4

286 19 8
                                    

 Brooks, wstawaj. No rusz się, proszę.

Uchyliłam zaspane powieki, które od razu zostały zaatakowane światłem, więc zamknęłam je z powrotem. Opatuliłam się bardziej kołdrą i wtuliłam w poduszkę. Poczułam ponowne szturchnięcie w bok.

 Brooklyn, błagam.

Przezwyciężyłam chęć odepchnięcia intruza i oddania się do krainy snów, i spojrzałam na niego spod półprzymkniętych powiek, starając się utrzymać je otwarte.

 Która godzina? – wymamrotałam zachrypniętym głosem.

 Dziesiąta rano.

 Toż to środek nocy jest – jęknęłam i posłałam tacie niezadowolone spojrzenie.

 Musisz mi pomóc.

Patrzyłam na niego wyczekująco, a ten patrzył na mnie. Uniosłam brew.

 No co?

 Myślisz, że powinienem kupić mamie kwiaty?

 Jakie kwiaty?

 To też ważna kwestia, ale najpierw muszę wiedzieć...

 Ale po co? – przerwałam mu.

Spojrzał na mnie jak na głupią.

 No przecież kobiety lubią kwiaty. – Przewrócił oczami. – Zabieram dziś mamę nad to jezioro. Wczoraj o tym rozmawialiśmy.

Przytaknęłam, przypominając sobie.

 Kup jej. Będzie zachwycona.

 Okej. Dzięki, Brooks. – Uśmiechnął się i ruszył do drzwi.

 Ej, chwila! – Podniosłam się do pozycji siedzącej i ziewnęłam przeciągle, zanim znów się odezwałam. – Tylko po to mnie obudziłeś?

 Tak.

Zmrużyłam groźnie oczy i zanim moja poduszka spotkała się z twarzą taty, ten zamknął drzwi z drugiej strony. Usłyszałam tylko jego śmiech. Wydałam z siebie dźwięk przypominający obudzonego i w dodatku głodnego niedźwiedzia. Wiele kłamstwa w tym nie było...

Wiedziałam, że i tak już nie zasnę, więc wstałam z łóżka. Wzięłam telefon do ręki. Nacisnęłam guzik blokady, ale ekran wciąż był czarny. Kiedy już chciałam panikować nad popsutym telefonem, przypomniałam sobie, że nie podłączyłam go do ładowania. Wygrzebałam z pudełka ładowarkę i podłączyłam urządzenie. Włączyłam je, a na ekranie pojawił się znaczek ładowania. Odłożyłam go na biurko.

Zeszłam na dół. Po drodze związałam włosy w węzeł na karku. Usiadłam przy wyspie kuchennej. Oparłam brodę na ręce zgiętej w łokciu i spojrzałam na mamę.

 Cześć, Brookie. Jak ci się spało?

 Dobrze. Dopóki ktoś nie zechciał mnie obudzić. – Spojrzałam znacząco na tatę, który uśmiechał się niewinnie i mrugał oczami.

 Co zamierzasz dziś robić? – spytała mama. Przeszła do holu, w którym nakładała kolejne ze swojej kolekcji szpilek. Oczywiście pasowały do błękitnej koszuli i czarnej spódnicy. Tata wyglądał w zasadzie tak samo, ale w męskiej wersji – niebieska koszula i czarne spodnie (nie od garnituru. Doradziłam mu kiedyś, że dżinsy będą lepsze). Często ubierali się tak samo do pracy. Niektórzy myśleli, że to „zaznaczenie terenu", jednak tak naprawdę mieli z tego ubaw.

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz