Rozdział 43.2

262 19 8
                                    

Rodzinne spotkanie nie zostało uwzględnione w planie. Narażanie się jednemu nieśmiertelnemu gościowi groziło — w najbardziej optymistycznych wersjach — jedynie ciężkim kalectwem, ale drażnienie trójki bogów było równoznaczne z samobójstwem oraz wiecznym cierpieniem serwowanym przez głównego animatora atrakcji w Podziemiu. 

Arianna wiedziała, że popełniła błąd — nie pierwszy, ale możliwe, że ostatni — i nawet rozważała, pozostanie w otoczeniu roślinek, w które wpadła. Intensywna barwa kwiatów, jakich na pewno nie znajdziecie na National Geographic, raziła w oczy i wydawała się aż nierzeczywista, jakby zostały wymalowane pisakami fluorescencyjnymi. Ogród Persefony był niemal tak urzekający, jak przerażający. Piękny na swój upiorny sposób! 

Arianna podniosła się z ziemi i wyszła na żwirowaną ścieżkę okalającą klomby pełne złotych roślin i klejnotów jak kanał irygacyjny uprawy. Przeszła obok imponującej marmurowej fontanny, z której wyrastały szkieletowe drzewa i zerknęła w stronę wyjścia. Nie była szczególnie zaskoczona widokiem strażnika stojącego na jej drodze ku wolności. Poczuła się raczej upokorzona, że wujaszek wycenił stwarzane przez nią zagrożenie tak dołująco nisko.

— Jeden strażnik?

Zbulwersowana taką jawną prowokacją położyła dłoń na rękojeści sztyletu. Dla samej zasady i spokoju własnego sumienia musiała przerobić niemartwego gościa na stertę kości, a potem udekorować nimi tron tego zgorzkniałego ignoranta. Puste oczodoły w czaszce strażnika nabijały się z jej naiwności, jakby starał się ją sprowokować do podejścia. Arianna zerknęła w stronę balkonu, z którego rozciągał się spektakularny widok na zagubione dusze plątające się po Łąkach Asfodelowych, ale żaden z trójki siedzących tam bogów nie zwracał na nią uwagi. Było to dość podejrzane, zwłaszcza że córka Zeusa była tam pozbawionym praw więźniem, którego powinni za popełnione zbrodnie natychmiast osądzić i ukarać.

A może to była pomyłka?

W końcu Arianna, według prawa olimpijczyków stanowionego i przestrzeganego zależnie od ich humoru, była winna jedyne tego, że była córką faceta, który od zarania dziejów miał problem z utrzymaniem... znaczy się z dochowaniem wierności żonie. Nigdy nie robiła nic, a przynajmniej starała się nie robić nic, co bogowie mogliby uznać za przejawy spiskowania przeciw ich gatunkowi. A jeżeli była potworem, którego tak się obawiali i miała ich zgładzić w dniu swoich szesnastych urodzin, to wyłącznie dzięki ich paranoicznej przypadłości dręczenia niczego winnych herosów. To z ignorancji bogów Kronos ulepił jak Prometeusz z gliny ludzi nienawiść półbogów do ich przodków. Przekształcił ich słabość w niewyobrażalną siłę, która mogła zmieść Olimp z powierzchni ziemi.

Jednak Arianna szybko obaliła hipotezę z pomyłką. Widok setek szkieletowych wojowników w zniszczonych mundurach armii amerykańskiej i uzbrojonych w karabiny maszynowe stojących przed wejściem do pałacu jak marmurowe posągi uświadomił córce Zeusa, że była ignorowana tylko dlatego, że jej szanse na ucieczkę były równe zeru. Mogła pokonać dziesięciu, dwudziestu, może pięćdziesięciu, ale nie wszystkich, a na pewno nie bez stania się przy tym szwajcarskim serem.

Arianna uznała, że życie z kulką w głowie lub dziurą w brzuchu byłoby dość problematyczne, dlatego uśmiechnęła się przepraszająco do zadowolonego z siebie strażnika i zawróciła. Sztywne kroki i nader wyprostowana sylwetka jakby połknęła kij od miotły, zdradzały tylko, jak bardzo córka Zeusa była zażenowana własną głupotą. Z kolei wstyd sprawiał, że debilna śmierć w nierównym pojedynku wydawała jej się jedynym rozwiązaniem, tuszującym zmazę na jej wizerunku.

— Nareszcie! — krzyknął Hades. Jego ręka wystrzeliła w powietrze jak dłoń szkolnego prymusa znającego odpowiedzi na wszystkie pytania. Ten nieoczekiwany gest uciszył trajkotającą kobietę, stojącą przy samej balustradzie. — Ileż można na ciebie czekać?!

Heros z Nowego JorkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz