— Brook, nie mamy czasu, by czekać. Leczenie musimy zacząć już teraz. Zabukuję bilety na najbliższy lot. Jeśli trzeba, wylecimy stąd nawet dziś.
Pokiwałam jedynie głową, ocierając łzy i powstrzymując szloch. Kiedy tylko mama zniknęła za drzwiami, nie powstrzymywałam się. Płakałam głośno, co przypominało żałosne wycie. Wygrzebałam spod poduszki chusteczki i wysmarkałam nos. Jęknęłam wkurzona i wyjęłam ich więcej, dociskając do nosa, z którego znowu poszła krew. Nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Powinnam była się pakować, ale nie miałam na to siły i chęci.
Wczoraj rodzice poszli do szkoły, by mnie wypisać. Za powód podali wyprowadzkę. Nikt nie musiał wiedzieć, że umierałam.
Ale przyjaciele zasłużyli na wyjaśnienia. Nie wiedziałam jak to zrobić. Spotkać się z nimi? Napisać list? Czy może zadzwonić, gdy wyląduję w domu?
Już nie wiedziałam, gdzie był mój dom. Chwilami zastanawiałam się, czy gdybym nie przeniosła się do Chicago, to czy bym zachorowała? Prawdopodobnie to nie miało ze sobą nic wspólnego, jednak usilnie szukałam winnego. Chyba musiałam się w końcu pogodzić, że nieważne czy w Denver, czy w Chicago, czy może w Tokio i tak bym była chora.
— Brooks, w porządku?
Spojrzałam na tatę stojącego w drzwiach pokoju. Pokiwałam jedynie głową, biorąc kolejną chusteczkę. Mężczyzna patrzył na mnie spojrzeniem pełnym bólu. Nie chciałam widzieć tego w jego oczach, ani on, ani mama nie zasłużyli na cierpienie z mojego powodu. Dlatego nie powinnam wymagać powrotu do Denver i po prostu zacząć leczenie tutaj od ręki. Ale zaczęłam nienawidzić Chicago. Nienawidziłam tego, że zachorowałam tutaj, gdzie znalazłam przyjaciół i miłość. Nienawidziłam, że los tak sobie ze mnie zakpił, że ledwo zdążyłam posmakować szczęścia, a już je straciłam.
Tata usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego szeroką klatkę. Nie dbaliśmy o to czy ubrudzę jego bluzkę krwią. To w końcu tylko kawałek materiału.
— Co mam zrobić, tato? Jak mu powiedzieć, że umieram?
— Brooks, choroba nie jest jednoznaczna ze śmiercią – powiedział cicho, jakby wypowiedzenie tego głośniej sprawiało mu ból. Może i tak było, ja tego tak nie czułam – wolałam nazywać rzeczy po imieniu.
— Jeśli nie białaczka, to chemia mnie wykończy. Moja odporność spadnie i w każdej chwili może być gorzej. Czemu nie możemy po prostu tego tak zostawić?
— Proszę, nie mów tak – wtrącił, ściskając moje ramię odrobinę za mocno. – Jesteś moją jedyną córeczką i nie zostawię tak tego, wiedząc, że mogę ci pomóc. To w ogóle nie powinno cię spotkać, jesteś za młoda, pełna marzeń. Ile bym dał, by przejąć od ciebie tę chorobę, byś nie musiała cierpieć.
— Przestań, ja nie potrafiłaby się tak zająć mamą, jak robisz to ty. – Odsunęłam się trochę od niego, by go widzieć. Krwotok ustał, więc odrzuciłam na bok brudne chusteczki. Westchnęłam ciężko. – Przepraszam. Wiem, że krzywdzę was swoimi słowami, ale nic już dla mnie nie ma sensu. Wiesz, niecodziennie dowiaduję się o chorobie – zażartowałam, ale mężczyzna wcale się nie śmiał. – Ja po prostu nie wiem jak sobie z tym poradzić i wychodzi na to, że nie robię nic, żeby jakoś przetrwać.
— Dlaczego Denver?
Spojrzałam na tatę, jakbym nie zrozumiała tych dwóch słów. A zrozumiałam doskonale. Zwilżyłam usta.
— Dobrze wiesz dlaczego – odparłam łagodnie. Tata pokiwał głową. Nie potrzebował wyjaśnień, rozumiał mnie, jak nikt inny.
— Co do Louisa... Potraktuj go tak, jak ty byś chciała być potraktowana.
CZYTASZ
Hello, Chicago
Teen FictionBrooklyn zostawia ukochane Denver na rzecz Chicago, w którym jej rodzice - znakomici architekci - dostają propozycję pracy. Jest negatywnie nastawiona do przeprowadzki; najchętniej spędziłaby w rodzinnym mieście całe życie. Czy dziewczyna przekona s...