Ten rok szkolny był podejrzanie spokojny jak dla Arianny. Obyło się bez niewyjaśnionych sytuacji, niespodziewanych wybuchów czy potworów, ukrytych w ludzkiej postaci, czyhających tylko, by przerobić córkę Zeusa na swoją przekąskę. Oczywiście, w szkole nadal była na cenzurowanym po ostatnich latach, naszpikowanych problemami, jak indyk dodatkami na święto dziękczynienia, ale grono pedagogiczne przestało patrzeć na nią podejrzliwie, a rówieśnicy wytykać palcami. Nie licząc może Mileny Walter i jej głupawych pomagierów, którzy dręczyli Ariannę dwa razy intensywniej, odkąd zaczęła się przyjaźnić z Dylanem.
Córce Zeusa klasowe „koleżanki" przypominały głupszą i łagodniejszą wersję Clarisse i jej rodzeństwa, a że potomkowie Aresa, mimo że rośli i silni, nie stanowili dla Arianny żadnego zagrożenia, to Milenę traktowała z wyrozumiałą pobłażliwością. Bo co jej mogła zrobić zwykła śmiertelniczka, gdy nawet bogowie się jej obawiali? Czasem tylko zastanawiała się, za jakie grzechy skazano ją na przebywanie w otoczeniu takich ludzi. W końcu jednak zaczęła to traktować jako dzienny element ćwiczeń. Trening na cierpliwość i wytrzymałość, czyli coś, czego w życiu zdecydowanie jej brakowało.
Z powodu, że szkołę Arianny opuściły niewyjaśnione problemy, dyrekcja udzieliła jednokrotnego pozwolenia na wyjazd siódmoklasistów na wycieczkę z ostro ograniczonym wyborem miejsca. Dlatego wiekowa historyczka — pani Washington — stara jak sam gmach w jej nazwisku, zorganizowała wyjazd do Metropolitan Museum of Art, usytuowanego na wschodnim skraju nowojorskiego Central Parku, przy Fifth Avenue.
Uczniowie w nieprzeciętnie radosnych humorach dojechali do celu, rozglądając się po dobrze znanej im okolicy. Nie ekscytowała ich sama wizyta w muzeum, lecz możliwość wyrwania się ze szkolnych murów.
W czasie gdy druga z opiekunek poszła zakupić bilety, pani Washington zebrała wkoło siebie podopiecznych, by przekazać im nadrzędne zasady, obowiązujące w miejscach publicznych, zwłaszcza w tych wypełnionych cennymi eksponatami. Nauczycielka spokojnie mogła mieć ze siedemdziesiąt pięć lat. Była pomarszczona, przygarbiona i zawsze pachniała piernikami i cynamonem, chociaż zastrzegała, że nie cierpi obu tych rzeczy. Zazwyczaj poruszała się za pomocą laski, uskarżała się na ból w krzyżu oraz strzykanie w kolanach, ale na egzaminach miała zdrowie nastolatki, a nagłego uzdrowienia zawsze doznawała podczas wyścigu po darmowe pączki.
— Nasza kochana pani dyrektor pozwoliła zabrać was na wycieczkę, za co powinniście być jej wdzięczni — powiedziała patetycznie kobieta. Ostro spojrzała na każdego ucznia dla pewności, że żaden z nich nie zaprzeczy, chociażby niepoprawną mimiką. — Apeluję, byście nie zaprzepaścili swej szansy na poszerzenie swojej wiedzy.
Arianna ziewnęła. Nie słucha dłużącego się monologu pani Washington, rozpływającej się nad wspaniałością Metropolitan Museum of Art. Chciała tylko udać się na wystawę poświęconą mitologii greckiej, jednak istniała na to mała szansa, gdyż historyczka uważała to za stratę czasu.
— Panno Mason, mówię do ciebie.
Dylan trącił łokciem córkę Zeusa, chichotając pod nosem, jakby tylko on zrozumiał wypowiedziany żart. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę szkolnych dziwaków, stojących w ostatnim rzędzie.
— Słucham? — zapytała Arianna.
Nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na nauczycielkę. Czy ona zapomniała, że należało ją ignorować, zwłaszcza gdy na jej twarzy znudzenie przeplatało się z irytacją? W takich momentach córka Zeusa zazwyczaj odpływała myślami i błądziła we wspomnieniach lub marzyła o przerwie na lunch, by zjeść pyszności przygotowane przez matkę. Arianna obojętnie zerknęła na głupio wyszczerzoną Milenę oraz jej jeszcze głupsze koleżanki. Nie przyjmowała się nimi. Wiedziała, że gdyby jej się chciało, mogłaby unicestwić Walter jednym ruchem. No, ale po prostu jej się nie chciało. Zresztą, straciłaby tylko swoją ulubioną formę rozrywki.
CZYTASZ
Heros z Nowego Jorku
FanfictionŻycia Arianny Mason nigdy nie można było nazwać normalnym czy spokojnym. Słowo "problem" przyjęła na drugie imię, lecz ona niezmiennie utrzymywała, że znalazła się w złym miejscu, o złym czasie. Wypadki chodzą po ludziach, lecz po Ariannie po prostu...