3

339 17 2
                                    

Zjedliśmy lody, wyszliśmy z parku i powoli kierowaliśmy się w stronę skateparku, skąd każdy rozszedł się do swoich domów. Szłam powoli chodnikiem z deskorolką pod pachą.

Wspominałam dzisiejszy dzień. Poznałam dużo ludzi, co wcale nie oznaczało, że się zaprzyjaźniliśmy lub że to zrobimy. Może się okazać, że niektórym moja osoba nie przypadła do gustu i zamiast witać uśmiechem, obrzucą mnie krzywym spojrzeniem. Postanowiłam się jednak na razie tym nie zamartwiać. W końcu nie będę też się przed kimś płaszczyć, by zdobyć jego względy. Jestem jaka jestem i nie mam zamiaru się zmieniać. No, może postaram się być mniej gburowata, ale nic więcej!

Kiedy dotarłam do domu, stanęłam przed nim i obrzuciłam spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek. Uśmiechnęłam się. Podobał mi się. Położyłam deskę obok drzwi wejściowych i przeszłam koło garażu, by wejść do ogrodu. Zachodzące słońce rzucało przyjemne światło na taras i trawę. Podeszłam do drzewa w rogu i obeszłam wokół. W końcu oparłam się o nie tyłem, podkładając ręce pod plecy; poczułam na skórze dotyk chropowatej kory. Drzwi balkonowe otworzyły się, a na taras wyszedł tata z dwoma puszkami Coca-Coli. Podeszłam do niego.

 Tak myślałem, że cię tu znajdę – powiedział i podał mi napój.

Uniosłam brwi do góry.

 Poważnie?

Usiadł na deskach tarasu i pokręcił głową.

 Ojcowie czują takie rzeczy, Brooks. – Upił łyka, a ja wciąż wpatrywałam się w niego. – Widziałem cię przez okno – wyznał w końcu, a ja parsknęłam śmiechem, siadając obok niego.

 Jak było w pracy?

 Jak to w pracy, dają popalić. Szczególnie jak znajdzie się taki wszechwiedzący Morgan, który na każdym kroku zwraca ci uwagę, bo „on tam pracuje dłużej i zna każdy kawałek firmy". A jak spojrzysz na jego twarz, to aż ci się źle robi i... – urwał nagle i spojrzał na mnie z nieśmiałym uśmiechem. – Wybacz. Raczej nie masz ochoty słuchać narzekań starego ojca.

 Nie, jest w porządku, chętnie posłucham.

Tata uniósł brwi i spojrzał na mnie zdziwiony.

 A gdzie: „Wcale nie jesteś stary, tato"?

Zaśmiałam się mimowolnie.

 Dobrze o tym wiesz. Nie muszę ci przypominać.

 Ale zawsze to inaczej, jak usłyszysz to od córki.

— Pewnie tak. A takiego Morgana można spotkać wszędzie i zawsze będzie tak samo upierdliwy, także rozumiem twój ból.

Tata objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego bok.

— Jeśli kiedyś naprzykrzałby ci się jakiś Morgan, masz moją zgodę na siłowe przemówienie mu do rozumu. Tylko nie mów mamie – ostatnie zdanie wyszeptał, jakby obawiał się, że jego żona stoi za nami i wszystko słyszy.

— Zapamiętam.

Uśmiechnęłam się i napiłam Coli.

— A tobie jak minął dzień?

— Poznałam znajomych tych chłopaków ze skateparku i byłam z nimi w Portage Park. Świetne miejsce. Musisz zabrać tam mamę na spacer.

— A propos mamy – zaczął – chcę zabrać ją jutro do restauracji...

— Na randkę?

— Nie na randkę. – Zaśmiał się cicho. – Chciałbym jakoś uczcić naszą przeprowadzkę. Chcesz iść z nami?

 Niekoniecznie. – Wychwyciłam oburzone spojrzenie taty. – To nie tak, że nie chcę się z wami pokazać czy coś. Po prostu Chicago to było wielkie marzenie mamy i jeśli chcesz to uczcić, to nie może być zwykła kolacja w restauracji. To musi być coś, przez co poczuje się wyjątkowo.

— Masz coś konkretnego na myśli?

— Czy ja wiem... To zależy jaki masz budżet i chęci – podpuszczałam go z cwanym uśmiechem.

— Ostatnio mam cienki portfel.

Spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się. Widocznie po nim odziedziczyłam poczucie humoru.

