Rozdział 13

614 34 158
                                    

Mieli przewagę liczebną. Arianna nawet nie musiała liczyć, ilu było przeciwników, by wiedzieć, że było ich zdecydowanie więcej. Pośpiesznie okalkulowała swoje szanse na zwycięstwo z tuzinem uzbrojonych żołnierzy — wynik był tragicznie niski. Westchnęła z pożałowania. Spodziewała się tego, dlaczego więc czuła się taka zawiedziona?

Niektóre umarlaki miały na sobie greckie zbroje, inni brytyjskie mundury, a pozostali byli owinięci jak w chitony w podarte amerykańskie flagi. Najgorsze nie były jednak śmiercionośne bronie wymierzone prosto w córkę Zeusa, lecz ich puste oczodoły — bezdenne i przerażające — oraz uśmiechy. Arianna spojrzała na Nicka, którego twarz zamarła w wyrazie bezbrzeżnego zaskoczenia i strachu. Nie poruszał się, zastygł w połowie drogi sięgnięcia po strzałę, lecz nie odważył się zrobić nic więcej, gdy grot włóczni tkwił cal od jego pobladłej twarzy.

— Co tam się dzieje? — krzyknęła Bethany, odgrodzona od córki murem nie do sforsowania.

Przeciągająca się, niepokojąca cisza doprowadzała ją tylko na skraj wytrzymałości nerwowej. Do tej pory przy zdrowych zmysłach podtrzymywała ją myśl o bezpieczeństwie Arianny. Mogła zgnić w tej ciemnej dziurze, o ile jej córka miałby przeżyć, lecz teraz cała nadzieja prysła, gdyż obydwie znajdowały się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

— Nie przejmuj się mamo, wszystko mam pod kontrolą!

— Arianno, to nie jest dobry moment na żarty.

— Podczas gdy ja wcale nie żartuję.

— Arianno! — zagrzmiała Bethany, aż strażnicy na dźwięk jej ostrego głosu mocniej ścisnęli swoją broń.

— No dobra, po prostu... — zmierzyła wnikliwym spojrzeniem stojących naprzeciw niej facetów, zastanawiając się, jak najlepiej ich opisać — ...uprzejme szkielety chcą nas podziurawić z uzi.

Bethany nie odpowiedziała od razu, aż Arianna musiała zapukać w ścianę, by upewnić się, że jej matka wciąż tam była.

— Nawet nie próbuj walczyć! — ostrzegła głosem nieznoszącym sprzeciwu. Używała go tylko w przypadku pytań o ojca Arianny lub próśb o pozwolenie na samotne wyjście, teraz doszedł dodatkowo zakaz walki ze strażnikami.

— A-ale dlaczego!?

Z wyrzutem spojrzała w stronę matki, choć wcale nie mogła jej zobaczyć przez oddzielający je mur. Nie cierpiała, gdy kobieta mówiła do niej taki tonem — potem było tylko gorzej.   Szkielety uśmiechały się głupawo, jakby chęć walki z nimi była naprawdę dobrym żartem.

— Poradzę sobie z nimi. Ich jest tylko dwunastu, a ja aż jedna. Nie widziałaś, do czego jestem zdolna. Zaufaj mi, po prostu mi zaufaj.

— Nie! Zabraniam ci tego!

— Ale na szczęście nie możesz mi w tym przeszkodzić — mruknęła Arianna.

Uśmiechnęła się przepraszająco do matki i uniosła miecz. Jednak szkielecim strażnikom jakieś pięć minut temu skończyła się cierpliwość. Dwójka z nich chwyciła córkę Zeusa za ramiona, a trzeci z nich pokazał, jak działają cele w Podziemiu. Dotknął kościstą ręką ściany, a cegły magicznie zniknęły, ukazując dwumetrowe przejście.

Arianna machnęła mieczem, odcinając strzychem rękę jednego z żołnierzy. Ramię z grzechotem upadło na ziemię, ale właściciel nawet nie spojrzał na swoją kończynę. Drugą dłonią chwycił szamotającą się dziewczynę za kark i brutalnie wepchnął ją do celi. Przejście zamknęło się szybciej, niż córka Zeusa zdążyła pozbierać się z cuchnącej posadzki.

Pomieszczenie momentalnie pogrążyło się w nieprzeniknionej ciemności. Powietrze było tu zimne, wilgotne i śmierdzące. Arianna przypuszczała, że ucieczka z tego miejsca była niemożliwa — drzwi pokazywały się tylko pod wpływem nieżywej ręki, a jej były całkiem sprawne — ale mimo to zaczęła obmacywać ścianę. Może jej się poszczęści? Może trafiła do trefnej celi? Szukała jakiejś szczeliny lub zgłębienia. Czegokolwiek! Niestety powierzchnia była gładka jak szyba. Z wściekłością uderzyła pięścią w mur i przy okazji poraziła go prądem, ale na niewiele się to zdało, co najwyżej ze ściany odprysło kilka nic nieznaczących kamyków.

Heros z Nowego JorkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz