Kiedy się obudziłam, zobaczyłam przed sobą biurko na tle fioletowej ściany. Czyli to nie był sen, a ja naprawdę byłam w Chicago, w moim nowym domu.
Spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał godzinę dziesiątą rano. Z jękiem zwlokłam się z łóżka. Przeciągnęłam się i podeszłam do okna. Wyjrzałam przez nie na ulicę zalaną słońcem. Wydawało się inne niż w Denver. Na boso wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Z kuchni dobiegały zapachy, od których zaburczało mi w brzuchu.
— Dzień dobry, słonko! – zaćwierkała radośnie mama, gdy pojawiłam się w pomieszczeniu. Usiadłam na stołku przy wyspie. – Jak się spało?
— Dobrze – odparłam. Mama postawiła przede mną talerz jajecznicy ze szczypiorkiem. Wzięłam widelec i włożyłam trochę do ust. Mama wpatrywała się we mnie wyczekująco. – Łóżko jest mega wygodne – dodałam, a ta uśmiechnęła się szeroko.
— Cieszę się. Sama je wybierałam.
— Spisałaś się.
Jadłam powoli swoją porcję, nigdzie nie musiałam się spieszyć. Nagle mama drgnęła, jakby jej się coś przypomniało.
— Byłaś wczoraj w tym skateparku, tak? Podoba ci się?
— Jest większy od tego w Denver. No i jest bliżej domu. Są super rampy. W sumie cały jest super – mówiłam. Po chwili zorientowałam się, że jest za dużo „super".
Mama uśmiechała się promiennie. Aż pękała z dumy.
— Poznałaś może kogoś?
Wzruszyłam ramionami.
— Kilku chłopaków.
Dojadłam jajecznicę, zabrałam nasze talerze i wstawiłam do zmywarki. Mama wstała od stołu i dopiero wtedy zauważyłam, że jest ubrana w żółtą koszulę z lekkiego materiału i ołówkową spódnicę, a stopy ma bose.
— Idziesz gdzieś? – spytałam.
— Ja nie mam wakacji, Brookie – odparła, patrząc na mnie z dezaprobatą. – No, przynajmniej nie przez bite dwa miesiące.
— A gdzie tata?
— Musiał jechać wcześniej do pracy.
Rodzice pracowali w jednej firmie, więc jeździli razem, bo nie było sensu kupować drugiego samochodu. Ostatecznie była też komunikacja miejska, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić mamy, jadącej metrem. Mogłabym ją opisać jednym słowem – elegancja.
— Muszę już lecieć – powiedziała, podrywając się z miejsca. Przeszła do holu, gdzie włożyła obcasy pasujące do spódnicy, a z wieszaka wzięła przygotowaną wcześniej torebkę. – Och, zapomniałabym! – Sięgnęła do misy, która ustawiona była na wąskiej komodzie koło wejścia i wyjęła z niej coś. – To twoje klucze.
Podała mi klucz zawieszony na kółeczku, do którego przyczepiony był breloczek w kształcie różowej piłki do nożnej. Dostałam go kiedyś od taty i nosiłam ze starymi kluczami. Uśmiechnęłam się do mamy.
— Dzięki. Mogą się przydać.
Pożegnała się ze mną i wyszła z domu.
Zacisnęłam palce na piłeczce i wróciłam do pokoju. Położyłam klucze na biurku. Wzięłam telefon i poszłam do łazienki. Najpierw załatwiłam swoje potrzeby i umyłam ręce oraz zęby. W międzyczasie sprawdziłam pogodę na dziś, choć nie spodziewałam się jakichś niespodzianek. Uczesałam włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Z szafki, do której wczoraj wpakowałam swoje kosmetyki i tym podobne, wygrzebałam korektor i zakryłam kilka pryszczy. Na usta nałożyłam balsam.
CZYTASZ
Hello, Chicago
Teen FictionBrooklyn zostawia ukochane Denver na rzecz Chicago, w którym jej rodzice - znakomici architekci - dostają propozycję pracy. Jest negatywnie nastawiona do przeprowadzki; najchętniej spędziłaby w rodzinnym mieście całe życie. Czy dziewczyna przekona s...