— Jeśli dobrze się orientuję, jakieś pół godziny drogi stąd jest Jezioro Michigan. Możesz tam urządzić taki mini piknik, szampan i te sprawy. Potem spacer po plaży. Może to jest bez fanfar, ale po pierwsze: to bardzo romantyczne. Po drugie: oboje poczujecie się młodo. Wiesz, o co mi chodzi. – Machnęłam w końcu ręką. Ale po minie taty wiedziałam, że rozumiał.

— A co z tobą?

Wzruszyłam ramionami.

— Pokręcę się po okolicy i będę szukać przygód.

***

Po zjedzeniu kolacji zaszyłam się w swoim pokoju. Wychyliłam się z niego tylko do łazienki, by wziąć prysznic i umyć głowę. Przebrałam się w piżamę składającą się z szarej bluzki w ciemne groszki i pasujących do niej krótkich spodenek. Podsuszyłam trochę włosy i pozwoliłam im samym doschnąć. Kiedy weszłam do pokoju, mój wzrok spoczął na kartonie, który stał zapomniany w kącie. Postanowiłam się w końcu zabrać do rozpakowania go. Usiadłam z nim na dywanie.

Po otworzeniu go pierwszym, co rzuciło mi się w oczy były płyty. Wyjęłam je i przejrzałam, by sprawdzić czy na pewno były tu wszystkie. Położyłam je obok głośników. Wzięłam album 5 Seconds of Summer „Sounds Good Feels Good" i włączyłam go. Lepiej mi się pracowało przy muzyce.

Wyjęłam z kartonu moich pięć ulubionych książek. Były to moje perełki, które mogłam czytać po kilka razy i nikomu bym ich nie oddała. Ułożyłam je na półce szafki stojącej obok szafy. Obok nich wylądowały notatniki, w których gryzmoliłam z nudów.

Swoje miejsce w regale znalazły także ramki ze zdjęciami, ładowarki i inne kabelki ułożone w pudełku, słuchawki i różne bibeloty.

Kiedy skończyłam, wypchnęłam dno kartonu, by złożyć go i schować w szafie. Ułożyłam się na łóżku, czując ulgę w plecach. Jednak zaraz sobie o czymś przypomniałam.

 Cholera – zaklęłam pod nosem.

Zwlekłam się z łóżka, wsunęłam stopy w japonki i zeszłam na dół. Pociągnęłam za klamkę drzwi wyjściowych, ale były zamknięte. Przekręciłam klucz i klamka ustąpiła. Wyszłam na chłodne powietrze i rozejrzałam się. Nie musiałam wytężać zbytnio wzroku, bo było dosyć widno, a mimo to nie mogłam dostrzec deskorolki. Zamknęłam za sobą drzwi i obeszłam dom dookoła, choć byłam pewna, że zostawiłam ją koło wejścia. Uznałam w końcu, że mama lub tata musiał ją znaleźć i zanieść do garażu. Wróciłam do schodków. Nagle moja noga zawadziła o coś i upadłam na chodnik. Syknęłam, czując pieczenie na kolanie. Spojrzałam na trawę i zobaczyłam moją deskę.

 No pięknie – mruknęłam pod nosem, widząc i czując kroplę krwi toczącą się po nodze.

Wstałam i zachwiałam się na nogach. Obok drogą jechała trójka chłopaków na rowerach i patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Zatrzymali się. Przełknęłam ciężko ślinę.

 Hej, nic ci nie jest? – spytał jeden z nich.

 Wszystko gra – powiedziałam z nerwowym śmiechem.

Chwyciłam szybko deskę i chciałam wbiec po schodkach, ale jak na złość zgubiłam na nich japonka. Syknęłam cicho, bo uderzyłam małym palcem stopy w stopień. Złapałam klapka w dłoń i zniknęłam w środku domu, zakluczając drzwi. Spojrzałam przez judasza. Chłopcy popatrzeli po sobie i odjechali z chichotem.

Z palącą od wstydu twarzą weszłam na górę. Zostawiłam tę nieszczęsną deskę w pokoju i poszłam do łazienki, by obmyć ranę i zakleić ją plastrem. Wreszcie mogłam opaść na łóżko. Wtedy przypomniałam sobie, że należałoby wyłączyć wieżę. Ostatecznie stwierdziłam, że za bardzo mi się nie chce, więc głosy czterech Australijczyków ukołysały mnie do snu.

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz