2

396 22 2
                                    

Kiedy się obudziłam, zobaczyłam przed sobą biurko na tle fioletowej ściany. Czyli to nie był sen, a ja naprawdę byłam w Chicago, w moim nowym domu.

Spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał godzinę dziesiątą rano. Z jękiem zwlokłam się z łóżka. Przeciągnęłam się i podeszłam do okna. Wyjrzałam przez nie na ulicę zalaną słońcem. Wydawało się inne niż w Denver. Na boso wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Z kuchni dobiegały zapachy, od których zaburczało mi w brzuchu.

 Dzień dobry, słonko! – zaćwierkała radośnie mama, gdy pojawiłam się w pomieszczeniu. Usiadłam na stołku przy wyspie. – Jak się spało?

 Dobrze – odparłam. Mama postawiła przede mną talerz jajecznicy ze szczypiorkiem. Wzięłam widelec i włożyłam trochę do ust. Mama wpatrywała się we mnie wyczekująco. – Łóżko jest mega wygodne – dodałam, a ta uśmiechnęła się szeroko.

 Cieszę się. Sama je wybierałam.

 Spisałaś się.

Jadłam powoli swoją porcję, nigdzie nie musiałam się spieszyć. Nagle mama drgnęła, jakby jej się coś przypomniało.

 Byłaś wczoraj w tym skateparku, tak? Podoba ci się?

 Jest większy od tego w Denver. No i jest bliżej domu. Są super rampy. W sumie cały jest super – mówiłam. Po chwili zorientowałam się, że jest za dużo „super".

Mama uśmiechała się promiennie. Aż pękała z dumy.

 Poznałaś może kogoś?

Wzruszyłam ramionami.

 Kilku chłopaków.

Dojadłam jajecznicę, zabrałam nasze talerze i wstawiłam do zmywarki. Mama wstała od stołu i dopiero wtedy zauważyłam, że jest ubrana w żółtą koszulę z lekkiego materiału i ołówkową spódnicę, a stopy ma bose.

 Idziesz gdzieś? – spytałam.

 Ja nie mam wakacji, Brookie – odparła, patrząc na mnie z dezaprobatą. – No, przynajmniej nie przez bite dwa miesiące.

 A gdzie tata?

 Musiał jechać wcześniej do pracy.

Rodzice pracowali w jednej firmie, więc jeździli razem, bo nie było sensu kupować drugiego samochodu. Ostatecznie była też komunikacja miejska, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić mamy, jadącej metrem. Mogłabym ją opisać jednym słowem – elegancja.

 Muszę już lecieć – powiedziała, podrywając się z miejsca. Przeszła do holu, gdzie włożyła obcasy pasujące do spódnicy, a z wieszaka wzięła przygotowaną wcześniej torebkę. – Och, zapomniałabym! – Sięgnęła do misy, która ustawiona była na wąskiej komodzie koło wejścia i wyjęła z niej coś. – To twoje klucze.

Podała mi klucz zawieszony na kółeczku, do którego przyczepiony był breloczek w kształcie różowej piłki do nożnej. Dostałam go kiedyś od taty i nosiłam ze starymi kluczami. Uśmiechnęłam się do mamy.

 Dzięki. Mogą się przydać.

Pożegnała się ze mną i wyszła z domu.

Zacisnęłam palce na piłeczce i wróciłam do pokoju. Położyłam klucze na biurku. Wzięłam telefon i poszłam do łazienki. Najpierw załatwiłam swoje potrzeby i umyłam ręce oraz zęby. W międzyczasie sprawdziłam pogodę na dziś, choć nie spodziewałam się jakichś niespodzianek. Uczesałam włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Z szafki, do której wczoraj wpakowałam swoje kosmetyki i tym podobne, wygrzebałam korektor i zakryłam kilka pryszczy. Na usta nałożyłam balsam.

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz