Oszołomiona Arianna nierozumnie wpatrywała się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą siedziała szykownie ubrana pani Bryant. Może tylko sobie ją wyobraziła? Wybuch ciasteczka w ręce był niemalże odpowiedzią na durne pytanie córki Zeusa. Okruchy uderzyły ją w czoło, jakby próbując wybić jej podobne pomysły z głowy... Bo przecież znikający ludzie nie są niczym dziwnym.
Arianna nawet nie zdążyła się podnieść z miejsca, gdy kolejne wypieki z hukiem pękających balonów zaczęły eksplodować. Klapa piekarnika niespodziewanie się otworzyła, wystrzeliwując ciasteczka jak z armaty. Zamieniły kuchnię w istne pole walki. Rozbijały talerze i tłukły szklanki, a na swego jedynego i prawdziwego przeciwnika wybrały Ariannę, która — zaraz po tym jak kilka razy oberwał prosto w głowę — próbowała schować się pod stołem.
Córka Zeusa wypełzła spod blatu i wyciągnęła z bransoletki tarczę z wymalowanym piorunem. Powoli wycofywała się do salonu, gdzie znalazła się poza zasięgiem strzału.
Chyba nikt się nie obrazi, jeśli trochę się rozejrzy?
Wzruszyła ramionami. I tak nie miał, kto jej przed tym powstrzymać... nawet jeśli chciałaby coś zabrać. Arianna posępnie zmarszczyła brwi. Gdzie się wszyscy podziali? Odwróciła się, rozglądając się z zaciekawieniem. Na środku stała skórzana kanapa. Jedną ze ścian zajmował ogromny regał z książkami oraz pamiątkami wakacyjnymi, jak również tymi pochodzącymi ze świata herosów. Podłoga wyłożono drewnianymi panelami, z sufitu zwisała lampa w kryształowym klosza, a pod łukiem drzwiowym, prowadzącym na przedpokój, stała zniszczona tarcza z głębokimi wnękami po ostrzach i odpryśniętą farbą, uniemożliwiającą odgadnięcie rysunku.
Na jednej z półeczek ustawiono ramki na zdjęcia, ale brakowało w nich fotografii — jedna z nich miała nawet pęknięte szkiełko. Arianna ruszyła w ich kierunku. Chciała się lepiej przyjrzeć temu dziwnemu odkryciu, gdy nagle ziemia pod jej stopami zadrżała. Wiszące na ścianach ozdoby pospadały na panele, szklana zastawa grzechotała na półkach, a powodem tych trzęsień był ochrypły śmiech, dochodzący... znikąd. Wstyd przyznać, ale Arianna po raz pierwszy w swoim krótkim życiu wpadła w panikę. Obiegła sofę na około, wymachując rękoma i własnym krzykiem próbując zagłuszyć ten przerażający śmiech.
— I ty się uważasz za córkę Zeusa? — odezwał się głos wstrząsający ścianami. Arianna zesztywniała, po części ze strachu, po części z zaskoczenia. Nasłuchiwała, ale tego kogoś po prostu nie było w tym domu. — Ojciec będzie zgorszony, gdy się o tym dowie. Nie uwierzy, że jego nowy pupilek wrzeszczał ze strachu wniebogłosy.
— Przynajmniej ja... nie chowam się w jakiejś dziurze! — krzyknęła, zawstydzona swoją chwilą słabości. Ogarnęła ją furia. Miała ochotę coś rozwalić albo najlepiej kogoś. Konkretnie tego kogoś.
— Chętnie bym tam wpadł, przemienił cię w karalucha i rozjechał motocyklem, ale eksplozję lubię oglądać z dystansu.
— Eksplozję? — powtórzyła niczym echo. Nie bardzo rozumiała, co właściciel głosu miał na myśli. Wierzyła, zapewne naiwnie, iż ten ktoś próbował ją tylko nastraszyć i ośmieszyć przed ojcem. — Co zrobiłeś z Nickiem?
— Z tym pyskatym szczylem? — prychnął głos opryskliwym tonem.
Arianna miała wrażenie, że ten ktoś był ciągle wściekły, a jego ulubioną rozrywką było gnębienie innych. Po tym krótkim opisie powinna się zorientować, z kim miała do czynienia, ale ona była realnie przerażona całą sytuacją, by myśleć trzeźwo.
— Nazywa się Nick, może jest pyskaty, ale na pewno nie jest szczylem!
Pogroziła pięścią niewidzialnemu przeciwnikowi. Rozglądała się wkoło na wypadek, gdyby próbowano ją zaskoczyć od tyłu, ale w obcym mieszkaniu czuła się całkowicie zagubiona i bezbronna.
CZYTASZ
Heros z Nowego Jorku
Hayran KurguŻycia Arianny Mason nigdy nie można było nazwać normalnym czy spokojnym. Słowo "problem" przyjęła na drugie imię, lecz ona niezmiennie utrzymywała, że znalazła się w złym miejscu, o złym czasie. Wypadki chodzą po ludziach, lecz po Ariannie po prostu...