5

291 19 2
                                    

Kiedy rodzice wrócili z pracy, powiedziałam tacie o braku współpracy z kosiarką. Ten podśmiewał się ze mnie, ale obiecał, że potem się tym zajmie. Przebrali się (oczywiście mamie zajęło to więcej czasu, a ja bawiłam się w jej doradcę, jednocześnie nie zdradzając niespodzianki) i pojechali, tym razem nad Jezioro Michigan. Tata uprzedził, że dziś raczej nie wrócą. Planował zostawić samochód na parkingu hotelu, który znajdował się niedaleko, a potem tam przenocować. Miał na uwadze to, że na pewno będą pili coś alkoholowego, więc nie mieliby jak wrócić. Życzyłam im dobrej zabawy i zamknęłam za nimi drzwi. Poszłam do swojego pokoju i ułożyłam się na łóżku. Ustawiłam budzik na wpół do dwunastej w nocy i pogłośniłam telefon na wypadek, gdyby Louis napisał, bo wymieniliśmy się numerami, zanim wyszedł. Przykryłam się kocem i poszłam spać.

***

Obudził mnie dzwonek budzika. Wyłączyłam go, a otaczająca mnie ciemność zachęcała do zamknięcia oczu. Przytuliłam się do poduszki i pewnie znów bym usnęła, gdybym nie przypomniała sobie, że umówiłam się z Louisem.

Skopałam z siebie koc i wstałam. Przetarłam oczy, chcąc się trochę rozbudzić. Poszłam do łazienki, gdzie załatwiłam swoje potrzeby. Rozczesałam włosy i umyłam zęby. Potem ubrałam się w czarne legginsy i koszulkę, na którą zarzuciłam bluzę. Nałożyłam moje trampki, wzięłam telefon i wyszłam z pokoju, wyłączywszy święcącą się lampkę. Wyszłam z domu i zakluczyłam go. Spojrzałam na klucze w mojej dłoni i zastanawiałam się, co z nimi zrobić. Nie chciałam ich ze sobą brać w obawie, że je zgubię.

Obeszłam garaż, by przejść do ogrodu. Zerknęłam na drzewo, ale zaraz potrząsnęłam głową, odtrącając pomysł ukrycia kluczy w gałęziach. Zamiast tego skierowałam się do krzeseł ustawionych na tarasie. Podniosłam poduchę jednego z nich, położyłam klucze koło oparcia i ułożyłam poduchę z powrotem, zakrywając w ten sposób przedmiot. Zadowolona z siebie wróciłam na chodnik i poszłam w stronę ustalonego miejsca.

Szłam szybkim krokiem, ciągle zerkając przez ramię. Nie chciało mnie opuścić wrażenie, że może przypadkiem ktoś podąża za mną, jednak nikogo nie zauważyłam. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, gdy usłyszałam dźwięk wiadomości.

Od: Louis

Jestem.

Przyspieszyłam kroku i teraz prawie biegłam, żeby być jak najszybciej na miejscu. Wkrótce po prawej stronie pojawiło się wejście do skateparku. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie zauważyłam Louisa. Przeszłam dalej, mając na uwadze, że mógł siedzieć na którejś ławce. Kiedy nigdzie go nie było, zmarszczyłam brwi, zastanawiając się czy przypadkiem mnie nie wystawił. Wyjęłam telefon, by do niego zadzwonić i wtedy usłyszałam krzyk.

Gdy podniosłam głowę zobaczyłam tuż przed swoją twarzą inną zakrwawioną twarz. Wrzasnęłam i podskoczyłam przerażona, upuszczając telefon. Chciałam się odsunąć, ale jakaś mokra ręka chwyciła mój nadgarstek, uniemożliwiając mi ucieczkę. Szarpnęłam się, przez co poleciałam do tyłu i upadłam na pupę. Cofnęłam się jeszcze trochę, ale wtedy usłyszałam śmiech i spod zakrwawionej twarzy pokazała się buzia Louisa.

 Czy ty jesteś normalny?! – krzyknęłam, patrząc na niego z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Moje serce przyspieszyło pracy, a jego dudnienie słyszałam w uszach.

Oddychałam głęboko, a Louis w tym czasie uspokajał swój napad śmiechu. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę. W pierwszym odruchu chciałam ją złapać swoją i się podciągnąć, ale cofnęłam ją szybko.

 Co to jest?!

Spojrzałam na swój nadgarstek, który pokryty był czerwoną mazią, tak samo, jak ten Louisa.

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz