Rozdział 6

1.1K 62 52
                                    

Sny herosów nigdy nie były jedynie zakręconymi wymysłami ich bujnej wyobraźni. Ukazywały teraźniejszość, a czasem nawet przyszłość. Zawsze coś oznaczyły. Nigdy nie były bezsensowne, nawet jeżeli z początku wydawały się kompletnie pozbawione zasad logiki, z biegiem czasu wyciągało się więcej faktów pasujących do całości. 

Arianna zgrzytała zębami za każdym razem, gdy tylko przypominała sobie swój sen. Nie mogła z nikim podzielić się swoimi obawami, przypuszczeniami ani wysnutymi teoriami, będącymi rezultatem jej geniuszu. Zwierzyła się tylko Willeyowi. Jemu mogła zaufać i obarczyć go swoimi niekończącymi się problemami. Satyr poczuł się wyróżniony przez jej szczerość i postawił diagnozę.

Zalecał czujność i wzmożoną ostrożność. 

Nie była to szczególnie pomocna porada dla kogoś, kto miewał trudności z koncentracją, dlatego Arianna skupiła się na czymś, co mogło dać jej przewagę w starciu z tym, co nastawał na jej życie: rozwoju umiejętności.

Potrafiła bezbłędnie posługiwać się każdym typem broni, jaki tylko dano jej do ręki. Jej zdolności znacznie przekraczały poziom nawet najstarszych obozowiczów. Mogła pokonać każdego, kto ośmielił się stanąć naprzeciw niej w pojedynku, z przepaską na oczach i rozwiązanymi sznurówkami. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie istotny szczegół, że Arianna nigdy wcześniej — znaczy się przed przybyciem do obozu — nie uczyła się fechtunku, a zachowywała się, jakby robiła to od urodzenia. Po prostu wiedziała, kiedy i jak atakować, kiedy się bronić, a kiedy należy się wycofać, by zyskać na czasie. 

Doskonale radziła sobie również na arenie, latając na pegazach czy ćwicząc na ściance wspinaczkowej, gdzie przeprawę utrudniała lawa i inne śmiercionośne przeszkody, nieodpowiednie do wieku obozowiczów.

Jedyną jej bolączką, cholerną piętą achillesową, było pływanie kajakiem i wszystko, co wiązało się z przymusem wejścia do wody. Nawet prysznica zaczęła unikać z obawy, że się utopi! Arianna nigdy nie była wybitnym pływakiem. Potrafiła utrzymać się na powierzchni, machnąć kilka razy rękoma, przepłynąć połowę basenu, ale na tym kończyła się lista jej sportowych osiągnięć w tej dyscyplinie. Bethany kategorycznie zakazała jej zbliżać się do otwartych zbiorników wodnych, nawet na kałuże krzywo patrzyła, dlatego nie miała za wielu okazji, by podnieść poziom swoich umiejętności.

Gdy tylko wypływała kajakiem, wody zdawały się złośliwie odwracać przeciw niej. Wzburzały się, wywracając jej kajak i wciągając ją pod wodę. Z tego powodu Pan D. nagminnie posyłał ją na te zajęcia, za każdym razem licząc, że więcej jej nie zobaczy. W końcu Chejron zaniepokojony nietypową ruchliwością zwykle spokojnego jeziora wystawił Ariannie odwieczne zwolnienie z kajaków, mimo głośnego sprzeciwu Dionizosa. Zamiast tego musiała spędzać popołudnia na pomocy harpią w kuchni, gdzie talerze płukało się w lawie.

Jednak pomijając te przeklęte kajaki, Arianna błyskawicznie stała się jednym z lepszych półbogów w obozie. Jej nazwisko było znane na całym Wzgórzu Herosów, ale nie przysporzyło jej to samych przyjaciół. Domek Aresa za swój główny i jedyny cel obrał sobie zniszczenie i ośmieszenie jej, co jak na razie wychodziło im z marnym skutkiem. Próbowali pokonać ją we wszystkich dyscyplinach, w których do tej pory byli niezwyciężeni, lecz jakimś cudem Arianna zawsze wygrywała. W zapasach, chociażby jej przeciwniczka byłaby dwa razy wyższa i trzy razy silniejsza, biegu na sto metrów, w rzutkach, a nawet w zjedzeniu największej ilości naleśników na śniadanie! Dzięki niej domek Hermesa wysławił się na tle innych, zwróciła mu należny szacunek i chwałę, na którą niewątpliwie zasługiwał.

Arianna zaraz po zakończeniu indywidualnych, wykańczających jak maraton ćwiczeń na arenie wraz z Chejronem — choć równie dobrze można było to nazwać przesłuchaniem, gdyż centaur zadawał zdecydowanie za dużo pytań, jak na zajęcia z łucznictwa — udała się w drogę powrotną. Po drodze trochę zboczyła z kursu, zahaczając jeszcze o łazienkę. Liczyła, że zdąży pozbyć się piasku z butów i brudu z twarzy, nim dźwięk konchy ogłosi porę obiadową.

Heros z Nowego JorkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz