Violetta's Pov
Właśnie skończyliśmy zajęcia w Studio i zmierzaliśmy wszyscy w kierunku wyjścia.
- Violetta, ty za miesiąc nie masz czasem osiemnastki? - zwrócił się do mnie Maxi.
- Tak, mam i dlatego chciałam wam rozdać zaproszenia - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z torebki kilkanaście zaproszeń. Rozdałam je każdemu, łącznie z Leonem. Wszyscy zaczęli sobie coś szeptać do ucha, a obok mnie zjawił się Leon, który objął mnie ręką wokół talii.
- Sprawię, że to będą najlepsze urodziny w twoim życiu - szepnął, a ja uśmiechnęłam się i spojrzałam w jego stronę analizując na co mógł wpaść. Znam Leona, ale wiem, że w sprawie niespodzianek potrafi nieźle zaskakiwać.
- Może pójdziemy na karaoke? Dawno tam nie byliśmy - zasugerowała Camila, a wszyscy ją poparliśmy po czym ruszyliśmy w jego kierunku. Ostatni raz tam byłam kiedy to Leon i ja nie byliśmy razem, wtedy on był z Larą, a ja z Diego, jednak uważam to za rozdział zakończony, który zalicza się do przeszłości.
Weszliśmy do środka, a wewnątrz było około 20 osób, które siedziało i rozmawiało przy muzyce lecącej z głośników. Zdecydowaliśmy, że zaśpiewamy naszą nową piosenkę, która została napisana przez nas w trakcie trasy po skończeniu 2 roku w Studiu. Weszliśmy na scenę po drodze zabierając ze sobą mikrofony. Kilkanaście sekund później do moich uszu dobiegła znana melodia.
- Gira el mundo, gira.. - zaczęłam śpiewać.
***
W klubie karaoke zostaliśmy 2 godziny, a po tym pożegnaliśmy się i każdy ruszył w kierunku domu, Leon odprowadził mnie do domu.
- Leon? - spytałam, patrząc na nasze splecione razem dłonie.
- Tak?
- Pamiętasz jak obiecałeś nauczyć mnie jeździć? - spojrzałam na niego, a na jego twarz wkradł się uśmiech.
- Nie puszczam słów na wiatr, maleńka - spojrzał w moją stronę.
- Czyli to nadal aktualne? - przystanęłam w miejscu.
- No jasne - uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go w usta.
- Kiedy zaczynamy? - wznowiliśmy pójście dalej.
- W ten weekend, a jeżeli nie idziesz nigdzie z dziewczynami to możemy już w piątek - odparł.
- W piątek jestem umówiona z dziewczynami na nocowanie.
- W porządku, więc w sobotę o piętnastej jestem pod twoim domem - stanęliśmy akurat pod moim domem. Złożyłam na jego ustach czuły pocałunek, który odwzajemnił.
- Do jutra - pożegnałam się i weszłam do domu.
Z uśmiechem na ustach skierowałam się do swojego pokoju. Ktoś przypadek nacisnął na dole na klawisze fortepianu przez co dostałam olśnienia. Chwyciłam w rękę pamiętnik i długopis. Zapisałam słowa, które przyszły mi do głowy, spojrzałam na nie i odczytałam:
- Siento que hoy ya estoy lista, digo, me siento distinta, quiero ser la protagonista no hay nada que temer, con el amor todo sucede, y si uno duda, retrocede, a actitud todo lo puede ,y me hace sentir bien - w tym momencie do mojego pokoju weszła Ludmiła.
- Interesujący tekst. Zawsze musisz pisać o Leonie? - spojrzała na mnie z podniesioną brwią, a ja przygryzłam wargę - Violetta, poważnie? A potem jak znowu ze sobą zerwiecie to podczas śpiewania tego jak zwykle pomyślisz o nim - przewróciłam oczami, ale miała rację. Ostatnio Leon daje mi dużą inspirację do pisania, jestem tym zaskoczona, ale lubię pisać o tym co czuję, każde moje uczucie mogę pokazać w piosence. I czasem nawet nikt się nie zorientuje, co chcę przez to przekazać.
