Ciało przebite strzałą upadło na ziemię. Arianna drgnęła, a niewyobrażalny ból, jakby sama została ugodzona grotem, rozlał się w jej piersi. Szok przeplatający się z gniewem i rozpaczą zaparł jej dech. Wzięła urwany oddech i wypuściła powietrze ustami, próbując zapanować nad drżącymi rękami i galopującym jak uciekający kurczak sercem. Nadal nie dochodziło do niej to, co się wydarzyło. Jej mózg, niczym dźwiękoszczelna ściana, nie chciał dopuścić do siebie kolejnych sygnałów. Zawiesił się na momencie wystrzelonego bełtu z kuszy i w głębokim poważaniu miał docierające do niego na bieżąco informacje.
Szmer za plecami córki Zeusa wyrwał ją z umysłowego paraliżu. Rzeczywistość uderzyła w nią niczym dwudziestometrowa fala tsunami, zachwiała się na nogach i opadła na jedno kolano. W panującej ciszy jej oddech przypominał sapanie miecha, nikt — nawet potwory — nie odważył się ruszyć. Sam Frankie wyglądał na zaskoczonego, jakby w dzisiejszym grafiku wcale nie zaplanował sobie morderstwa z premedytacją. Dłonie tak mu drżały, że nie mógł załadować kuszy, a słusznie przypuszczał, że niedługo będzie musiał ponownie jej użyć.
Arianna zacisnęła powieki i potrząsnęła głową. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. To była jej wina. To jej arogancja, zgubna pewność siebie, zła ocena sytuacji i wreszcie głupota zabiły go.
To przez nią on nie żył!
Gniew podszyty nienawiścią rozgorzał w niej jak pożar w suchym lesie. Rąbnęła pięścią w ziemię i gwałtownie poderwała się do pionu. Nagły podmuch wiatru rozrzucił jej włosy wokół głowy, zakręcił się wkoło niej jak wierny, cieszący się z powrotu właściciela pies, a następnie zamienił się w nieujarzmioną bestię, która z ogłuszającym rykiem rzuciła się na potwory.
Strwożeni poplecznicy Kronosa rzucili się do ucieczki, ale na to było już za późno. Córka Zeusa nie przewidywała wyjątków, wszyscy, co do jednego, mieli zostać wybici i wybrać się do Podziemia, by błagać jej przyjaciela o przebaczenie. Pędzący z prędkością rozpędzonego odrzutowca wiatr wpadł pomiędzy uciekający oddział, wzniósł jego członków w powietrze i z taką siłą cisnął nimi o grunt, że po potworach pozostały jedynie złamane w pół łuki.
Arianna odwróciła się w stronę Frankiego, który nieporadnie szarpał się z bronią. Blada twarz kontrastowała z jego ciemnymi, wypełnionymi przerażeniem oczami. Zrobił krok do tyłu, potknął się o własne nogi i gruchnął na tyłek. Kusza wyśliznęła mu się z dłoni i upadła poza zasięgiem jego rąk. Przełknął ślinę. Od dobrych kilku lat przeklinał i nienawidził bogów, ale uznał, że to dobra chwila, by się z nimi pojednać, więc zaczął bezgłośnie się modlić. Córka Zeusa odetchnęła głęboko. Wyciągnęła miecz, a na jego widok Frankie aż jęknął z przerażenia.
— Poczekaj! N-nie rób tego! — Osłonił głowę rękoma, gdy Arianna uniosła miecz. — Porozmawiajmy. Czekaj, nie, ni...
Jego rozpaczliwy krzyk urwał się w połowie zdania i po tytanicznym ciosie bezwładnie osunął się na ziemię — żywy. Arianna w ostatniej chwili zdołała pogrzebać swoją zawiść, odwróciła oręż w dłoni i przygrzmociła chłopakowi rękojeścią w skroń. Powinna go zabić, zasługiwał za to, co zrobił, ale nie potrafiła tego uczynić. Z pogardą zmierzyła wzrokiem nieprzytomnego Frankiego, szpetnie go zwyzywała pod nosem i pobiegła w stronę przyjaciela.
— Pomóż mu! — wydarła się córka Zeusa.
Przerażający krzyk dziewczyny wyrwał Nicka z marazmu. Otrząsnął się z szoku i nieobecnym wzrokiem zlustrował okolicę. Nieopodal leżał nieprzytomny Frankie z paskudnym guzem na czole. Po armii Kronosa nie pozostał ślad, nie licząc połamanych jak zapałki łuków.
Syn Apollina położył dłoń na swoim torsie — nie powinien już żyć!
Ta strzała nie miała prawa chybić, a mimo to nadal żył.
CZYTASZ
Heros z Nowego Jorku
FanfictionŻycia Arianny Mason nigdy nie można było nazwać normalnym czy spokojnym. Słowo "problem" przyjęła na drugie imię, lecz ona niezmiennie utrzymywała, że znalazła się w złym miejscu, o złym czasie. Wypadki chodzą po ludziach, lecz po Ariannie po prostu...