Ariel
Stres związany z lataniem wcale mi nie minął. Znów się bałam, ale dopiero na lotnisku. Czekaliśmy właśnie na odprawę, gdy mnie dopadł lęk. Musiałam się zrobić bledsza niż zwykle. Grece od razu to zauważyła. Tym bardziej, że rudzielec właśnie poszedł porozmawiać z ojcem. Ustalić szczegóły naszej wyprawy-jak to określił.
-Dobrze się czujesz?-spytała blondynka uważnie się mi przyglądając.
-Przydałoby się trochę wody.-przyznałam cicho. Nie chciałam, żeby wszyscy mnie usłyszeli. Na lotnisko wybrała się większość stada, oprócz Philla i Lisy. Byli pełnomocnikami we Francji. Co oznaczało, że na stałe mieszkają tutaj i nadzorują wszystkie prace wykonywane przez firmę Pana Lockwood'a. Po chwili i tak obok mnie pojawiły się dziewczyny. Zoe, Hanna oraz Paige.
-Hej, Ariel.-zagadała Zoe.-Jakaś blada jesteś. Nie wyspałaś się?-puściła mi porozumiewawcze oczko. Kompletnie nie zrozumiałam o co jej chodzi. Spojrzała wymownie na mnie, a potem na rudzielca.
-Nie powinnaś.-mruknęła Paige sprzedając jej kuksańca w bok.
-Może i się nie wyspałam, ale to na pewno nie z winy rudzielca.-odezwałam się, bo nie chciałam, żeby kuksańce przerodziły się w kłótnie.
-Rudzielec?-szepnęła Zoe.-Pozwala Ci tak o sobie mówić?-wytrzeszczyła na mnie oczy. Wzruszyłam ramionami.
-Nie ma wpływu na to jak go nazywam.-odparłam i ucieszyłam się na widok Grece idącej z butelką wody. Ruszyłam w jej stronę, aby tylko wyrwać się z tego kółeczka, które powstało dookoła mnie. Czułam się w nim przytłoczona.
-Proszę. Mam nadzieję, że lepiej się poczujesz.-blondynka podała mi butelkę.
-Dziękuję, ale bardzo w to wątpię.-mruknęłam i znów spojrzałam na Ethana. Nadal rozmawiał z ojcem. Kiwał głową i coś zapisywał w czerwonym notesie oprawionym skórą.
-Czemu? Może powinnaś zażyć jakieś lekarstwo?-bardzo się o mnie martwiła.
-Masz rację.-nadal nie odrywałam wzroku od mężczyzny.
-Gdzie masz kosmetyczkę? Pomogę Ci.-Grece już się dobierała do mojej torby.
-Nie, nie trzeba. Moje lekarstwo już idzie.-rudzielec właśnie wracał do mnie. Szedł zamyślony, wpatrzony w otwarty notes. Dziewczyna spojrzała w tą samą stronę co ja.
-Ethan ma Twoje tabletki?-spytała zdziwiona. Pokiwałam tylko głowa i wyszłam mu naprzeciw. Jeszcze chwila i by wpadł na mnie. Nadal zamyślony spojrzał na mnie i od razu się rozpogodził. Uśmiechnął się ukazując dołeczki.
-W porządku?-spytał głaszcząc moje ramię.
-Teraz tak.-przyznałam cicho. Spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie.
-Wiesz, że to było takie słodkie? W stylu zakochanych par? Takie, aż przerysowane? Bo przy Tobie zawsze jest dobrze, a bez Ciebie beznadziejnie.-zachichotał. Opuściłam głowę. Chyba zapomniał, że ja tu ze strachu umieram. Panicznie boję się latać samolotem. A na dodatek nie chcę, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli.
-Hej...-wsunął palec pod moją brodę i uniósł ją do góry. Pocałował mnie.-Kocham Cię.-szepnął w moje usta i znów pocałował. Dzięki temu odpłynęłam trochę. Na pewno strach odszedł w kąt i tam wił sieci, żeby zaatakować w innym czasie.
