28

186 12 1
                                    

Zazwyczaj ludzie, szczególnie nastolatkowie, mają takie pytania, które gnębią ich od dłuższego czasu i na które bardzo chcą znać odpowiedź. Ostatnimi czasy moim takim pytaniem, jak co rano było: po jaką cholerę mam tak wcześnie wstawać do szkoły? Naukowcy udowodnili, że o tej porze rano nasze mózgi wciąż smacznie sobie śpią.

Tak było też z moim, kiedy odbywając poranną toaletę, umyłam zęby bez pasty. Oczywiście zauważyłam to. Kiedy tylko wyszłam z łazienki.

Było wpół do ósmej, gdy zbiegłam na dół. Zdziwiłam się trochę, widząc w salonie Louisa. Wstał z kanapy, zauważywszy mnie.

— Brookie, znowu nie zjesz śniadania – oburzyła się mama, która najwyraźniej mu towarzyszyła.

Wywróciłam oczami.

— Osobiście dopilnuję, by coś zjadła – powiedział Louis, kładąc dłoń w dole moich pleców i prowadził mnie do drzwi. Nałożyłam buty i kurtkę. – Musimy już lecieć. Nie chcemy się w końcu spóźnić do szkoły.

Mama wprost rozpływała się pod spojrzeniem jego cudnych oczu i tym uroczym uśmiechem, teraz skierowanym tylko do niej.

— Właśnie, musimy iść – przypomniałam, ciągnąc Louisa za rękaw.

Wyszliśmy z domu, a mama ani myślała od razu zamknąć za nami drzwi.

— Uważajcie na siebie! A ty, Louis, pilnuj Brookie!

Pomachała nam jeszcze i dopiero gdy odjechaliśmy kawałek, zniknęła w domu.

— "Pilnuj Brookie"? A co ja, wandalem jestem jakimś? – obruszyłam się, na co chłopak obok mnie zaśmiał się. – No co?

— Obstawiałbym, że jesteś jej córeczką, która ma wspaniałego chłopaka, który musi bronić ją przed niebezpieczeństwami wielkiego świata.

— Jakiego chłopaka? – dopytałam. Baker wywrócił jedynie oczami. – Według niej Luke był idealnym kandydatem na mojego chłopaka.

Louis zerknął na mnie z ukosa. Zręcznie zmienił bieg.

— On też tak myślał.

Przekręciłam głowę, by mieć na niego lepszy widok.

— Pewnie jest zdziwiony, że jestem z tobą.

— Możliwe. W końcu starał ci się przypodobać, no ale to ja byłem ci przeznaczony.

Zaśmiałam się na to, jak poważnie o tym mówił. To było naprawdę rozczulające, że w ogóle brał pod uwagę taką opcję jak jakieś przeznaczenie. I jeśli nawet mówił o tym dla żartów, nie przeszkadzało mi to, bo było to kochane i w zasadzie poprawiało mi humor.

— Ty nawet nie byłeś miły.

— Chciałem sprawdzić czy mój urok osobisty zadziała, czy raczej będę musiał się bardziej starać.

Zaparkowaliśmy pod szkolnym budynkiem. Odpięłam pas i przekręciłam się bardziej w stronę Louisa.

— Od kiedy zaczęłam ci się podobać?

Louis spojrzał na mnie lekko zdziwiony, unosząc jedną brew. Po chwili zaśmiał się krótko i spojrzał na mnie z czułością. Pod wpływem tych tęczówek sama uśmiechnęłam się mimowolnie, a ten poranek nie wydawał się taki gówniany, jak na początku.

— A czy to ma znaczenie, Brook? Przeznaczenie i tak by nas skierowało na siebie, więc nie myśl, że mogłabyś tego uniknąć.

— Naprawdę wierzysz w przeznaczenie?

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz