7

242 17 3
                                    

 Przynieść wam jeszcze ciasteczek?

 Obawiam się, że więcej w siebie nie wcisnę – powiedziałam, odchylając się na fotelu, w którym siedziałam. – Ale chętnie się napiję mrożonej herbaty, jest świetna.

Pani Hudson uśmiechnęła się do mnie promiennie i podreptała do kuchni w akompaniamencie stukotu jej chodaków.

 Lubi cię.

Przechyliłam lekko głowę w bok, patrząc na rozłożonego na kanapie Luke'a.

Wzruszyłam lekko ramionami z uśmiechem.

 Chyba tak.

Do salonu wróciła blondynka z dzbankiem napoju w rękach i miseczką ciasteczek w drugiej. Postawiła naczynia na stoliku kawowym.

 Może jednak się skusisz?

Zagryzłam wargę, ale po chwili sięgnęłam po okrągłego smakołyka i wepchałam go sobie do buzi.

 Musi mi pani koniecznie dać przepis.

 Lubisz piec? – zaciekawiła się, przysiadając na chwilę na zagłówku kanapy.

 Nie wiem czy odważyłabym się dotknąć piekarnika! – zażartowałam. – Wkręciłabym w to mamę.

 Dobry wybór – zgodził się ze mną Luke.

 Mając samych synów, nie mogłam liczyć na żadną pomoc – kobieta westchnęła trochę teatralnie, kątem oka zerkając na blondyna. – Muszę wracać do swoich zajęć. Jakbyście czegoś potrzebowali, to znajdziecie mnie gdzieś tam. – Wykonała ręką bliżej nieokreślony gest, posłała nam ostatni uśmiech i poszła w tylko sobie znanym kierunku.

Spojrzałam na Luke'a z uniesionymi brwiami.

 Co?

 Masz brata?

 Nawet kilku.

 Czemu mi nie powiedziałeś?

 Bo nie pytałaś. A poza tym nie ma o czym mówić, bo tu nie mieszkają. Serio chcesz o nich słuchać?

 A czemu nie?

 Okej. – Odchrząknął lekko. – Mam trzech starszych braci. Briana, Kevina i Tomasa. Mają pracę, własne mieszkania i zakładają rodziny. W zasadzie nie ma nic więcej do powiedzenia. – Wzruszył ramionami. – Może ich kiedyś poznasz. – Nagle zmarszczył brwi, jakby sobie coś przypomniał. – A ty masz rodzeństwo?

 Nie.

 Kiedyś z chęcią bym ci oddał jednego z nich.

— A ja z chęcią bym przyjęła jednego z Hudsonów pod swój dach.

Luke uśmiechnął się krzywo.

 Są dla ciebie za starzy – uznał z grymasem.

 Wiek to tylko liczba. – Wzruszyłam ramionami, wciąż się uśmiechając. – Tak właściwie, to czemu leżysz tu, a nie w swoim pokoju?

Otaksowałam go spojrzeniem. Był umyty i przebrany, więc dostał się do łazienki, a w takim razie mógł też przejść do swojej sypialni.

 To nie pierwsza moja kontuzja i chyba już się wyleżałem w zamkniętym pokoju. Tu jest więcej światła.

Pokiwałam w zrozumieniu głową. Wlałam do naszych szklanek mrożonej herbaty i pociągnęłam ze swojej długiego łyka. Przez chwilę skanowałam pomieszczenie wzrokiem. Było urządzone w sposób, przez który od razu wiesz, że polubisz panią domu. Przeważał kolor beżowy i kremowy. Przeniosłam spojrzenie z powrotem na chłopaka i wypaliłam:

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz