Rozdział 28

432 28 39
                                    

Arianna otwarła oczy, które mimowolnie zamknęła, gdy linka została przecięta, nie czując wiatru we włosach ani okropnego bólu spowodowanego urwaniem ręki, ale wciąż twardy grunt pod nogami. Sosna sprzecznie z prawami fizyki wciąż nachylała się do ziemi. Gumisiowe stworzenia mrugały głupawo wielkimi oczkami, nie rozumiejąc tej anomalii, a Perełka zza jej plecami wyła żałośnie, nie otrzymując przedobiadowej przekąski.

No tak, driady. Leśne duchy nie było zadowolone z takiego traktowania ich ukochanych drzew. Arianna niejednokrotnie nasłuchała się od obozowych driad, jak to ludzie niszczą ich domy. Teraz wyczuły, że ktoś mógł im pomóc, więc postanowiły interweniować.

Córka Zeusa nie powstrzymywała zbierającej się w niej złości. Czuła się zażenowana, ośmieszona, głodna i w ogóle miała beznadziejny tydzień pełen upokorzeń. Chmury zebrały się na niebie jak sępy przy otwieraniu paczki Lays'ów, kumulując się nad głową Arianny stojącej na krańcu klifu. Starzec zaczął odklepywać modlitwy do Posejdona, prosząc o ocalenie. Jednak żaden bóg nie mógł powstrzymać morderczych zapędów córki Zeusa. Błyskawice uderzały jedna za drugą, tworząc dla osoby niebiorącej udziału w tej masakrze, efektywne przedstawienie z mrugającymi światłami w roli głównej. Arianna również pragnęła znaleźć się gdzieś indziej, zapach przypalonego futerka jakoś nigdy nie zdominował branży perfumowej.

W oczekiwaniu aż opadnie dym, córka Zeusa uwolniła się z więzów, podeszła do trójzębu i z łatwością wyciągnęła go ze skały, zupełnie jakby znajdował się w gąbce, a nie w litym kamieniu. Trójząb był wierną kopią oryginału z zachowaniem odpowiednich wymiarów i wagi, nie licząc małego napisu wygrawerowanego na rączce „Made in China”.

— Bardzo śmieszne. Takie na poziomie. — Miała przemożną ochotę złamać ten „trójząb” na kolanie. Ostatecznie stonowała swój gniew, odliczając w głowie do dziesięciu, bądź co bądź, musiała wykonać polecenie Posejdona, choć to wszystko zaliczało się do mało zabawnej satyry. — Bierz to badziewie. Nie ma za co.

Arianna cisnęła tym rupieciem w stronę morza, ale jakaś złośliwa siła wyższa zmieniła jego trajektorię lotu, posyłając „trójząb” na kamienistą plażę u podnóża klifu. Fale lizały skały, ale nie mogły sięgnąć przedmiotu bez małej pomocy pana mórz, który jakoś nie kwapił się do interwencji, chociaż kosztowało go to niewiele sił i ruchu.

— Nie no, naprawdę?

Z politowaniem spojrzała na wiatr, szalejący na czubkach już prostych sosen. Wydawało jej się, że słyszała jego bezczelny śmiech, mówiący: prezent na koszt firmy.

Arianna ponownie zrobiła głęboki wdech, wstrzymując powietrze w płucach, aż wnętrzności zaczęły ją szczypać, domagając się tlenu. Ruszyła wydeptaną ścieżka w dół zbocza, nie spuszczając z zasięgu wzroku Perełki, która wciąż dąsała się o opóźniony lunch. Kraken próbował pochwycić Ariannę, gdy ta jeszcze stała na klifie, lecz jego macki były zbyt krótkie, a ostre skały porozrzucane jak klocki Lego po zabawie uniemożliwiały mu podejście bliżej.

Adrenalina powoli uchodziła z córki Zeusa jak powietrze z dziurawej piłki, przypominając jej, jak bardzo była zmęczona, jak dawno nic nie jadła, a tym bardziej nie spała. Droga mnożyła jej się przed oczami, nogi ciążyły jak dwie ołowiane kule, a widok zielonkawych wód morza przyprawiał ją o ataki nieuzasadnionej agresji.

Zatopiona w złorzeczeniu całemu światu nie zauważyła macki sunącej w jej kierunku niczym podwodny wąż. Dopiero ogromny cień rzucany na ziemię uświadomił dziewczynę o czyhających problemach.

Arianna uskoczyła na bok w momencie, gdy macka opadła w dół, pozostawiając w podłożu dwumetrowe wgłębienie. Próbowała posłużyć się umiejętnościami odziedziczonymi po ojcu, ale niefortunnie potknęła się na kamieniu wielkości ludzkiej pięści, tracąc koncentrację. O mały włos stworzony piorun nie znokautował jej samej. Do tego ścieżka, na której się znajdowała, była problematycznie wąska.

Heros z Nowego JorkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz