09

460 16 0
                                    

Ariel

Bałam się. Najzwyczajniej w świecie się bałam. O to, że samolot spadnie. Że uderzymy w coś. Bałam się tego, że mogę umrzeć. Same czarne myśli nawiedzały moją głowę. Czułam się otępiała w drodze na lotnisko. Wiozła nas tam jakaś kobieta. Opalona jak Ethan. Z miłym uśmiechem, prawie takim jak jego. O blond włosach i brązowych oczach. Próbowała ze mną rozmawiać. Nie słuchałam. Odpłynęłam. Cały świat był gdzieś dookoła mnie, ale ja jakbym nie reagowała na niego. Dałam się prowadzić Ethanowi przez lotnisko. Ocknęłam się tylko na chwilę. Przy kontroli dokumentów. Nawet nie pamiętam czy sprawdzała mi je kobieta czy mężczyzna. Jedyne co odczuwałam to ciepło ramienia rudzielca i jego brak, gdy musiał mnie puścić. Nagle zdałam sobie sprawę, że stoję pomiędzy obcymi mi ludźmi, a każdy uśmiecha się do mnie. Przywitali mnie, każdy z osobna. Jakby znali mnie od lat. Jak bliską krewną, ale z dziwnym, za dużym szacunkiem. Szukałam wzrokiem Ethana, oddając uściski i powtarzając swoje imię. Stał z boku z postawnym mężczyzną o bujnych czarnych włosach. Rozmawiali albo raczej się kłócili szeptem. Miałam dziwne uczucie, że o mnie. Że to przeze mnie ten mężczyzna marszczy brwi i wykrzywia usta zdenerwowany. Obaj spojrzeli w moim kierunku. Mieli takie same oczy. Identyczne. Tylko spojrzenie Ethana było ciepłe, miłe, a tego mężczyzny oceniające, chłodne. Musiałam zrobić jakąś okropną minę, bo rudzielec urwał w pół słowa i ruszył do mnie.

-Wszystko dobrze?-spytał odsuwając ode mnie kolejną osobę, która chciała mnie przywitać. Ledwo zauważalnie pokręciłam głową. Od razu objął mnie ramieniem.

-Spokojnie. Za chwilę będziemy wchodzić na pokład.-chyba chciał mnie tym uspokoić. Nie wyszło mu.

-Nie moglibyśmy pojechać pociągiem.-wyrwało się z moich ust.

-Skarbie, pociągiem to chyba do portu, a potem liniowcem na kontynent.-zaśmiał się cicho.-Samolotem będzie szybciej.

Poczułam się olana. On chyba nie rozumie jak bardzo się boję. Dłonie miałam dziwnie zimne i wilgotne. Zaczynały mi się trząść. Wiem już co to oznacza. Powinnam wziąć leki. Jak we śnie dałam się wprowadzić Ethanowi na pokład samolotu. Usadził mnie na wypisanym na bilecie miejscu. Tuż obok okna. Sam rozsiadł się obok, jakby nic. Rozluźniony, spokojny. Patrzyłam na niego i wydawało mi się, że on tego nie widzi. Na pewno latał wiele razy. Wpatrzył się we mnie. Jego zielono-niebieskie oczy dotarły do resztek myśli.

-Skarbie, coś jest nie tak.-stwierdził zmartwiony. Kiwnęłam głową.

-Boisz się?-spytał. Znów kiwnęłam.-Nie lubię jak milczysz. Porozmawiaj ze mną.-troska płynęła z jego oczu i nagły smutek. Do tej pory wydawał mi się szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy.

-Ja...-wychrypiałam. Nie chciałam psuć jego szczęścia.-Boję się latać.

-Dłonie Ci się trzęsą.-chwycił je i zaczął uspokajająco głaskać kciukami.-Będę przy Tobie cały czas. Nie stanie Ci się nic złego, przysięgam.

Te zapewnienia podziałały na mnie jak światło na końcu ciemnego tunelu. Dając skrawek nadziei na to, że nie będzie, aż tak źle.

-Weź głęboki oddech.-poinstruował mnie. Razem ze mną nabrał powietrza. Odetchnęłam głośniej niż zamierzałam.-Zasłonimy okno, dobrze?-spytał i nie czekając na odpowiedź sięgnął do niego. Od wczorajszej nocy nie był tak blisko mnie. Jego rude pasma związane w kucyk opadały tuż przed moją twarzą. Mogłam rozpoznać te bardziej marchewkowe i bardziej czerwone. Dotknęłam ich. Nawinęłam na palce i bawiłam się. Dopiero po jakimś czasie dostrzegłam, że patrzył na mnie.

-Usiądę.-szepnął. I zrobił to, ale tak, żeby żadne pasmo nie uciekło z mojej dłoni.

-Przepraszam.-sama nie wiem czemu jego włosy, aż tak mnie fascynowały.

Bryła LoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz