23

171 11 1
                                    

— Brook, ja wcale nie chcę wywierać na tobie presji, ale powinnaś się zdecydować.

Podniosłam moje zdziwione spojrzenie na Alice i zaprzestałam pisania notatki. Ta zerknęła na mnie i kontynuowała ruchy długopisem z małym uśmieszkiem pod nosem. Kiedy wciąż milczałam, odezwała się.

— No, to którego wybrałaś?

Moje brwi z automatu wystrzeliły w górę.

— Co wybrałam?

Alice przewróciła oczami, ale uśmiech nie schodził jej z ust.

— No, Luke'a czy Louisa?

— A do czego ja ich miałam wybierać?

— Z którym chcesz chodzić.

Uniosłam brwi jeszcze wyżej i otworzyłam lekko usta.

— Alice, co ty bredzisz? Skąd pomysł, że chcę z którymś chodzić?

Alice zaśmiała się.

— No proszę cię, dziewczyno! Widać, że podobasz się Luke'owi, ale ciebie chyba bardziej ciągnie do Louisa. Więc jak?

Wstałam z podłogi i podeszłam do mojego biurka, na którym stały napoje i przekąski, które tu przyniosłam, kiedy Alice do mnie przyszła z inicjatywą nauki.

Pociągnęłam długiego łyka wody i odwróciłam się do niej.

— Lubię Luke'a, ale to tyle. A poza tym on podoba się Darii.

— Wiedziałam! Czyli bierzesz Louisa?

— On nie jest rzeczą, żeby go brać – zauważyłam rozdrażniona. – W dodatku Baker mnie irytuje.

— I właśnie dlatego ciągle się go trzymasz? – rzuciła zaczepnie z powątpiewającym uśmiechem.

— Tak, właśnie dlatego. Bo widzisz, uwielbiam jak mnie ktoś irytuje – zażartowałam. Tak naprawdę mógł mnie irytować tylko Baker.

Usiadłam z powrotem na swoim miejscu i kontynuowałam pisanie notatki na angielski. Czułam na sobie wzrok dziewczyny.

— Co?

— Chcę być pierwszą osobą, która dowie się o waszym związku.

Wywróciłam oczami, nie komentując tego w żaden sposób.

W pamięci jednak powróciłam do wieczora, gdy Louis pocałował mnie na tym samym łóżku, na którym siedziała teraz Alice.

***

Kiedy dwie godziny później Alice opuściła mój dom, pomagałam mamie przy sprzątaniu ze stołu. Nie było na talerzach żadnych resztek jedzenia, więc wystarczyło włożyć je do zmywarki.

— Przemiła dziewczyna – powiedziała mama. Pokiwałam jedynie głową, kolejną szklankę układając między naczyniami. – Mam nadzieję, że poznam kiedyś resztę twoich znajomych.

— Mhm.

— A masz może kogoś na oku, Brookie?

Szklanka prawie potłukłaby się na podłodze, gdybym jej w porę nie złapała. Odłożyłam ją na blat, by jednak jej przypadkiem nie uszkodzić. Zauważyłam w salonie tatę, który przeskakiwał wzrokiem to na mamę, to na mnie. Na twarzach rodziców malowały się odrębne emocje, gdy padła moja odpowiedź: u mamy coś na wzór zawodu, u ojca zaś ulga.

— Nie.

Jednak nie poddawała się.

— Nie, że nie masz, czy nie, że nie chcesz nam powiedzieć?

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz