Rozdział 18

560 33 70
                                    

Ludzie wokół wrzeszczali jak opętani, a ich spanikowane głosy ledwo dochodziły do stojącej pośrodku chaosu córki Zeusa. Nie mogła uwierzyć, że wszystko potoczyło się w ten sposób. Nie tak to miało wyglądać. Obiecywano jej prostą i szybką misję, nadającą się dla herosa w każdym wieku. Została zaplanowana w najmniejszych szczegółach, ale i tak nic nie potoczyło się zgodnie z założeniami.

Może jednak cofnijmy się trochę w czasie i zacznijmy od początku, bo inaczej nic z tego nie będzie dla Was jasne.

Ostatnie tygodnie było wyjątkowo ciężkie, a wręcz katastrofalne dla Arianny. Datę rozprawy wyznaczono na ostatni dzień czerwca, lecz córka Zeusa doskonale wiedziała, jaki będzie wyrok, i nie mogła pogodzić się ze świadomością, że tak mało czasu jej pozostało.

Cała ta farsa działała jej na nerwy. Nie mogli jej zabić bez tej dramatycznej przerwy? Życie z myślą, że niedługo będzie już tylko mokrą plamą na posadzce na Olimpie, było dobijające. Arianna zupełnie zamknęła się w sobie. Wycofała się i zatonęła w odmętach swojego umysłu, pogrążając się w coraz większym marazmie. Do nikogo się nie odzywała, mało jadła, a jeszcze mniej spała. Z pokoju wychodziła tylko do szkoły, a po powrocie ponownie się tam zamykała.

Godzinami przesiadywała przed oknem, wyglądając na niezmieniający się krajobraz. Bethany, Nick, Dylan, a nawet Dave starali się ją wyciągnąć z tego transu, przekonując, że nie wszystko było przesądzone, lecz ona zbywała ich posępnym milczeniem i obdarzała takim spojrzeniem, że odechciewało im się dalszej rozmowy.

Wreszcie ktoś inteligentnie postanowił powiadomić Chejrona o zaistniałym wydarzeniu. Centaur nie mógł przybyć do niej osobiście z powodu wypełnianego zadania w terenie, ale skontaktował się z nią poprzez iryfon.

Zlecił Ariannie prostą do wykonania misję.

A przynajmniej z założenia miała być prosta, bo wcale taka się nie okazała.

W pobliskiej szkole podstawowej odnaleziono kolejną osobę półkrwi. Obserwujący ten przypadek satyr poprosił o pomoc, gdyż wyczuwał coraz więcej potworów kręcących się w pobliżu dziecka. Arianna nie sądziła, by wysyłanie jej — potężnego herosa zwabiającego potwory jak krew rekina — było dobrym pomysłem, jeśli chciało się uniknąć zbędnych problemów. Chejron jednak przykazał jej znaleźć dzieciaka i zaprowadzić go na święta do Obozu Herosów, gdzie wytłumaczą mu całą sytuację w jak najłagodniejszy sposób. Tu córka Zeusa także miała nieco odmienne zdanie, doskonale pamiętając, jak Pan D. witał nowe osoby.

Po wielogodzinnym wykładzie syna Apollina o korzyściach płynących z oficjalnej misji oraz obietnicy solennej pomocy przy jej wykonaniu Arianna przystanęła na tę propozycję.

Sprawy skomplikowały się już o poranku.

Nowy Jork najzwyczajniej zaskoczyła zima, co było niezwykłe, zważywszy na technologię, jaką posługiwali się Amerykanie. Miasto przez jedną noc stało się praktycznie nieprzejezdne. Służby państwowe robiły, co mogły, by oczyścić drogi z nadmiaru śniegu, lecz na niewiele się to zdawało. Manhattan był cały zakorkowany.

Zmotywowana do działania Arianna zignorowała pierwsze ostrzeżenie, by zrezygnować z misji i wymyśliła inny środek transportu — ogromnego orła. Innego niż ten, którym leciała po raz pierwszy, ale wciąż był imponujący.

Tu herosi napotkali kolejny problem.

Pogoda zdecydowanie nie sprzyjała lotom. Dął lodowaty, zdmuchujący orła z kursu wiatr, zmieniający płatki śniegu w tnące niczym sztylety igiełki. Ptaszysko odmówiło dalszego lotu po bliskim spotkaniu z drzewem, którego zwierzę nie zauważyło w tej zamieci, dlatego herosi dalej musieli przebijać się przez metrowe zaspy śniegu przez prawie dwie mile.

Heros z Nowego JorkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz