Rozdział XII "Próbowałeś mnie zabić"

6.1K 635 455
                                    

Kolejne dni wakacji minęły zdecydowanie zbyt szybko i chociaż Donghyuck bardzo chciał je zatrzymać, godziny przemykały mu przez palce. Oczywiście spotykał się z przyjaciółmi, jeździli z Markiem zwiedzać miasto. To były naprawdę miłe chwile. Jednak zanim się zorientowali został im ostatni dzień wakacji.

Mama Donghyucka nie pozwoliła mu już nigdzie wyjść wieczorem, bo przecież jutro musiał wcześnie wstać do szkoły. Nienawidził takiego gadania, dorośli zaczynają je już jakoś od połowy wakacji, że zaraz będzie trzeba iść do szkoły, że trzeba się przestawić i zacząć wcześnie chodzić spać. Mówią to z czystej zazdrości, ale to i tak potrafi dołować dzieciaki.

Donghyuck leżał w łóżku bawiąc się telefonem, wybierając nową tapetę z Kapitanem Ameryką, nie mogąc się zdecydować czy woli go z gołą klatą czy nie, a tak naprawdę zastanawiał się tylko, czy jest to dopuszczalne społecznie, żeby mieć gołą klatę Kapitana Ameryki na wyświetlaczu, kiedy dostał wiadomość od Marka. Nie spodziewał się jej, a jeszcze bardziej się zdziwił, kiedy przeczytał co było napisane w środku.

Wyjrzyj przez okno.

Pokręcił głową z niedowierzaniem, wziął to za żart, więc na początku nie planował wcale podnosić głowy z poduszki, ale jakieś przeczucie nie dawało mu spokoju. Wstał i podszedł do okna. To co tam zobaczył sprawiło, że oczy prawie wyszły mu z orbit. Na jego trawniku przed domem stał Mark, w czarnych spodniach od piżamy w małe zielone i czerwone miecze świetlne i białym podkoszulku, machał do niego zgrzewką puszek coli i paczką chipsów.

Donghyuck cofnął się o krok i spojrzał na telefon, był po północy, jego mama już spała, ale bał się że ją obudzi jeśli wpuści Marka. Galopada myśli przebiegła mu przez głowę, w końcu zadecydował. Zwinął koc i wziął go pod pachę i najciszej jak mógł zbiegł na dół po schodach, żeby otworzyć chłopakowi drzwi.

Jak tylko zobaczył go na progu, położył palec na ustach nakazując milczenie i pociągnął go za rękę przez kuchnie, biorąc kartonik lodów, znów schodami na górę, aż do okna na korytarzu, między jego pokojem, a jego mamy. Otworzył je i wyrzucił koc, nie spadł nisko, ponieważ zaledwie metr niżej był daszek szopki w której trzymali rowery i cały podwórkowy bałagan.

 Pokazał Markowi, że ma iść za nim i usiadł na parapecie przekładając nogi na zewnątrz. Zeskoczył modląc się, żeby jego mama tego nie usłyszała. Mark zrobił to samo i już po chwili stali razem na zewnątrz. Mark przytulił go krótko, od wyjazdu nad morze stało się to ich zwyczajem.

 Noc była złośliwie ciepła i posiadał wszystkie uroki letnich nocy.

- Rodzice wiedzą, że tu jesteś? – Zapytał Donghyuck kiedy rozłożył koc i wręczył Markowi jedną łyżkę do lodów.

- Jasne, mama upewniła się, żeby przypadkiem nie poszedł w ubraniu, tylko w piżamie. – Prychnął Mark biorąc do buzi całą łyżkę lodów.

- Mmm. Nesquik uwielbiam je. – Uśmiechnął się po spróbowaniu.

- No jasne, bo są najlepsze. – Powiedział Donghyuck z miną znawcy. Przez chwilę siedzieli w ciszy jedząc lody, była to jedna z najcieplejszych letnich nocy, co całkowicie przeczyło zdrowemu rozsądkowi, bo jesień stała już u progu, więc pogoda również powinna się zmieniać, ale najwyraźniej natura zapragnęła zadrwić z wracających do szkoły dzieciaków i dać im jeszcze kilka ciepłych dni, żeby dotkliwiej odczuli koniec wakacji.

- No więc, czemu tu jesteś? – Zapytał Donghyuck oblizując łyżkę.

- Pewnie z tego samego powodu, co ty. – Uśmiechnął się Mark, ale podrapał w głowę w geście zdradzającym spięcie. Donghyuck znał go już na tyle dobrze, że potrafił odczytywać takie małe oznaki u wiecznie uśmiechniętego chłopaka.

Treat Me Like a Princess (Markhyuck)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz