— Dalej, dziewczęta, nie obijamy się! Skupienie! To nasz krok do sukcesu! Meghan, stoję tutaj, nie gap się już na chłopaków.
Odetchnęłam ciężko, wykonując ostatni raz wykop nogą. Dziś przypadł nam ten zaszczyt dzielenia z chłopakami sali gimnastycznej. Mi osobiście było to obojętne, bo starałam się nie zwracać na nic uwagi i robić swoje. Gorzej z resztą dziewczyn, które nie tylko psuły trening, przez co trwał dłużej za karę, ale i nerwy biednej Millie. Podziwiałam ją za podjęcia się zadania kapitanki i trenowania nas.
— Okej, chwila przerwy! Oddychajcie głęboko! Opad tułowia, podnosimy się do góry z wdechem, opadamy z wydechem! Wdech i wydech! Wdech... – Dziewczyna oddychała tak, jak nas instruowała. Nie byłam pewna czy to ćwiczenie nie było przeznaczone dla niej samej.
— Jak się bawisz? – spytała Alice, siadając obok mnie na podłodze.
Uśmiechnęłam się szeroko.
— Super. Nigdy nie bawiłam się lepiej.
— Czy ty mi tu sarkazmujesz?
— Co robię? – parsknęłam śmiechem na to dziwne słówko. – Nie, mówię serio. Podoba mi się na razie.
— Wiedziałam! – Alice pisnęła i przytuliła mnie szybko, po czym poderwała się z miejsca. – Idę do Darii.
Z cichym westchnieniem wyciągnęłam prawą nogę w bok i sięgałam jak najdalej do palców stopy. Potem prawą ręką złapałam za kostkę, a lewą sięgnęłam nad głową do stopy. Moje rozciąganie przerwał mi głos nade mną.
— Hej, Bonnie.
Spojrzałam na Millie. Moje brwi wystrzeliły do góry.
— Mam na imię Brook – poprawiłam ją. Przyciągnęłam nogi do klatki, krzyżując je w kostkach i oparłam łokcie na kolanach.
Posłała mi przepraszający uśmiech.
— No tak, wybacz. Jak ci się podoba rola cheerleaderki?
Millie usiadła obok mnie, uważnie mnie obserwując.
— Myślałam, że będzie gorzej, ale chyba wszystko przede mną.
— Jasne, że tak! – zaśmiała się, a kolejne zdanie powiedziała ciszej, wskazując kciukiem na chłopaków. – Ale chyba to chłopcom bardziej podobamy się w tej roli.
Spojrzałam na boisko, gdzie rozgrywał się mecz. Kiedy skrzyżowałam spojrzenie z jakimś nieznajomym chłopakiem, ten uśmiechnął się do mnie. W tym samym czasie dostał piłką w plecy od Louisa. Ten tylko wzruszył ramionami, patrząc na niego spod przymrużonych powiek i pobiegł dalej. Zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową.
— W końcu to wzrokowcy, a wiesz jakie mamy stroje. Ciekawe jak się będą koncentrowali na meczu.
— Z naszym dopingiem nie ma szans na przegraną.
— Jeśli wciąż będę taką łamagą, to nie byłabym tego pewna.
Millie wstała.
— Wiesz, Brook, jesteś jedną z lepszych. A z moją pomocą będziesz jeszcze lepsza.
***
— Brookie, zjedz śniadanie!
— Mamo, zaraz się spóźnię! – mówiłam, sznurując moje adidasy. – Zjem coś potem.
Mama nie ustępowała. Stanęła przede mną z rękami na biodrach.
— Brooklyn, śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia.
— Ale moja edukacja jest ważniejsza. Więc kiedy skończę szkołę i będę miała dobrą pracę jako ktoś ważny, codziennie będę sobie jadała śniadania, ale teraz nie mam czasu. Kocham cię, pa!
Wybiegłam z domu, ale nim zdążyłam postawić stopę na chodniku, na nasz podjazd wjechało dobrze znane mi auto. Okno od strony pasażera uchyliło się. Schyliłam się, by zobaczyć uśmiechniętą twarz.
— Potrzebujesz podwózki? – spytał Luke, a ja co pokiwałam głową. – To wskakuj.
Wykonałam jego polecenie i zapięłam od razu pasy.
— Hej.
— Hej. Dawno razem nie jechaliśmy – zauważył, zerkając na mnie kątem oka.
— Zaprzyjaźniłam się z komunikacją miejską – zażartowałam, bo sporadycznie jeździłam autobusami.
Nagle obok przejechał motocykl, by po chwili znaleźć się przed nami i zostawić nas daleko w tyle. Nie mogłam nie poznać osoby na nim.
— Z maszyną Bakera też – rzucił, unosząc jedną brew, a na jego ustach błąkał się uśmiech, po którym poznałam, że nie mówi serio. – Gdybym wiedział, że masz słabość do takich bestii, sam bym się w taką zaopatrzył.
— Zdecydowanie wolę samochód w taką pogodę – odparowałam, wygodniej usadzając się w fotelu.
Powoli robiło się coraz zimniej i tylko czekałam aż zacznie padać deszcz. A mama mówiła, żeby wyjąć cieplejszą kurtkę. Spojrzałam krytycznie na swoją parkę.
— To chyba muszę sprawdzić pogodę na kolejne dni – wymruczał pod nosem.
Parsknęłam śmiechem, a Luke zachichotał pod nosem. Obróciłam głowę i obserwowałam Luke'a, podczas gdy jego wzrok skupiony był na jezdni przed nami. Zręcznie zmieniał biegi, co chwila zagryzając wargę. Lubiłam obserwować skupienie malujące się na twarzach kierowców.
Wchodząc do szkoły, kątem oka zauważyłam motocykl na drugim końcu parkingu.
Razem z Luke'iem poszłam na lekcje.
***
Do domu wróciłam zmęczona, ale w dobrym humorze. Zjadłam obiad i poszłam do swojego pokoju, gdzie ułożyłam się na łóżku, chcąc trochę odpocząć przed odrabianiem lekcji.
Przypominałam sobie dzisiejszy dzień w szkole. Millie zapowiedziała kolejny trening, a nauczyciel od matematyki konkurs przedmiotowy, na który koniecznie chciał mnie wysłać, jednak ja broniłam się zaciekle. Nie lubiłam tego przedmiotu i nie mogłam się doczekać dnia, kiedy nie będę musiała się go uczyć.
Na długiej przerwie całą paczką siedzieliśmy przy stoliku. Louis miał miejsce naprzeciwko mnie. Cały czas czułam na sobie jego palący wzrok, a gdy potem go zapytałam, czemu ciągle się na mnie patrzył, odpowiedział mi niewinnym uśmiechem i wzruszeniem ramion.
Po południu pogoda była o wiele lepsza niż rano. Louis stwierdził, że trzeba wykorzystać tę okazję na przejażdżkę, dlatego kiedy wracaliśmy do domów jego motocyklem, wybrał jakąś okrężną drogę i z kilkunastu minut zrobiło się kilkadziesiąt. Wcale na to nie narzekałam, bo lubiłam z nim jeździć.
Nawet teraz, gdy już zabierałam się do robienia czegokolwiek, nie dawał o sobie zapomnieć. Ciągle pisał do mnie wiadomości, na które oczywiście odpowiadałam. W rezultacie moja nauka bardzo się odwlekła i byłam pewna, że będę musiała zgłosić nieprzygotowanie z fizyki.
CZYTASZ
Hello, Chicago
Teen FictionBrooklyn zostawia ukochane Denver na rzecz Chicago, w którym jej rodzice - znakomici architekci - dostają propozycję pracy. Jest negatywnie nastawiona do przeprowadzki; najchętniej spędziłaby w rodzinnym mieście całe życie. Czy dziewczyna przekona s...