Ethan
Wszystko już było ustalone. Na lotnisku w Sydney będzie czekał mój ukochany Trailblazer Z71. Niedawno go kupiłem i jeszcze nie nacieszyłem się jazdą. Piękna fura na wypady w góry, do lasu, ogólnie na wycieczki. I oczywiście mega wygodna wersja. Od razu wrzucamy nasze walizki do bagażnika i jedziemy do centrum miasta, żeby się przespać w jednym z hoteli. Reszta jedzie do Canberry. Wraca do domu. Też bym chciał. Zatęskniłem za stolicą i oczywiście chciałem pokazać Ariel miejsce gdzie się wychowałem. Wszystko chciałem jej pokazać. Góry, moje ulubione lasy, wybrzeże. Chciałem zabrać ją do baru gdzie zawsze chodziłem, gdy byłem smutny i do klubu, w którym przebalowałem nie jeden weekend. Niestety to musi poczekać. Najpierw pojedziemy do wuja. To niecałe 5 godzin jazdy z lotniska, ale wiem jak moja mate przeżywa każdy lot. Wolę dać jej odpocząć. Przynajmniej ojciec będzie miał więcej czasu, żeby się z wujem skontaktować i uprzedzić o naszym przyjeździe.
Próbowałem uspokoić moją malutką zanim wsiądziemy do samolotu. Gdy ją pocałowałem i wyznałem miłość odpłynęła. Patrzyłem na nią uważnie i użyłem sugestii. "Nie ma się czego bać, kochanie. Cały czas będę przy Tobie." Musieliśmy i tak lecieć z przesiadką w Dubaju. Na szczęście Angelina znalazła linię, która gwarantowała najkrótszą podróż, ale to i tak prawie cały dzień na pokładzie samolotu. Nie wiem czy moje kochanie tyle wytrzyma. Na wszelki wypadek nie mówiłem jej ile to zajmie czasu. W końcu wsiedliśmy do samolotu. Pierwsza klasa jak zwykle. Rozsiedliśmy się na swoich miejscach. Ja z Ariel na samym końcu. Ja obok okna, ona obok przejścia. Chwyciła mnie za rękę. Drżała. Zmusiłem ją, żeby na mnie uważnie spojrzała. Znów użyłem na niej sugestii. "Kocham Cię. Może obejrzysz ze mną film? Będziesz cały czas ściskać mi palce. Wszystko jest w porządku." Uspokoiła się trochę. Bite sześć godzin lotu minęło nam na oglądaniu filmów. Ariel nawet na tyle się przyzwyczaiła, że sama poszła do ubikacji. Wylądowaliśmy w Dubaju. Pierwsza rzecz, która ją zaskoczyła to to, że tutaj jest tak strasznie ciepło. Śmiałem się, gdy ściągała sweter i mamrotała coś o krótszych spodniach. Czekając na przesiadkę wykorzystała na chodzenie z Grece po sklepach bezcłowych. Oczywiście blondynka musiała kupić kilka nowych ciuchów i jakiś świecidełek. Ariel ograniczyła się do spróbowania tutejszej herbaty z automatu.
Pobladła okropnie, gdy Grece jej wypaplała, że czeka nas jeszcze prawie 14 godzin lotu. Moja mate przyszła do mnie oburzona i rozdrażniona. Udobruchałem ją pocałunkami i wygłupami. Wiem, że razem damy radę przeżyć ten lot. Wiem, że kocham ją najbardziej na świecie.
CZYTASZ
Bryła Lodu
Werewolf"Zadarł do góry głowę węsząc z zamkniętymi oczami. To ona. Jest tu. To jej zapach!! Krzyczały komórki jego ciała. Każda chciała odnaleźć ją i połączyć się. Poczuć dotyk, poznać smak, zobaczyć. Otworzył oczy. Stał pod starą kamienicą."