Violetta's Pov
Następne kilka dni chodziłam struta jakby wyssano ze mnie całą energię. Jakby tego było mało to Leon nie odpuszcza i nadal próbuje udowodnić swoją „miłość". Pomaga mi, pyta o moje samopoczucie. Jestem już powoli tym zirytowana, a oprócz tego nadal nie potrafię dogadać się z Francescą. Bardzo za nią tęsknie i nie chcę tego kończyć, bardzo jej potrzebuje. Dzisiaj po zajęciach w Studiu idę do Camili, której mam pomóc wybrać sukienkę na randkę.
- Uważasz, że brąz dobrze pasowałby do moich włosów? - spojrzałam zdziwiona na Camilę.
- Mówisz w tym momencie o sukience?
- No jasne! Jeszcze moje rudy włosy mi się podobają i nie zwariowałam Violetta - odparła.
- Myślę, że tak jednak ja bym była za jakąś białą sukienką - odpowiedziałam i w tym samym momencie weszliśmy na posesje domu dziewczyny. Po chwili znaleźliśmy się w środku, a zaraz potem przywitała nas mama Cami.
- Dzień dobry - przywitałam się, a kobieta uśmiechnęła się do mnie serdecznie i uścisnęła mnie.
- Miło cię widzieć Violu, chcecie coś do zjedzenia albo picia?
- Mamo śpieszy nam się - wtrąciła się jej córka. Kobieta machnęła na jej słowa lekceważąco ręką, a ja zachichotałam cicho pod nosem.
- Przyniosę wam picie do pokoju - oznajmiła i zniknęła za rogiem z uśmiechem. Spojrzałam na rudowłosą i zaczęłam się śmiać z jej poirytowania.
Wypuściła powietrze ze świstem, a następnie skierowała się po w schodach w górę. Ruszyłam za nią i weszłam do pokoju. Dziewczyna runęła na łóżko, a ja podeszłam do jej szafy i zaczęłam przeglądać wszystkie jej sukienki. W końcu natrafiłam na piękną, kremową sukienkę. Wyciągnęłam ją z szafy i pokazałam przyjaciółce.
- To twoja - westchnęła. Zmarszczyłam brwi. Jak to moja?
- Co? Przecież wisi u ciebie w szafie - spojrzałam na nią zdezorientowana.
- Idziesz na randkę z Leonem. Ja idę z Broadwayem, a to twoja kreacja. - przygryzłam wargę - Przepraszam, Leon mnie poprosił, nie mogłam mu odmówić - podeszła do mnie z miną zbitego pieska.
Zacisnęłam usta w wąską linię, a powieki zamknęłam. Po kilku sekundach otworzyłam oczy i parsknęłam śmiechem.
- Powinnam być teraz zła, ale dobra. Pójdę na tą „randkę"- zrobiłam cudzysłów. Rudowłosa rzuciła się mi na szyje i zaczęła piszczeć. Zrobiłam zniesmaczoną minę, ale objęłam przyjaciółkę ramionami. Po niedługiej chwili odsunęła się ode mnie:
- Nie traćmy czasu. Wszystko masz przygotowane, musisz się tylko uszykować - puściła mi oczko, a następnie podeszła do swojej szafy i wyciągnęła suknie o brązowym kolorze. Przewróciłam oczami z uśmiechem i skierowałam się do łazienki.
***
Efekt końcowy był bardzo zadowalający. Wyglądałam - skromnie mówiąc - niesamowicie. Camila zrobiła mi makijaż, a ja jej. Ona również wyglądała pięknie. Kompletnie nie byłam przygotowana na taki zwrot akcji jaki nastąpił, ale zgodziłam się. Dawno nie byłam z nim na żadnej randce, czymkolwiek. Pomijając wspólne wygłupy podczas pobytu w Miami.
- To jest podwójna randka? - spytałam. Camila spojrzała na mnie z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
- Oszalałaś? Oczywiście, że nie! - odparła rozbawiona. Odchrząknęłam cicho i przytaknęłam. Chwyciłam swoją torebkę i razem z przyjaciółką skierowałam się na dół. Niestety mamy Camili nie było ponieważ pojechała na zakupy, zostawiła jedynie karteczkę żebyśmy na siebie uważały i dobrze się bawiły.
Rozmawiałyśmy przez krótką chwile dopóki nie usłyszałyśmy dzwonka do drzwi. Dziewczyna spojrzała na mnie i przygryzłam wargę, a następnie podeszła do drzwi i otworzyła je z delikatnym uśmiechem. Stałam do nich tyłem, ale się odwróciłam natrafiłam na uśmiech Leona, który zawsze kochałam. Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę, a następnie podeszłam do nich.
- Cześć - przywitałam się ogólnie, a Leonowi złożyłam pocałunek na policzku.
- Miłej randki - uśmiechnął się serdecznie Broadway i wziął swoją dziewczynę w objęcia po czym zniknęli zza drzwiami. Zdążyłam jedynie im pomachać.