- Nie narzekaj, Ludmiła. Myślisz, że nie słyszę jak czasem śpiewasz piosenki opisujące Federico? - spojrzałam na nią, czekając na reakcję. Rzuciła we mnie długopisem na co jedynie się zaczęłam śmiać - trafiłam w sedno! - wykrzyczałam z pokoju, kiedy ta wyszła.
I to niby ja jestem zakochana?
***
Oglądałam swój ulubiony serial i w momencie kulminacyjnym zaczął dzwonić mi telefon. Zignorowałam połączenie nawet nie patrząc kto do mnie dzwoni, jednak jakaś osoba była zbyt natrętna i zadzwoniła po raz drugi, odebrałam.
- Co jest takiego ważnego? - zaczęłam bez powitania.
- Violetta, tak się zwracasz do swojej cioci? - usłyszałam głos Angie.
- Angie! Przepraszam, właśnie oglądałam serial i.. sama rozumiesz - uśmiechałam się sama do siebie.
- Nic się nie stało. Violu, chciałabym cię poinformować.. - nie dokończyła bo do pokoju weszła Olga z kolacją.
- Leon? A może Diego? - zasugerowała patrząc na mnie ze swoim tradycyjnym uśmiechem.
- To Angie, Olga - odparłam ze zmarszczonymi brwiami.
- Angie, Angie! - mój telefon został napastowany przez Olgitę. Westchnęłam, ale poddałam się dobrowolnie. Sekundy później do mojego pokoju wszedł Leon.
- Cześć kochanie, wczoraj bluzy zapomniałem, a jest mi bardzo potrzebna - chciał wejść dalej, ale kiedy zobaczył Olgę stanął w miejscu. Wstałam i podeszłam do niego.
- Każda reakcja na dzwoniący telefon od Angie - pokręciłam z dezaprobatą głową - a wracając do twojej bluzy to ci jej nie oddam. Już jest moja - wskazałam na swoje ubranie. Zaśmiał się, ukazując swoje białe jak śnieg zęby.
- Dam ci tą, dobrze? Ta jest mi bardzo potrzebna - uśmiechnęłam się i przystałam na tą propozycję. Oddałam mu poprzednią bluzę, a kiedy podał mi drugą, którą przed chwilą miał na sobie, od razu na siebie ją założyłam. Powstrzymywałam się, aby przy nim nie zacząć się zaciągać jej zapachem.
- Zostaniesz jeszcze, proszę? - zrobiłam oczka kotka ze Shreka. Przewrócił oczami i przystał na tę propozycję. Odwróciłam się w stronę łóżka, a tam już nie było Olgi ani mojego telefonu. Usadowiłam się na łóżku, czekając aż mój chłopak dołączy do mnie. Kiedy już to zrobił, wtuliłam się w niego i puściłam dalej serial.
Oglądaliśmy w ciszy, ciesząc się sobą. Pod koniec odcinka spytał:
- Właściwie to dlaczego chcesz zatrzymać moją bluzę? - zaczął opuszkami palców jeździć po moim ramieniu.
- Po pierwsze są i jest bardzo ciepłe i ciepła, pachną i pachnie tobą - posłałam w jego stronę szczery uśmiech, a on jedynie pocałował mnie w czoło rozbawiony.
Tylko jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że to będzie jedna z niewielu rzeczy, które zostaną mi od Leona.
***
CZYTASZ
Od miłości do nienawiści | leonetta
FanficViolettcie po pojawieniu się Roxy w Studiu, zostają tylko wspomnienia po Leonie. Ból kiedy widzi ich razem, łamie jej serce, łamie ją całą. Jednak w pewnym momencie ból się kończy, a zastępuje go szczera nienawiść do szatyna. Jak głęboko musiał zran...