Niespodziewanie Atlas wydał z siebie dziwaczny dźwięk; coś na połączenie westchnięcia ze zdumienia z urwanym starogreckim przekleństwem. Arianna całkowicie straciła zainteresowanie synem Hermesa, który wydawał się niewyobrażalnie daleko, tak że zdążyłaby skoczyć do centrum miasta po coś do przekąszenia i wrócić, a i tak miałaby jeszcze czas, by odklepać wszystkie niezbędne modlitwy, przeprosić za swoje grzechy i wybudować świątynię. Skupiła się więc na tytanie, a raczej tylko na jego części, ramieniu, z którego wystawał osobliwy przedmiot, długi i wąski, przypominający strzałę.
Nie, przecież to niemożliwe...
Arianna podążyła wzrokiem za rozjuszonym spojrzeniem Generała. Jednak widok, jaki ukazał się jej oczom, kompletnie ją zaskoczył, a to, co jeszcze kilka sekund temu uważała za niemożliwe, teraz wydawało się dziecinnie proste.
Ta dziwnie znajomo wyglądająca strzała należała do arsenału Nicka, następną już nakładał na cięciwę i celował do oburzonego tytana, który nieśpiesznie, jakby ze swojego rodzaju niechęcią, ruszył w stronę upierdliwego szkodnika, wyrządzającego mu tyle szkody co niepełnosprawny komar. Jego jedwabny garnitur zamienił się w pełną zbroję, a w ręce zmaterializował mu się najprawdziwszy oszczep, którym spokojnie mógł powalić szarżującego Minotaura, a co dopiero nastoletniego chłopaka. Nick, chociaż jak nigdy wcześniej wyglądał jak miniaturowa kopia swojego ojca, pozbawiona tylko markowych okularów przeciwsłonecznych oraz kluczyków do wypasionego kabrioletu, nie miał najmniejszych szans w starciu z maszyną do zabijania, podobnie jak mrówka z butem i Zeus ze swoją słabością do pięknych śmiertelniczek.
— Poczekaj, to przecież mnie chcecie zabić!
Arianna dźwignęła się do pozycji stojącej, ignorując ból rozlewający się po jej ciele z prędkością światła, aż pociemniało jej przed oczami, a sufit zdawał się kręcić jak diabelski młyn. Potrząsnęła głową jak pies pozbywający się nadmiaru wody, starając się odgonić od siebie wszystkie uciążliwe dolegliwości. Nie mogła zostawić Nicka samego. To on był w tym specjalistą. Ona zamierzała go uratować, mimo że ostatnio nie układało się między nimi najlepiej, a ich przyjaźń przechodziła przez poważny kryzys nazywający się Dylan.
Ratowanie życia Nicka — zazwyczaj zagrożonego wyłącznie z winy córki Zeusa — weszło jej w nawyk, jak znoszenie zmiennych humorów Pana D. oraz denerwowanie niewłaściwych osób, na przykład takich zabijających samym spojrzeniem. Poza tym syn Apollina wykazał się ponadprzeciętną odwagą oraz takim samym poziomem głupoty, atakując w pojedynkę krwiożerczą bestię, rozszarpującą takich naiwnych śmiałków na podwieczorek. Jednak ten samobójczy akt desperacji wymazał przeszłe niesnaski, różnice zdań i wszelkie niezgodności, teraz liczyło się wyciągnięcie tego gamonia z tarapatów.
— Ojcze, błagam! Muszę mu pomóc — jęknęła pod nosem Arianna, gdy przywieszka w kształcie chmury wciąż pozostawała w trybie niedostępnym, a na drzwiach do wypożyczalni broni Zeus wisiała karteczka: nieczynne do odwołania, przepraszamy za utrudnienia. — Jeżeli wyjdę z tego cało, a na pewno tak będzie, to obiecuję, że powiem ci w twarz, co myślę o twoim dziecinnym zachowaniu. Zobaczysz!
Fuknęła pod nosem z oburzenia i przestała bezproduktywnie wygrażać niebiosom. Zeus jej nie słyszał, zapewne popijał nektar podawany przez Ganimedesa oraz przerzucał kanały w boskiej telewizji dla nieśmiertelnie znudzonych, nie zaprzątając sobie głowy takimi drobiazgami jak życie niesfornej córki.
Tym razem, w momencie, który bezprecedensowo wygrałby teleturniej: Gorzej być nie może, była zdana wyłącznie na siebie oraz umiejętności nabyte dzięki fechtunkowi. To trochę tak jakby drewnianym patykiem próbowała powalić drakona — wielką gadzinę, przypominającą węża o kłach ostrych jak dziesięciometrowa brzytwa oraz łuskach twardszych od tytanu. No cóż, szanse na przeżycie niewielkie, ale nie mogła stać bezczynnie na uboczu, ograniczając się do wykrzykiwania motywujących frazesów. Nick radził sobie całkiem nieźle. Miotając strzałami o zróżnicowanym przeznaczeniu i właściwościach, starał się utrzymać Atlas w odległości kilku stóp, wiedząc, że gdy tylko się zbliży, straci kilka kończyn, no ewentualnie głowę.
CZYTASZ
Heros z Nowego Jorku
FanfictionŻycia Arianny Mason nigdy nie można było nazwać normalnym czy spokojnym. Słowo "problem" przyjęła na drugie imię, lecz ona niezmiennie utrzymywała, że znalazła się w złym miejscu, o złym czasie. Wypadki chodzą po ludziach, lecz po Ariannie po prostu...