- Mam nadzieję, że będzie ci się podobać to co przygotowałem - usłyszałam szept przy swoim lewym uchu, po czym szatyn chwycił mnie za rękę i wyszliśmy z domu Camili.
Przed domem zobaczyłam samochód Leona, co oznacza, że pojedziemy w to miejsce samochodem. Uśmiechnęłam się delikatnie kiedy szatyn otworzył mi drzwi. Rzuciłam ciche „dziękuję" i zapięłam pasy. Kilka sekund później w środku pojazdu znalazł się także Leon.
- Dokąd jedziemy? - zagadnęłam. Nie odpowiadał, a jedynie delikatnie się uśmiechał - Nie dowiem się?
- Nie. - pokręcił przecząco głową - To niespodzianka i im więcej pytań będziesz zadawać tym mniej się dowiesz - wydęłam wargę i odwróciłam głowę w stronę szyby, obserwując zachód słońca.
Szczerze? Cholernie jestem podekscytowana, zdenerwowana, wszystko jednocześnie. Nie wiem co przygotował, nie spędzałam z nim dużo czasu przez dłuższą chwilę i nie wiem czy coś nie zmieniło się w jego umyśle twórczym. Spojrzałam na niego i obserwowałam jego twarz. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on chyba to zauważył, bo splótł swoją dłoń z moją i położył na moim udzie. Ścisnęłam jego dłoń, a wewnątrz moje serce miało palpitacje.
***
Ku mojemu zaskoczeniu nie dojechaliśmy do żadnej knajpy ani na pole gdzie czeka balon. Byliśmy na łące, której droga była usłana różami, a wokół były porozstawiane zapalone świeczki. Moje oczy zaczęły jeszcze dostrzegać gitarę i koc. Atmosfera była wręcz idealna, ponieważ akurat idealnie się ściemniło i wszystko można było zobaczyć w pięknym nastroju. Usiadłam na kocu i spojrzałam na chłopaka, który usiadł obok mnie.
- Jak ci się podoba?
- Jest.. idealnie. - zabrakło mi słowa - Uwielbiam takie klimaty - spojrzałam na szatyna. Posłał w moją stronę uśmiech, a następnie chwycił gitarę i spojrzał mi w oczy:
- Napisałem dla ciebie piosenkę. - oznajmił.
- I teraz ją dla ciebie zagram - dodał. Odchrząknął cicho po czym jego ręka poszła w ruch po strunach. Jego wzrok powrócił na moje oczy i zaczął śpiewać:- Si hay amor y nada má no es necesario. Nada, nada más. Si hay amor olvídate del calendario.. - śpiewał.
Po skończeniu moje serce najprawdopodobniej osiągnęło największą prędkość, a wcale nie poprawiał tego fakt jaki był tekst i to, że Leon bez przerwy patrzył mi w oczy. Tekst jest piękny i to jak to zaśpiewał było takie szczere. Niespodziewanie chłopak się do mnie przysunął i pocałował. Oddałam pocałunek od razu, a on go pogłębił. Sama z siebie poczułam chęć czegoś więcej, ale jestem kompletnie w tym biała. Niewiele myśląc usiadłam na kolana Leonowi, a on położył gitarę obok siebie. Niepewnie swoje dłonie włożył pod moją sukienkę aż dotknął talii.
- Chcesz tego? - spytał. Przełknęłam ślinę i przygryzłam wargę.
- Tak - odparłam drżącym głosem. Leon zgasił świeczki, a następnie wziął mnie na ręce i poszedł do swojego samochodu. Położył mnie na miejscu pasażera i wrócił się po koc oraz gitarę i świeczki. Włożył wszystko do bagażnika, a następnie usiadł za kierownicą i ruszył. Bulgotałam cała w środku. W nie więcej niż pięć minut znaleźliśmy się pod domem Leona. Wysiadłam z samochodu, a chwilę później wysiadł również szatyn. Weszliśmy do jego domu i chłopak ponownie wziął mnie na ręce i poprowadził do swojego pokoju. Zamknął drzwi i postawił mnie na ziemi. W pokoju było ciemno, a ja nic nie widziałam. Chłopak podszedł do mnie, a następnie poczułam jego ręce na moim ciele, jego usta na moich. Ściągnął ze mnie sukienkę, a ja zaczęłam rozpinać jego guziki od koszuli.
- Kocham cię - wyszeptał do mojego ucha. Po moim ciele rozeszła się fala dreszczy.
- Ja ciebie też - odparłam i dałam się ponieś rozkoszy.
CZYTASZ
Od miłości do nienawiści | leonetta
FanfictionViolettcie po pojawieniu się Roxy w Studiu, zostają tylko wspomnienia po Leonie. Ból kiedy widzi ich razem, łamie jej serce, łamie ją całą. Jednak w pewnym momencie ból się kończy, a zastępuje go szczera nienawiść do szatyna. Jak głęboko musiał zran...