26

156 12 4
                                    

— Nie rozumiem czym się tak przejmujesz, Brook. To tylko obiad.

Wywróciłam oczami. Może i dla Alice to był tylko obiad, ale dla mnie to aż obiad.

— Nie rozumiesz. Nigdy nie przyprowadzałam chłopaka do domu.

— No i co? W końcu to robisz.

Machnęłam tylko ręką, bo nie było sensu jej tłumaczyć. Rodzice byli moimi najlepszymi przyjaciółmi, ale jeśli chodziło o sprawy sercowe, to naprawdę nie miałam ochotę się nimi dzielić. Nie chciałam zagłębiać się w moje relacje i je analizować – tak robiłaby mama. Ciągłe rozważania, czy on jest odpowiedni, co do niego czujesz, czy dobrze cię traktuje. Jeśli nie jest tym jedynym, to prędzej czy później się o tym przekonam, a na razie chcę się cieszyć chwilą i jego bliskością.

 To będzie katastrofa – mruknęłam do siebie.

— Och, przesadzasz!

Alice machnęła ręką. Zapłaciła pani ze szkolnego sklepiku, w którym byłyśmy i zabrała swój sok jabłkowy. Zarzuciła ramię na moje barki.

— Zrób to, co ci wychodzi najlepiej i wyluzuj. Zrobiłaś się zbyt uczuciowa przy Louisie.

Wzruszyłam jedynie ramionami. Jakoś spodobało mi się to: ja przy Louisie.

***

— Brookie, może byś mi pomogła?

— Już, już – mruknęłam, wciąż śledząc wzrokiem ekran.

— Will, ty też mógłbyś mi pomóc.

— Oczywiście, kochanie – odparł tata, nie mogąc już usiedzieć na kanapie.

— Coś im dziś nie idzie – skomentowałam. Sięgnęłam po chipsa, kiedy mama pojawiła się przed nami i zabrała mi miskę, karcąc wzrokiem.

— Skarbie, oglądamy mecz – powiedział błagalnie tata, wychylając się, by dojrzeć ekran zza damskiej sylwetki.

— A kto przygotuje obiad dla gościa?

— To tylko Louis – westchnęłam, wywracając oczami. Nie podobało mi się, że mama robiła z jego wizyty takie zamieszanie.

Uniosła wysoko brwi.

— Ach tak? To może Louis sam sobie ugotuje jak przyjdzie?

Spojrzałam z miną męczennika na tatę, ale mnie całkowicie zignorował na rzecz swojej ukochanej drużyny. Wstałam z kanapy i podążyłam za uradowaną mamą do kuchni. Ta od razu narzuciła na mnie fartuszek podobny do jej. Bez słowa zawiązałam go z tyłu.

— Co mam robić?

— Myślisz, że kurczak z ryżem w sosie słodko-kwaśnym będzie okej? W końcu jest sportowcem, potrzebuje dużo...

— Tak, mamo, będzie okej. Bierzmy się do pracy.

Przez kolejną godzinę siedziałyśmy w kuchni. Kroiłyśmy, obierałyśmy, chwilami się sprzeczałyśmy i gotowałyśmy. Dawno nie robiłam tego z mamą i musiałam przyznać, że podobało mi się.

— A co tak pięknie pachnie? – spytał tata, kiedy wparował do kuchni, zapewne wiedziony przez woń potrawy.

Mama trzepnęła go w wyciągniętą dłoń, gdy chciał wziąć łyżkę zanurzoną w garnku z sosem.

— Nie ruszaj!

— Już mnie nie kochasz? – tata zasmucił się i spojrzał na nią dużymi oczami. Ta za to wywróciła swoimi. – No cóż, i tak cię podziwiam, że wytrzymałaś ze mną tyle lat. A teraz czeka mnie śmierć głodowa. – Opadł na krzesło z teatralnym westchnięciem. - Czy już nigdy nie poczuję smaku twoich potraw? Czy zostanie mi żywienie się śmieciowym jedzeniem?

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz