24

166 11 0
                                    

Przez kolejny tydzień moje życie kręciło się wokół treningów, nauki i znów treningów. Lada chwila miał odbyć się mecz Tygrysów przeciwko drużynie Jastrzębi z innej szkoły. Naprawdę nie mogłam pojąć idei nazywania drużyn nazwami zwierząt. Jeśli wcześniej myślałam, że Tygrysy to coś obciachowego, to Jastrzębie zdecydowanie wygrały tę konkurencję.

— Dziewczyny, skupienie! To ostatni trening, który ma wyjść perfekcyjnie, okej? – mówiła Millie, klaszcząc w dłonie.

Miałam ochotę wywrócić oczami, bo nie miałam pojęcia dlaczego zmuszała nas do robienia pompek! Oczywiście ja zostałam przy damskich, by nie ośmieszać się przed trenującymi chłopakami, podczas gdy niektóre dziewczyny porwały się na te dla zaawansowanych.

— Musicie mieć silne ramiona, gdy potem dołączymy podnoszenie – wyjaśniła kapitan, widząc moje spojrzenie. Pomyślałam wtedy, że wolałabym być tą podnoszoną.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy na dążących nogach mogłam iść już do szatni. Opadłam na ławkę i wydałam z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk.

— Brzmisz jak umierający waleń. W sumie nie widzę wielkiej różnicy.

Zaśmiałam się pod nosem na określenie wymyślone przez Alice. W końcu powoli, bardzo powoli zaczęłam się ogarniać. Przebrałam się i widząc swoje odbicie w lustrze, wiedziałam, że nie obejdzie się bez uczesania włosów.

Alice przyglądała się mi, co niesamowicie mnie rozpraszało. Chciałam ją ignorować, ale nic z tego.

— No mów już – westchnęłam w końcu.

— Od kiedy jesteś z Louisem?

Uniosłam brwi.

— Nie jestem z nim.

Alice posłała mi powątpiewające spojrzenie.

— I właśnie dlatego ciągle cię obejmuje?

— Mniej więcej.

Faktycznie w ostatnim czasie jego ramię stale odnajdywało miejsce na moich barkach lub talii. Czasem obdarzał mnie pocałunkami, ale to wcale nie równało się ze związkiem. Jednak cała paczka nas męczyła pytaniami, które uparcie ignorowaliśmy. Nie wiem czy on to robił, bo ja to robiłam, czy na odwrót. W każdym razie Luke chyba nie był do końca zadowolony z naszej relacji, w przeciwieństwie do Darii, której było to bardzo na rękę.

— Czyli jesteście przyjaciółmi z korzy...

— Skąd, Alice! Jak mogłaś tak pomyśleć?

Wzruszyła ramionami z niewinnym uśmiechem.

— Nic mi nie mówisz, mam prawo się domyślać.

Zorientowałam się, że wszystkie dziewczyny już opuściły szatnie, dlatego szybko schowałam swoje rzeczy i wyszłyśmy z bloku sportowego.

— No proszę, twój rycerz czeka.

Na pustym parkingu stał jeden samochód, o którego bok opierał się Louis. Uśmiechnął się na nasz widok.

— Potrzebujecie może podwózki?

— Czekałeś specjalnie na to, by nas dowieźć do domów? – Alice odpowiedziała pytaniem.

Louis wzruszył ramionami.

— Dzień dobroci dla zwierząt. Wskakujcie.

Alice zajęła miejsce z tyłu, a mi zostało to obok kierowcy. Przez całą drogę gadaliśmy o meczu, który miał się odbyć następnego dnia. Dziewczyna ekscytowała się naszym układem, który z niewiadomych przyczyn bardzo jej się podobał, podczas gdy ja uważałam go za przeciętny.

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz