Rozdział 18.

344 22 5
                                    

Od kiedy Ania wróciła do siebie, zaczęłam się źle czuć. Adam cały czas mi jęczal, żebym poszła do lekarza. Ja jednak nie chciałam. Nie lubię lekarzy.

- No Kinga, weź... - mącil mi Adam, siedząc obok mnie na kanapie w salonie - pójdź do lekarza, bo tylko się męczysz...

- Adam, nie... - powiedziałam, już wykończona bólem głowy.

- Kinga!

- No dobra - odpowiedziałam, żeby już przestał jęczec. Wstałam powoli i poszłam się ubrać. - Idę...

Wyszłam z domu i skierowałem się do szpitala, ponieważ ten budynek znajdował się bliżej nas, niz budynek przychodni. Weszłam do środka i podeszlam do recepcionistki.

- Dzień dobry - powiedziałam już tak wykończona, ze wygladalam, jakbym była naćpana. Podalam swoje dane osobiste i kobieta zaprowadziła mnie do jednej z sal, gdzie był lekarz. Zrobil mi kilka badan, zadal kilka pytan i stawil diagnozę.

- Ehhh, mam dla Pani wyniki badań - powiedział mężczyzna i głośno westchnął.

- Cos nie tak..? - zapytałam zmartwiona.

- No... ma Pani góza mozgu... - odpowiedział lekarz i popatrzył na mnie z nad kartki. - Dlatego tak boli panią, ta głowa

Momentalnie, w moich oczach pojawiły się łzy. Zakrylam ręka usta i rozryczalam się na dobre.

- Ale... t-to n-nie moze-e być pr-rawda - powiedziałam dlawiąc łzy.

- Zrobimy jeszcze jedno badnie i będzie Pani mogła iść do domu. Jednak jutro musi Pani wrócić na operację - lekarz wyszedl. Zostałam sama. Ale operacja... Boję się operacji..., a jesli coś się nie uda? Albo jeśli powiem o tym Adamowi, to mnie zostawi?

Lekarz zrobił to ostatnie badanie i mogłam iść. Była 15. Mialam przy sobie torebke z portfelem, telefonem i innymi nie za bardzo potrzebnymi rzeczami. Postanowiłam, ze znów wrócę do domu. Nie, kiedy mam tego gównianego góza mózgu. Skierowałem się w zupełnie inna stronę, niz nasz blok i szłam przed siebie. Po kilku minutach doszłam do lasu. Szłam cały czas przed siebie. Co raz bardziej sie sciemnialo. W koncu wyszlam z lasu i jak mi sie wydaje, byłam już daleko za Sopotem. Nagle zadzwonił do mnie Adam. Zignorowalam to. Ból cały czas się nasilał. Postanowiłam, ze usiade na chwile, na pobliskim pniu. Byla pelnia. Adam pewnie mnie szuka. Ruszyłam dalej. Wyszłam na chodnik znajdujący się przy bardzo ruchliwej ulicy. Założyłam sobie kaptur na głowę. Na jednym z budynków zobaczyłam zegar. 1.00. Chciało mi się Bardzo spac. Nagle stracilam równowagę i upadlam. Poczułam jeszcze silniejszy ból. Syknelam. Miałam przed oczami czarne plamki. Moje powieki same się zamykaly. Zamknelam oczy, i więcej ich nie otworzyłam.

*Pov Adam*

Od kiedy Ania wróciła do siebie, Kinga zaczęła się źle czuć. Cały czas jej mowilem, zeby poszła do lekarza. Ona jednak nie chciała. Mowila, ze Nie lubi lekarzy.

- No Kinga, weź... - mówiłem do niej, siedząc obok Kingi na kanapie w salonie - pójdź do lekarza, bo tylko się męczysz...

- Adam, nie... - powiedziała, już wykończona bólem głowy.

- Kinga!

- No dobra - odpowiedziała, wstajac powoli i poszła się ubrać. - Idę... - i wyszla

Była juz 15, a Kinga nadal nie wracała.
"Może ma jeszcze badania" - pocieszalem się. Minęło kilka godzin. Ja nadal siedziałem przed telewizorem i czekałem. 19..., 20..., 21..., 22..., 23..., postanowiłem do N ej zadzwonić. Nie odbiera.

- Idę jej szukac! - zawolalem do Zbirka siedzacego obok mnie na kanapie.

- Stary, idę z tobą - powiedział brunet i razem wyszliśmy z mieszkania. Najpierw skierowaliśmy się do szpitala. Weszliśmy..., znaczy wbieglismy jak oparzeni do recepcionistki.

- Przepraszam, czy jest tu Kinga ******? Jestem jej chłopakiem - powiedzialem z nadzieją. (Tak ten szpital jest czynny po 12 w nocy xD)

- Emm - kobieta popatrzyła w papiery - Wyszła ze szpitala o 15...

Rafał wstrzymał oddech. A i nie wiedziałem Co zrobić.

- Pańska dziewczyna, ma goza mózgu. - mówiła dalej. - Jeśli nie znajdzie jej Pan do godziny 6...

W moich oczach pojawiły się łzy. Kinga... ona... może umrzeć! Bez słowa wybieglem ze szpitala, a za mną podarzyl Rafał. Zatrzymałem się na chwilę i dobrze zastanawilem. Skoro nie poszła w prawo, tam gdzie masz blok... to musiała iść w lewo! Pobiegłem w stronę lasu. Co chwile się potykalem o konary drzew i kamienie. Zbirek towarzyszył mi z boku. W końcu wybieglismy z lasu, na chodnik niedalego ulicy. Z tego co sie orientowalem to byliśmy w zupełnie innym mieście. Jak jej tu nie znajdziemy to chyba się zabije...

Zatrzymaliśmy się a chwilę, zeby złapać oddech. Nagle zobaczyłem sylwetkę dziewczyny, leżaca na srodku chodnula. Byla podobna do sylwetki Kingi. Bez wahania oswiecilem latarkę w telefonie, żeby lepiej widzieć. Tak! To moja dziewczyna! Podbieglam do niej. Była cała zimna. Leżała nie przytomna.

- Kochanie... - plakalem w jej ramie tulac sie do jej zimnego ciala. Wziąłem ja szybko na ręce i znowu ruszyliśmy w stronę szpitala...
______________________________
~Luna♡

Szukam cię wszędzie...| NaruciakWhere stories live. Discover now