Rozdział 17

620 19 1
                                    

Hermiona odetchnęła głęboko. Nigdy wcześniej nie musiała tak bardzo kontrolować ani siebie, ani swoich ruchów. Nie miała zielonego pojęcia, czemu nie mogła spokojnie zebrać myśli w towarzystwie Snape'a, co było dodatkowo frustrujące. Zawsze, gdy znajdował się zbyt blisko, nie czuła się do końca pewna i nie wiedziała, dokąd dokładnie ma wyznaczoną granicę – jak daleko naprawdę może się posunąć w pytaniach i ruchach. Podczas zajęć było o wiele łatwiej, gdy zasiadał za biurkiem i wydawał rozkazy zwięźle i krótko. Sapnęła głośno. Teraz, jakby nie patrzeć, Snape miał na nią haczyk i to niejeden, a ona wciąż nic o nim nie wiedziała, nie złożył jej przysięgi, i nadal w tym samym stopniu nie wierzyła w jego bezinteresowną pomoc. Pff... On pewnie nawet nie wie, co to znaczy „bezinteresowność", a co dopiero mógłby jej użyć w życiu codziennym...

Dziewczyna ruszyła w stronę gabinetu dyrektora. Z jednej strony dziwne było, że Dumbledore nie zwrócił większej uwagi na to, jak zdobywa składniki, jednak miała na dzieję, że to skutek rozmowy, którą kiedyś odbyli na ten temat – stwierdzenie, że była to „przyjemna, krótka pogawędka" jednak mogło trochę odchodzić od rzeczywistości – podczas której dosyć dobitnie wytłumaczyła mu, że to nie jest zbytnio ważne, jeżeli wciąż chce mieć zdobyte przez nią potrzebne mu rośliny lub inne rzeczy z Zakazanego Lasu. Zastanawiała się nieraz. czy przypadkiem ten starzec nie wie czegoś, czego nie powinien wiedzieć. Niby zawsze, gdy wyczuwała czyjąś obecność w swoim umyśle, podkładała nieważne wydarzenia z przeszłości przeplatane z kilkoma fałszywymi, lecz zawsze istniało takie prawdopodobieństwo, że się dowiedział; małe, bo małe, lecz zawsze mogło być.

Przybrała na twarz uśmiech szczęśliwej, zadowolonej z życia dziewczyny, aczkolwiek z lekka stanowczej i zapukała do drzwi. Słysząc radosne „wejść" przestąpiła próg drzwi. Mimo wszystko gdzieś w głębi czuła ziarenko jakiegoś dziwnego uczucia. Może strachu? Nie, nie, strach to za duże słowo. Niepewność. Tak, to było dobre określenie. Ziarenko niepewności, które nieprzyjemnie rosło, swędząc ją w środku. Była niepewna tego, co powie Dumbledore. Tego, co będzie jej następnym zadaniem. Szczerze, to chyba większości rzeczy była niepewna. Ale niby jak miała się czuć? Każdego dnia mogło się tyle wydarzyć; każda osoba mogła udać się na misję i już nie wrócić; Voldemort mógł zaatakować; ona sama mogła nie przetrwać kolejnego spotkania z wilkołakami – jeśli wciąż chciała wdrożyć swój plan w życie.

Zajęła miejsce naprzeciw dyrektora.

– Dropsa? – Uśmiechnął się promiennie, wyciągając przed siebie rękę z opakowaniem pełnym cukierków.

– Nie, dziękuję – opowiedziała uprzejmie. – Proszę, profesorze – wyciągnęła ze spodni pomniejszoną fiolkę, którą chwilę potem przywróciła do naturalnych rozmiarów. – To jest Athelas, o który pan prosił.

– Wspaniale! – Klasnął energicznie w dłonie. – Zaraz powiadomię Severusa. On na to spojrzy i powie, czy można dodać go do eliksiru. – Zaśmiała się w duchu na te słowa.

– W takim razie może przyjdę później?

– Jeżeli masz czas, prosiłbym, abyś jednak została. – Uśmiechnął się dobrotliwie.

– Oczywiście, profesorze. – Skrzywiła się leciutko, wręcz niezauważalnie i posłusznie została na krześle.

Dyrektor sięgnął po proszek Fiuu i wezwał do siebie profesora.

– Jakbyś nie zauważył, to mam od cholery roboty, więc sprężaj się – warknął Snape na powitanie, wpatrując się morderczo w Dumbledore'a. Jeżeli zaraz nie doda sproszkowanego rogu jednorożca wszystko pójdzie w diabły.

– Spokojnie, Severusie. Mnie też cię miło widzieć – odparł łagodnie dyrektor. – Rozumiem oczywiście, że jesteś zajęty, więc nie zabiorę ci dużo czasu.

~ HGxSS w granicach nierozsądku ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz