Orzeł stojący przed Arianną był zadowolony z zainteresowania, jakie mu okazywano. Prężył skrzydła, jakby pozował do miesięcznika „Boskie Atrybuty”, sprzedawanego tylko i wyłącznie na Olimpie. Gdy córka Zeusa lepiej przyjrzała się zwierzęciu, dostrzegła, że jego dziób był z prawdziwego, oślepiająco połyskującego w blasku słońca złota. Jego szpony było ostre jak brzytwa, spokojnie mogły oderwać rękę, i tylko to powstrzymywało Ariannę przed wyrwaniem mu pióra. Tak ładnie błyszczało, a ona chciała mieć jakąś pamiątką na przyszłość, która przypominałaby jej o tym dniu. Dniu, w którym wymknęła się śmierci, przechytrzyła starego zrzędę i zapewniła swojej duszy wycieczkę na Równinę Kar.
— Musisz z nim lecieć.
Głos Bethany wyrwał córkę Zeusa z podziwiania ptaka, co nie spodobało się ani orłowi, ani jej. Arianna z powątpiewaniem zmarszczyła brwi, pewna, że matka tylko sobie z niej żartowała. Spojrzała na słońce — po jego ułożeniu wywnioskowała, że zbliżało się południe — więc śmiało mogła sądzić, że wysoka temperatura źle wpłynęła na jej mamę i dlatego bredziła takie głupoty. Córka Zeusa nie zamierzał nigdzie iść z żadnym orłem, a zwłaszcza orłem należącym do jej ojca.
— Podziękuj mu i powiedz, że sami dotrzemy do domu.
Założyła ręce na piersi i zawiesiła wzrok na kręcących się w pobliżu śmiertelnikach. Oczywiście, żaden z nich nie zwrócił uwagi na ogromne ptaszysko, stojące przy trójce obdartych włóczęg.
— Ojciec chce się z tobą zobaczyć.
Arianna wywróciła oczami. Może nie była wybitnie inteligentna, co też wypominali jej na każdym kroku, jakby z obawy, że o tym zapomni, ale domyśliła się, że Zeus nie przysłał orła, tylko po to by przekazał im jego gratulacje. Musiał coś chcieć, inaczej nadal udawałby, że nie istnieje.
— Serio? — zapytała z udawanym podekscytowaniem. — Szkoda, bo ja nie mam na to ochoty.
— To nie była prośba.
Wymownie wskazała na ptaka, jakby był on odpowiedzią na wszystkie wątpliwości.
— Ale to była odmowa — burknęła Arianna. Odwróciła się tyłem do zwierzęcia. W nosie miała radosną nowinę, jaką ze sobą niósł. — Chcesz, to sama sobie leć, ja nie zamierzam spotykać kogoś, kto próbował mnie zabić podczas ostatniego lotu!
— Zeus nigdy by cię nie skrzywdził — odparła Bethany usprawiedliwiającym głosem. Nie wierzyła, by władca Olimpu mógł skrzywdzić ich córkę. Nie po tych wszystkich latach ich znajomości. — Pamiętaj o tym i nigdy więcej tak nie mów.
— Dlaczego go bronisz? — Z wyrzutem spojrzała na matkę. Czuła się urażona stronniczością kobiety. — Dlaczego wciąż bierzesz jego stronę? Po tym, jak cię porzucił i potraktował, powinnaś używać jego imienia w zastępstwie za najgorsze przekleństwo!
— Arianno!
— Gdzie był ojciec, gdy siedziałaś w Podziemiu?! — Wbiła rozdrażnione spojrzenie w matkę. — Kto pośpieszył ci z pomocą? Ja! To ja pognałam ci z odsieczą, zrobiłam sobie wroga w nieśmiertelnym facecie, zapewniłam sobie moc pośmiertnych atrakcji na Równinie Kar, podczas gdy on nawet nie kiwnął boskim paluchem!
— ARIANNO! — zagrzmiała Bethany.
Córka Zeusa znieruchomiała jak po spotkaniu wzroku Meduzy. Nigdy nie słyszała, by matka, aż tak podnosiła na nią głos. Bethany była usposobieniem spokoju, sporadycznie krzyczała, a przekleństw używała rzadziej niż Dave szamponu. Jednak teraz z rozczochranymi włosami, brudną twarzą i ostrym spojrzeniem mogła gwizdnąć stanowisko Erynią.
CZYTASZ
Heros z Nowego Jorku
FanficŻycia Arianny Mason nigdy nie można było nazwać normalnym czy spokojnym. Słowo "problem" przyjęła na drugie imię, lecz ona niezmiennie utrzymywała, że znalazła się w złym miejscu, o złym czasie. Wypadki chodzą po ludziach, lecz po Ariannie po prostu...