18

177 10 1
                                    

Odkąd tylko weszłam do szkoły, na ustach każdego gościła wieść o jakiejś super imprezie u jakiegoś super gościa, którego imienia nie pamiętałam. Ciągle słyszałam tylko zdania typu: "Wiesz o imprezie?, Idziesz na imprezę?, No to balujemy!". Miałam ochotę wywrócić tylko oczami, a słowo "impreza" odbijało się echem w mojej głowie. Myślałam, że zaraz zatkam uszy, bo ile można wałkować jedno? W dodatku zapewne ta impreza nie różniła się od innych imprez. Koleś zapraszał całą szkołę, nie patrząc na to, czy kogoś zna. To miała być duża balanga. A duża równa się najlepsza.

Wolne żarty.

Szłam powoli na kolejną lekcję. Dziś wyjątkowo włóczyłam się sama, bo Alice wybrała się z dziewczynami na wagary. Namawiała mnie na swój genialny pomysł, ale nie miałam na to ochoty. Moim zdaniem bez sensu jest opuszczać zajęcia ledwo po rozpoczęciu roku, ale jak kto woli.

Weszłam do sali biologicznej równo z dzwonkiem. Nie ukrywałam zdziwienia, gdy w mojej ławce zobaczyłam Louisa. Zajęłam miejsce obok niego.

— Co tu robisz?

Jego brew skoczyła do góry, a usta uformowały się w charakterystycznym dla niego uśmieszku.

— Dbam o swoją edukację.

— Czemu nie poszedłeś na wagary z resztą? – spytałam, wyjmując zeszyt i grzebiąc za długopisem, który musiał leżeć gdzieś na dnie plecaka, po tym jak wysunął się z piórnika.

— A ty?

Wzruszyłam ramionami.

— Nie miałam ochoty.

Louis skinął głową.

Nauczyciel zaczął prowadzić lekcję. Zapisaliśmy punkty, na których opierał się temat, a gdy zrobiliśmy notatkę, zastanawiałam się, kiedy będziemy rozcinać żabę czy coś w tym stylu.

Gdy rozbrzmiał dzwonek, wrzuciłam swoje rzeczy do plecaka i wyszłam z klasy razem z Louisem.

— Idziesz na imprezę u Dereka?

Skrzywiłam się ledwo zauważalnie na jego pytanie.

— Nie wybieram się. Nawet nie znam typa.

— Dlaczego?

— No wiesz, jakoś nie miałam okazji go poznać – odparowałam prowokacyjnie.

— Dlaczego się nie wybierasz?

— Nie mam ochoty. Mogę w tym czasie zrobić inne rzeczy, na przykład poczytać książkę albo posprzątać. To dobry pomysł, powinnam ogarnąć moją szafę w końcu...

— Brook, ale z ciebie sztywniara! – zawołał Louis ze śmiechem. – A byłaś taka fajna! Szkoła ci nie służy.

— Mówisz, że już nie jestem fajna?

Louis wywrócił oczami.

— Dziewczyno, pracowałaś cały tydzień, nie ruszyłaś się nigdzie z domu. Mamy weekend. Chodźmy na imprezę, upijmy się i bawmy aż do rana – mówił, zatrzymawszy się na środku korytarza. Kontynuował swoją przemowę, patrząc mi w oczy. – Jesteśmy młodzi, a szkoła nie ucieknie. Masz cały rok na naukę, a tak mało czasu na zabawę. Korzystaj, póki możesz.

Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Zacisnął usta w wąską kreskę, a moje były lekko rozchylone pod wrażeniem jego słów.

Oblizałam powoli wargi. Raz się żyje.

— Okej.

— Okej?

— Okej. Chodźmy na imprezę.

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz