Im bliżej byli hotelu Lotos, tym szybciej szła Arianna. W pewnym momencie nawet już biegła. Coś ją ciągnęło do tego budynku. Gdzieś tam, głęboko w podświadomości dziewczyny, jakiś cichy głosik powtarzał jej, że tam będzie mogła bezpiecznie odpocząć, zapomnieć o wszystkich problemach współczesnego świata i poświęcić trochę czasu dla własnej przyjemności.
Arianna miała tak dużo kłopotów, że była skłonna uwierzyć we wszystko. Miała dość bogów, ich kłótni i nieustannych oskarżeń. W hotelu Lotos jej zmartwienia miały odejść w niepamięć. Syn Posejdona już się nie liczył — nic dla niej nie znaczył. Dla Arianny równie dobrze mógł iść do Podziemia i nigdy więcej stamtąd nie wychodzić. Chciał zginąć, to proszę bardzo, ona nie będzie stawać mu na drodze do tego zbożnego celu!
Poruszała się jak w śnie, zupełnie jakby znała tę trasę na pamięć. Gładko płynęła do przodu, a każdy kolejny krok wywoływał coraz szerszy uśmiech na jej twarzy. Nie słyszała swoich przyjaciół — oni też zaplątali się w wytworzonej ułudzie. Liczył się tylko hotel, który już znajdował się na wyciągnięcie ręki od niej.
— Nie możesz tam wejść!
Silne szarpnięcie za rękę sprowadziło Ariannę na ziemię. Łapczywie zaczerpnęła tchu, jakby przez całą drogę wstrzymywała oddech.
— Czego?
Groźnie łypnęła na Nicka. Nie rozumiała, o czym on plótł i co było takie ważne, że nie mógł poczekać.
— Spójrz.
Wskazał na obrzeże kompasu, gdzie na czerwono lśniło ostrzeżenie: „NIE WCHODŹ DO ŚRODKA”. Było napisane dużymi, drukowanymi literami, aby nawet heros z dysleksją mógł go odczytać.
— Pewnie się zepsuł.
Arianna wściekle potrząsnęła busolą, lecz napis wcale nie zniknął, wręcz zmienił barwę na bardziej jaskrawą.
— Takie rzeczy się nie psują — przypomniał jej oschle.
Syn Apollina wciąż był obrażony o akcje z centaurami. Nie lubił, gdy ktoś się z niego nabijał, czy próbował go pouczać, ale w takim wypadku — gdy ich życie było realnie zagrożone — musiał przełknąć swoją dumę, niczym za dużą kluskę, gdyż kolejna wizyta w Podziemiu wcale mu się nie uśmiechała.
— Ale on tam jest — jęknęła Arianna. — Tam, w środku! Tak blisko, a jednak tak daleko!
Z utęsknieniem spojrzała w stronę otwartych metalowych drzwi, z których płynęło przyjemne chłodne powietrze, pachnące kwiatami. Musiała tam wejść!
— Zapytajmy odźwiernego — zaproponował Willey. Wskazał na uśmiechniętego mężczyznę, stojącego przy wejściu. Miał na sobie czerwony mundur i cały czas się uśmiechał, jakby nie było nic lepszego niż stanie w upale.
— Dzień dobry, dzieci! — przywitał się radośnie mężczyzna, gestem ręki zapraszając gości do środka.
Arianna spojrzała na gustownie urządzony hol, z trudem przełknęła ślinę i zdusiła w sobie ogromną pokusę skorzystania z zaproszenia. Słyszała niewyraźne dziecięce głosy i dźwięki automatów z grami, a w powietrzu unosił się kuszący zapach obiadu, przywodzący jej na myśl wypieki rodzicielki.
— Na pewno jesteście głodni i zmęczeni. Wejdźcie do środka, odpocznijcie.
— Trochę nam się śpieszy — odparł uprzejmie Nick, zdobywając się na swój przyjacielski uśmiech numer jeden. Tylko on z całej trójki nie wyglądał, jakby przemierzał całą pustynię pieszo i chyba jako jedyny nie miał ochoty na wizytę w hotelu. — Ale w środku jest nasz przyjaciel, Percy Jackson. Czy mógłby pan go zawołać?
CZYTASZ
Heros z Nowego Jorku
FanficŻycia Arianny Mason nigdy nie można było nazwać normalnym czy spokojnym. Słowo "problem" przyjęła na drugie imię, lecz ona niezmiennie utrzymywała, że znalazła się w złym miejscu, o złym czasie. Wypadki chodzą po ludziach, lecz po Ariannie po prostu...