na chwilę popodziwiać zjawisko wybijające się ponad monotonny obraz.
Wśród śmiertelników, na kanapie w towarzystwie kobiety w średnim wieku, siedziała córka Zeusa. Blond włosy miała w straszliwym nieładzie jakby przypadkowo przygmociła sobie swoim piorunem. Twarz miała brudną od zaschniętego błota i oślizgłych wodorostów, oblepiających się jej do głowy niczym doczepiane włosy. Jej ubranie wyglądało, jakby przeszło drogę krzyżową — zniszczone, pokrwawione i potargane, jak gdyby przeciągnięte przez niszczarkę do papieru. Najgorszy jednak był jej smród leżącego przez miesiąc w wodzie topielca. Odór atakował zdębiałych herosów niczym rozwścieczona szarańcza i nie odpuszczał, aż nie przesiąknął ich na wskroś.
Arianna leżała wygodnie rozłożona na kanapie. Śpiącą kobiecinę użyła jako podnóżka na swoje brudne, okaleczone stopy. Wkoło niej walało się mnóstwo paczek po słodyczach, słonych przekąskach, słodkich, gazowanych napojach, a nawet kubełek po lodach. Chyba wracając z porannych wojaży, wstąpiła do supermarketu, by zaopatrzyć się w cukier, cholesterol i zawał serca w przyszłości. Na stojącym naprzeciw fotelu położyła czysty strój — włącznie z wypucowanymi na glanc żołnierskimi butami — wyciągnięty prosto z wystawy sklepowej z militarnego butiku. Jednak jej zaklejony mułem rzecznym umysł jakoś nie czuł potrzeby wzięcia kąpieli, więc córce Zeusa też jakoś się z tym nie śpieszyło.
— Niemożliwe, jednak żyjesz.
Arianna nieśpiesznie uniosła wzrok na zbliżającą się w jej stronę Thalię. Błogosławieństwo Artemidy służyło jej, nie starzała się — bo była przecież nieśmiertelna — ale wieczna służba w szeregach Łowczyń dodała jej powagi i dojrzałości. Nie zmieniła się z wyglądu — wciąż miała krótkie włosy i wyraz twarzy, jakby chciała kogoś zamordować — ale jej pewna, wyniosła postawa wyraźnie wyróżniała ją pośród zwyczajnych herosów, a opaska karateki na głowie — symbol jej pozycji — jedynie potwierdzała to wykreowane złudzenie. Jednak dla Arianny Thalia wciąż była tylko starszą, denerwującą, mającą się za najmądrzejszą na świecie siostrzyczką i nie mógł tego zmienić nawet jej podkoszulek z napisem Śmierć Barbie, choć w tym aspekcie mogłyby spróbować się dogadać.
— Zabrzmiało to, jakbyś żałowała, że jednak nie zaległam w mogile — mruknęła Arianna. Naładowała do buzi garść kolorowych cukierków i zerknęła na Thalię, która patrzyła na nią, jakby w życiu nie widziała nic tak żałosnego.
CZYTASZ
Heros z Nowego Jorku
FanfictionŻycia Arianny Mason nigdy nie można było nazwać normalnym czy spokojnym. Słowo "problem" przyjęła na drugie imię, lecz ona niezmiennie utrzymywała, że znalazła się w złym miejscu, o złym czasie. Wypadki chodzą po ludziach, lecz po Ariannie po prostu...