Reklamówka ze strojem ciążyła mi w plecaku, niczym stos kamieni, dlatego gdy tylko znalazłam się w domu, rzuciłam torbę w kąt. Z minimalną ulgą skierowałam się do kuchni. Jednak miałam ochotę stamtąd wymaszerować, kiedy okazało się, że to na mnie dziś spadł obowiązek zrobienia obiadu.
Umyłam ręce, szukając inspiracji na kuchennych kafelkach. W końcu zdecydowałam się na proste i zawsze pyszne spaghetti.
Wlałam do garnka wodę i nastawiłam ją, w międzyczasie przygotowując sos. Kiedy wsypałam makaron, zaczęłam podgrzewać ciecz. Po kilku minutach obiad był gotowy.
Gdy wyciągnęłam talerz, drzwi domu się otworzyły. Usłyszawszy głosy rodziców, wyjęłam jeszcze dwa talerze. Tata pierwszy pojawił się w kuchni.
— Co to za piękne zapachy? Widzę, że moja ulubiona córka zrobiła moje ulubione danie.
— Masz jedną córkę – odparłam ze śmiechem.
— Mam ograniczone pole manewru. – Oddał gest i usiadł przy wyspie kuchennej. Zaraz pojawiła się mama, która zajęła miejsce obok taty.
— Co dziś jemy?
— Spaghetti z sosem meksykańskim od mistrza kuchni. Smacznego.
Podałam rodzicom porcje, a ci od razu zabrali się za jedzenie. W odpowiedzi wymruczeli jakieś podziękowania z pełnymi ustami.
Przez chwilę delektowaliśmy się posiłkiem, aż w końcu mama zadała pytanie:
— Jak było w szkole?
Skrzywiłam się minimalnie.
— Jak to w szkole. Lekcje, trening i te sprawy...
— Trening? – podchwycił tata. – Przyjęli cię do jakiejś drużyny?
— O tak! Dostałam dziś strój na mecze. Teraz będę musiała ciężko ćwiczyć, wyposażyć się w odpowiednie obuwie...
— Ale w co gracie? Tutaj chyba gra się w kosza, tak?
— Tak, ale ja nie gram w kosza.
— A w co?
— W nic. Jestem kimś więcej niż graczem. – Wstałam od blatu i pobiegłam do plecaka. Wygrzebałam z niego pompony i z nimi wróciłam do kuchni, wykonując jakieś pseudo-taneczne ruchy. – Jestem cheerleaderką!
— To wspaniale, kochanie!
— Chyba żartujesz!
Spojrzałam na rodziców, gdy odezwali się na raz. Twarz mamy wyrażała szczęście, jakby sama się dostała do drużyny. Za to tata był w szoku. Uśmiech zszedł mi z twarzy, a pompony opadły na podłogę.
— Mam na myśli... Cieszę się i w ogóle, ale naprawdę będziesz skakać z kupką tego czegoś?
— Will, zrozum wreszcie, że Brookie jest dziewczynką, a każda dziewczynka chce być cheerleaderką – odezwała się mama, karcąc go spojrzeniem, a na mnie spojrzała z uśmiechem. – No co? Źle mówię?
Zabrałam puste talerze i włożyłam do zmywarki. Oparłam się biodrem o blat i skrzyżowałam ramiona na piersiach.
— Alice zaciągnęła mnie na casting, na którym miałyśmy pokazać jakąś figurę. Umiałam tylko mostek, w dodatku wcale nie ładny. Ale ta cała kapitanka stwierdziła, że widzi we mnie potencjał i się dostałam, choć wcale nie chciałam.
— Może będzie fajnie, spodoba ci się!
— Ale zawsze możesz zrezygnować, nie rób nic wbrew sobie – dodał tata.
CZYTASZ
Hello, Chicago
Teen FictionBrooklyn zostawia ukochane Denver na rzecz Chicago, w którym jej rodzice - znakomici architekci - dostają propozycję pracy. Jest negatywnie nastawiona do przeprowadzki; najchętniej spędziłaby w rodzinnym mieście całe życie. Czy dziewczyna przekona s...