17

174 10 0
                                    

— Dalej, dziewczyny, dacie radę! Wytrzymajcie jeszcze chwilę! – Millie klaskała w dłonie, prawdopodobnie w celu dopingowania nas. – Okej, wystarczy. Odpocznijcie chwilę.

Z ulgą puściłam swoje kostki i zgięłam kolana. Przyciągnęłam je do piersi i oparłam na nich brodę.

Właśnie siedziałyśmy na sali gimnastycznej i ćwiczyłyśmy. Miałyśmy ją całą do własnej dyspozycji, bo trener chciał skorzystać z ostatnich powiewów lata i robił chłopakom trening wytrzymałościowy czy coś takiego na boisku szkolnym. Millie stwierdziła, że na początek będziemy się rozciągać, bo to podstawa wszystkiego. Dlatego teraz siedziałyśmy w spodenkach lub, jak ja, w legginsach i robiłyśmy wszystkie możliwe ćwiczenia, oczywiście każdy w miarę swoich możliwości.

— Ale fajnie, co? – zagadnęła Alice, szturchając mnie w ramię.

— No, mega – mruknęłam, wyłamując palce. Usłyszałam i poczułam strzelające kości.

— Fuj, Brook, nie rób tak! – skarciła mnie, na co tylko zaśmiałam się.

Alice wywróciła oczami. Siedząc na podłodze w rozkroku, zaczęła sięgać do palców u stóp. Na razie nie było tak źle, a nawet podobały mi się te ćwiczenia. Jednak gdy myślałam o jakichś wyskokach czy saltach, modliłam się w duchu, by mnie to ominęło. Nie uważałam, że się do tego nadaję.

— Okej, koniec obijania! Ostatnie ćwiczenia i kończymy.

Niechętnie podniosłam się z podłogi i patrzyłam na pomagierki kapitanki drużyny. Powtarzając ich ruchy, stanęłam w dosyć szerokim rozkroku. Pochyliłam się i ułożyłam dłonie na kolanach. Powoli schodziłam nimi w dół, aż nie położyłam ich koło stopy. Chwilę trwałam w tej pozycji, a następnie przeniosłam się na drugą nogę. Na koniec ułożyłam dłonie płasko przed sobą i szłam nimi do przodu, by jak najbardziej się rozciągnąć.

Millie dała znak, że możemy już przestać.

— Takie ćwiczenia rozciągające róbcie codziennie, a z czasem będziecie tak gibkie, jak my.

Kiedy szłam do wyjścia z sali, zauważyłam chłopaka, który opierał się plecami o ścianę. Przewróciłam oczami na jego uśmieszek, bo zapewne stał tu na tyle długo, by widzieć nasze wygibasy.

— To nasz trening, powinieneś być na swoim – zauważyłam może trochę zgryźliwie.

— Z tego, co wiem, właśnie skończyły się nasze treningi – Louis odbił piłeczkę.

Zmrużyłam oczy, przyglądając mu się. Miał zarumienione policzki, choć przy jego opalonej skórze nie było tego szczególnie widać. Włosy były rozczochrane, co zapewne starał się naprawić, przeczesując je palcami, ale z marnym skutkiem.

Wyminęłam Louisa i poszłam do szatni. Zrzuciłam z siebie koszulkę i legginsy, po czym złożyłam je w kostkę. Nienawidziłam mieć bałaganu w plecaku, ale nie ukrywam, że czasem się zdarzał. Nałożyłam dżinsy i bluzkę, na którą zarzuciłam sweterek. Gumkę, którą związane były włosy, nałożyłam na nadgarstek, a fryzurę bardzo łatwo ułożyłam – pochyliłam głowę i wszystkie włosy odrzuciłam do tyłu. I tak zaraz szłam do domu, więc nie musiałam wyglądać jak z wybiegu.

Wyszłam z szatni, przed którą wciąż stał Louis.

— Co teraz robisz?

— Idę do domu – odparłam, sprawdzając godzinę na telefonie. Mój autobus właśnie odjechał.

Wyszliśmy z bloku sportowego i kierowaliśmy się do wyjścia. Korytarze były już puste, tylko sprzątaczki kręciły się i zmywały podłogi.

Opatuliłam się bardziej sweterkiem. Robiło się coraz chłodniej.

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz