8

230 13 0
                                    

Przejrzałam się ostatni raz w lusterku. Mój wzrok jeszcze zahaczył o tusz do rzęs, leżący na półce w łazience, ale zrezygnowałam z niego. Nałożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne, bo mimo wieczornych godzin słońce wciąż raziło, i zbiegłam na dół. Kiedy byłam przy drzwiach, zatrzymał mnie głos mamy.

 Gdzie idziesz?

Odwróciłam się do niej przodem. Wyglądała olśniewająco, nawet w sukience w kwiatki, w której nie wyszłaby na miasto, ale też nie pozbyłaby się jej za żadne skarby świata. Blond włosy zaplotła w warkocz, który opadał jej na lewe ramię.

 Na ten festiwal kolorów nad jeziorem. Mówiłam o nim ostatnio. A wy będziecie w domu? Jest super pogoda, dobrze by było z niej skorzystać.

 Może namówię twojego tatę na jakiś wypad. – Wzruszyła ramionami, a jej kąciki ust wygięły się ku górze.

 Chyba nie trzeba będzie go długo namawiać – rzuciłam. Zazwyczaj to właśnie tata był organizatorem różnych wycieczek, więc perspektywa wyjścia z domu mogła być dla niego bardzo kusząca. – Ja będę już... Właśnie – urwałam, słysząc dzwonek do drzwi. Otworzyłam je, a moje oczy spotkały się z brązowymi tęczówkami, podkreślonymi przez czarne kreski. – Cześć, Alice!

 Hejka. I dzień dobry – powiedziała, przechylając się trochę w bok, by pokazać się mojej mamie, która wciąż stała za mną.

Odpowiedziała i uraczyła Alice miłym uśmiechem.

 Mamo, to jest Alice, moja koleżanka.

 Miło w końcu poznać kogoś, z kim spędza czas moja córka. Nie jest zbyt wylewna w swoich opowieściach. – Spojrzała na mnie wzrokiem, w którym kryła się ciekawość. Byłam pewna, że teraz będzie chciała poznać wszystkich moich znajomych. Zaśmiałam się nerwowo.

 Tak, no cóż. My już musimy iść.

 O której będziesz? – spytała jeszcze zanim zdążyłam wyjść.

 Um... – Spojrzałam na Alice, szukając u niej pomocy. Nie wiedziałam jak będzie przebiegać impreza, więc nie byłam w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

— Obawiam się, że późno. Nie wiem dokładnie, ale mogę tylko zapewnić, że nic nikomu się nie stanie – odparła z uśmiechem.

 No dobrze. Lećcie już. Tylko odbieraj telefon i uważaj na siebie!

 Jasne! – odkrzyknęłam, zamykając już drzwi.

Zbiegłam ze schodków i dopiero na chodniku zauważyłam Jeepa bez dachu zaparkowanego na podjeździe. Moje brwi powędrowały w górę, bo do tej pory nie chcieli zdradzić mi, jak się dostaniemy nad jezioro.

 No chodź!

Alice pociągnęła mnie za rękę. Obie wpakowałyśmy się na tylne siedzenia, gdzie już siedział Michael. Za kierownicą był Peter.

 Cześć wam! – przywitałam się, zapinając pasy.

 Wreszcie – westchnął Peter. Najwidoczniej już nie mógł się doczekać jazdy. Od razu przekręcił kluczyki w stacyjce, silnik zamruczał, a chłopak wycofał ostrożnie z podjazdu, by zaraz nacisnąć pedał gazu. W lusterku wstecznym zobaczyłam jego szeroki uśmiech.

Rozejrzałam się po niewielkiej przestrzeni. Na tylnych siedzeniach miejsca było w sam raz, by każdy miał luz i nie musiał się gnieść przyciśnięty do innych. Czerwone obicia podbiły moje serce. W aucie grała głośna muzyka porywana przez wiatr, który przeczesywał nasze włosy.

Hello, ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz